do trzech razy sztuka

105 6 95
                                    

– Myślisz, że powinniśmy składać się razem na alkohol? Bo prezent to oczywista rzecz, ale jakieś dobre alko... – Cosette mówiła głośno i wyraźnie w powietrze, gdyż opierający się o framugę drzwi do jej pokoju Enjolras przeglądał wiadomości w telefonie, starając się ustalić, gdzie konkretnie mieszka Bahorel. Google Maps był pomocny, ale chłopak przez dłuższą chwilę obracał ekran na wszystkie strony, chcąc znaleźć jakikolwiek znajomy punkt orientacyjny.

Byłoby pomocne gdyby jakkolwiek się odnajdywał w przestrzeni.

– Courf mówił, że kupują jakieś wino – mruknął, nie patrząc jak Cosette nakłada warstwę brokatowego błyszczyka, który sprawiał, że jej usta wyglądały jak u wróżki. – Masz jakąś torbę na ten prezent?

Szczerze, udawane randkowanie miało jeden plus – spodziewano się, że złożą się razem na prezent i tak też zrobili, co oszczędziło kłopotu i kosztów obojgu. Ekonomiczne, pomyślał Enjolras, odwracając się na dźwięk kroków na schodach.

Xavier, ojciec Cosette spojrzał na niego z niemą dezaprobatą nim wkroczył do jasnego pokoju córki.

– O której się ciebie spodziewać? – zapytał, a Enjolras z podziwem wspomniał sztywne terminy powrotów jakie ustalali mu rodzice, gdy jeszcze z nimi mieszkał. Cosette to miała bajkowe życie.

– Uch. – Dziewczyna posłała mu zagubione spojrzenie, jakby to Enjolras organizował imprezę i to on wiedział, o której wyjdą.

Wzruszył ramionami, nie zamierzając bawić się w rycerza na białym koniu.

Cisza się przedłużała.

– Koło pierwszej albo drugiej? – ocenił ostatecznie z irytacją, mrużąc oczy. Xavier łaskawie obdarzył go uwagą, unosząc brew w koncentracji.

– Minuta po trzeciej i nie żyjecie – zagroził grzmiącym tonem, który spotkał się z łagodnym, ale pełnym wyrzutu okrzykiem:

– Xav! – Jean, drugi ojciec Cosette, bezszelestnie dołączył do zebrania, aż Enjolras wzdrygnął się, gdy odezwał się znienacka. – Daj im się wyszaleć, to jeszcze młodzież.

Xavier przewrócił oczami, aczkolwiek łagodnie, jakby z pewnym pobłażaniem i czułością.

– Okej, ale ty później sprzątasz zarzygane dywany – zagroził lekko, śpiewnym tonem. Jean pokręcił głową, po czym poklepał Enjolrasa, znowu znienacka, ten facet go doprowadzi do zawału, po plecach i uśmiechnął się w stronę córki.

– Bawcie się dobrze i nie pakujcie w kłopoty. – Było coś przekornego w jego tonie, jakby spodziewał się, że niezależnie od tego co wybiorą, kłopoty i tak odnajdą ich.

I szczerze mówiąc, bardzo się nie mylił.

***

Przyszli mniej więcej na czas.

Otworzył im Bahorel, radosnym wrzaskiem oznajmiając ich przybycie reszcie kłębiących się w mieszkaniu osób. Między nimi, wśród mieszanki perfum i alkoholu dźwięczała jakaś popularna piosenka, której Enjolras jednak nie rozpoznawał z tytułu. Chociaż, prawdopodobnie wystarczyło poczekać do refrenu, jeśli bardzo zależałoby mu go poznać.

Wcześniej wysłał Courfeyracowi lakoniczną wiadomość „jesteśmy. O której będziecie?" Odpowiedź nadal nie nadeszła.

Było głośno, Cosette weszła pierwsza, a Enjolras zza jej głowy od razu zauważył, że niewiele widzi znajomych twarzy. Nieprzyjemne uczucie tknęło jego brzuch, ale starał się nie okazywać grymasu niezadowolenia, ponieważ nie przyszli tu dla niego, tylko dla Bahorela. To znaczy, dla Cosette i jej woli romansu z Grantaire.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 12, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

komedia omyłek |Modern!AU Enjoltaire| [rozdziałów brak]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz