03. Szprycer, który dzieli (kochanków)

406 36 42
                                    

Ostateczny dowód na to, że żyję w pieprzonej symulacji otrzymałem, kiedy Dawid wspaniałomyślnie oznajmił mi, że poprosił na świadka panią Kasię. Nosowską. Gdyby nie to, że byłem już po porannej toalecie, to pewnie bym się zesrał. Powtarzałem to nazwisko chyba z pięć razy, nim w końcu to do mnie dotarło. Pani Kasia, serio?

– Ale jak ty to... – w tej sytuacji powołanie Kuby na świadka było totalnym strzałem w kolańsko. Jak to będzie wyglądać? Muszę to jak najszybciej odkręcić i zadzwonić do Krzysia Krawczyka, może da się namówić... Jakoś. Dawidowi wyraźnie humor dopisywał, siedział rozwalony na fotelu i obserwował wszystkie stadia mojej panki. Gdy doszło do ostatniego, czyli czerwonego jak burak ryja i zawieszenia w czasoprzestrzeni, westchnął teatralnie i odparł:

– Słuchaj Filip, serio nie miałem innego wyjścia. Pani Kasia zgodziła się od razu, sam nie wiem, dlaczego do niej w ogóle zadzwoniłem...

Wziąłem głęboki oddech, powoli wracając na ziemię, po czym posłałem mu mordercze spojrzenie.

– Żeby cię przebić, musiałbym poprosić co najmniej Marylę. Jesteś najgorszą żoną, jaką mogłem sobie wybrać, wiesz?

– Oj, przestań.

Jakoś będę musiał to przeżyć, nie ma to tamto. Nogi mi się uginały na samą myśl o tym, że na moim ślubie będzie pani Kasia NOSOWSKA, do tego w roli ŚWIADKA DAWIDA. Panie i panowie, żyję w symulacji.

– Postanowiłeś już, co zrobisz z Kubą? – Dawid, jakby nigdy nic, zmienił temat. Wzruszyłem ramionami.

– Będę musiał z nim po prostu porozmawiać, od tak. Przy piwku i fajeczkach, aby mu nie było aż nazbyt smutno.

– Tylko wiesz, delikutaśnie. Kuba może nie wygląda, ale ma bardzo wrażliwe serduszko.

Posłałem Judaszowi Podsiadło mordercze spojrzenie.

– Chyba wiem, jak się obchodzić z moim przyjacielem, nie?

Ale w głębi duszy krzyczałem "pomocy, niech ktoś to zrobi za mnie!!".





***





Quebo odpalił fajeczkę, rozsiadł się wygodnie na swoim szezlongu, po czym wyjął z kieszeni na dupie ten sam mininotesik, w którym notował już na imprezie u mnie w domu. Usiadłem na kanapie w bezpiecznej odległości od niego, otwierając zębami Żubra. Kuba odchrząknął i zaczął czytać:

– Bilety lotnicze: udało mi się wynegocjować niezłe zniżki z moja kartą All Inclusive, zapłacicie mniej niż za lot do Londynu! Dalej, hotel: tutaj wyjdzie drożej, ale znalazłem jeden we wspaniałej lokalizacji i na miejscu robią piękne śluby, więc myślę, że wam się spodoba. Jest też druga opcja, tańszy hotel, ale dodatkowo wyjdzie za miejsce na ceremonię, które jest równie piękne. Cholera, sam nie wiem, co bym wybrał na waszym...

Ręce trzęsły mi się jak emerytowi, gdy Quebo zaczął z lekkością równą chyba tylko baletnicy czy innym motylom rzucać ceny tego i tamtego. To nie tak, że nie było nas stać, bo pewnie było, ale aż t a k drogiego ślubu to chyba jeszcze żaden raper nie miał w Polsce. Ani śpiewak. No, może poza Wiśniewskim. Przełknąłem gorzki jak piwo napój i odchyliłem się na kanapie, zbierając myśli. Kiedy Kuba dotarł do wyszywanego złotem garnituru, wyprostowałem się gwałtownie.

– Hola, typie! Przystopuj!

Jego ręka dzierżąca miecz-ołówek zawisła bez ruchu, a fantazyjnie ufarbowane brwi powędrowały ku górze.

– Coś się stało?

– Tak. Nie. Nie wiem... – burknąłem i odstawiłem piwo-paliwo rakietowe na stolik. – Posłuchaj. Ja... złoty garnitur, serio? Nie sądzisz, że to trochę przesada?

Pan i Pan Szcześniak [taco hemingway x dawid podsiadło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz