Czerwiec

3 0 0
                                    

Od dwóch dni praktycznie nie ruszam się z łóżka.
Gdyby nie toaleta i wszystkie zafiksowania na punkcie higieny, to zapewne bez ustanku tłukłbym się po pościeli.

To się znowu działo.

Od kilku dni trwa już lipiec, a ja nadal tkwie w czerwcu, dając się pochłonąć zbyt wielu myślom.

Zbyt wielu wspomnieniom.

W czerwcu się poznaliśmy.
W czerwcu w końcu powiedziała mi, że mnie kocha.
W czerwcu musiałem jej wyjaśnić, że wyjeżdżam.
W czerwcu złamaliśmy sobie nawzajem serca.
W czerwcu odkryłem, że była podła.
W czerwcu zrozumiałem, że nadal ją kocham.

W czerwcu...

Ja byłem Czerwcem.

Lecz to wszystko trwało zbyt długo.

Zbyt długo pozwalałem na to, by ogarniała mnie melancholia.
Zbyt długo zwlekałem ze zjedzeniem posiłku.

Dzisiaj udało mi się zjeść coś koło północy.

Rozmawiałem z L. Powiedziałem mu, że On juz do mnie nie pisze. Ze Go straciłem na zawsze, bo już tacy jesteśmy. Za to L opowiedział mi o swoim bracie.
Lubię L.

S mówi mi o swoich obawach i autodiagnozach. Czuję się lepiej, gdy rozmawiam z S, bo on mi daje poczucie bezpieczeństwa. Rozumie. A jeśli nie rozumie, to pyta.
Tylko S pyta.

J znowu chce ze sobą skończyć, a ja jestem zbyt daleko, żeby móc być przy nim.

A On? On już ze mną nie pisze. On już mnie nie kocha.
On kocha kogoś innego, może lepszego, może milszego.
On się mną zmęczył, tak jak męczą się mną wszyscy.

Bo ja jestem męczący.

Bo dopada mnie Czerwiec.

Ostatnio zbyt często siedzę nago w brodziku i pozwalam, by pochłaniały mnie kaskady gorącej wody, leniwie sączącej się ze słuchawki prysznica.

Szukam ciepła. Szukam intymności nieskalanej seksualnością.

Szukam czegoś, co mogłoby dać mi namiastkę wszystkiego, co straciłem przez własną głupotę i arogancję.

Przez strach i zatracenie.

Przez CZERWIEC

Ale jedyne co mam, to złudzenia, ważne rozmowy z S i kilka tabletek nasennych.

Zbyt wiele, by zignorować; zbyt mało, by coś planować.

Przez ostatnie dwa tygodnie napisałem ponad dwadzieścia tysięcy słów, jednak żadne z nich nie dało mi pożądanej satysfakcji.

Nic już nie dawało mi satysfakcji.

Życie znów stawało się nie do zniesienia i to nie przez trudności na mej drodze, a przez bezsens mojego jestestwa.

Bo nic po mnie nie zostanie.

Nie zbudowałem pomnika.

I już nie będzie dane mi to uczynić.

Siedzę nago w nędznym brodziku i oddawaję się jedynej przyjemności, jaka mi pozostała, a myślami odbiegam do pokus złośliwie szeptanych przez niewinne pudełko różowych tabletek nasennych.

Nikt nie lubi sceptykówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz