Rozdział 18

1.6K 50 6
                                    

Hermiona weszła niepewnie do pokoju w którym toczył zawzięty spór pomiędzy Elihartem a Harry'm.
- Wyjedziesz do Stanów. Musisz- Stary wampir dalej próbował spokojnie tłumaczyć swoje racje niepokornemu uczniowi.
- Nie rozumiesz! Znasz przepowiednię, sam mówiłeś, że muszę zostać, zdobyć doświadczenie- Harry'm był wzburzony. Ukazywało to kontrast który śmieszył Hermionę. Nie mogła wytrzymać i zaśmiała się cicho pod nosem. Zapomniała jednak, że była w siedzibie wampirów. Harry i Elihart doskonale ją usłyszeli.
- Czy mogę wiedzieć co cię tak bawi Hermiono?- zapytał wampir- My tu rozmawiamy o poważnym zagrożeniu waszych żyć- Hermiona natychmiast spoważniała.
- Gdybyście zobaczyli waszą kłótnię z perspektywy sami byście się śmiali. Stary wampir tłumaczy swojemu uczniowi swoje racje na co ten bezmyślnie odpowiada krzykiem. Teraz rozumiesz z czego się śmieje- Elihart uśmiechnął się do Hermiony. Harry również lekko się uśmiechnął jednak dalej pozostawał poirytowany.
- To teraz może wytłumaczysz mi po co dokładnie mamy wyruszyć do Stanów, bo chyba nie chodzi o wycieczkę krajoznawczą- zwrócił się z pytaniem do starego wampira Harry.
- Wytłumaczyłbym ci już wcześniej ale ty wolałeś rozpocząć kłótnie- Harry zmarszczył czoło i mruknął coś cicho pod nosem, natomiast wampir kontynuował- musisz udać się do Stanów i odnaleźć tam mojego starego przyjaciela, pomoże ci opanować twój instynkt, nie możesz przecież zabijać każdego kto cię zdenerwuje. Zabójstwo Wesley'a było niepotrzebne to raz, a dwa fatalnie wykonane zostawiłeś wiele śladów i gdyby nie szybka interwencja Cassandry szybko dowiedzieliby się kto to zrobił.
- Mówiłem ci to nie było zwykle zabójstwo- rozpoczął swoją obronę Lestrange- on od dłuższego czasu starał się poznać nasz sekret, zaraz wypaplał by to komuś nieodpowiedzialnemu i mielibyśmy poważniejszy problem.- Do Hermiony dopiero teraz dotarło do czego przed chwilą przyznał się jej przyjaciel.
- Czyli że to ty zamordowałeś Rona! Co ty wyprawiasz Harry, miałeś walczyć ze złem nie stawać się złym! Przecież mimo wszystko on był kiedyś naszym przyjacielem- gdy to mówiła z jej oczu popłynęła struga łez.
W tym samym czasie
Londyńską ulicą szedł mężczyzna ewidentnie nie pasujący do świata ludzi. Był niski, barczysty co nadawało mu karykaturalny wygląd. Był ubrany w czarną bluzę, podarte spodnie w tym samym kolorze oraz białe trampki. Szedł szybko przeciskając się przez zatłoczoną ulicę. Do kina wszedł właśnie nowy film wiec kolejki ciągnęły się aż na zewnątrz. Nieznajomy nie zwrócił na to wydarzenie większej uwagi. Skręcił w małą, ciemną uliczkę. Na końcu uliczki stała stara zniszczona kamienica opatrzona tabliczkami zakazu wstępu. Mężczyzna stanął przed kamienicą i wystawił lewą rękę w geście powitania. Jego oczom ukazała się wtedy piękna posiadłość. Wyglądała jak wybudowana wieki temu jednak jej stan przeczył temu przeświadczeniu. Nieznajomy otworzył drzwi, stała przed nim kobieta. Była ubrana w czarną szatę z kapturem.
- Spóźniłeś się, czyżby był jednak szybszy niż myślałeś?- zapytała nie kryjąc rozbawienia nieznajoma. Zdjęła kaptur a oczom mężczyzny ukazała się piękność o bladej skórze i czarnych włosach. Uwagę najbardziej przykuwały jej oczy, które były przenikliwie niebieskie co kontrastowało z jej włosami.
- Cholera, chyba w końcu się starzeję, goniłem go przez pół Londynu, sukinsyn nie ułatwił mi zadania uciekając kanałami- mężczyzna zdjął kaptur czarnej bluzy. Jego twarz posiadała kilka blizn, jedna była szczególnie charakterystyczna, ponieważ ciągnęła się przez cały policzek. Jego włosy były brązowe jednak miejscami można było w nich dostrzec blond. Jego oczy były czarne niby węgle. Mężczyzna podszedł do kobiety. Złączyli się w namiętnym pocałunku. Kobieta mimo protestów mężczyzny musiała przerwać pocałunek.
- On czeka, idź do niego, potem będziemy mieli czas dla siebie- kobieta wstała i chciała już ruszyć w stronę ogrodów. Mężczyzna złapał ją za nadgarstek i pocałował krótko.
- Caroline, on może jeszcze trochę poczekać- kobieta spojrzała na niego karcącym wzrokiem- no już nie patrz tak na mnie, przecież wiem, muszę iść- puścił kobietę i ruszył schodami. Zawsze zastanawiało go czemu ktoś taki jak Van Der Lind gromadził takie zasoby sztuki w swoim domu. Był to człowiek bezwzględny a jeśli chodziło o sztukę wykazywał się niezwykłą wrażliwością. Nieznajomy dotarł do drzwi prowadzących do Van Der Lind'a. Zapukał i nie czekając aż zostanie poproszony wszedł do gabinetu. Jego oczom ukazało się wielkie drewniane biurko w fotelu siedział wysoki białowłosy mężczyzna czyli nie kto inny jak Julian Van Der Linde.
- Późno przybywasz Arthurze, czyżby nasz cel nie był skory do współpracy?- zapytał nie odwracając się od okna nawet na sekundę.
- Przepraszam że tak późno ale pan Smith był szybszy niż przypuszczałem. Musiałem gonić, ale przynajmniej mój trud się opłacił. Elihart stworzył nowego wampira, pan Smith nie znał jednak imienia tego nowego.- Arthur liczył, że te bądź co bądź szczątkowe informacje zadowolą szefa.
- Hmmm, ciekawe pamiętam jak jeszcze nie tak dawno temu Elihart zastrzegał, że już nigdy nie stworzy nowego wampira- mężczyzna odwrócił się w końcu w stronę swojego rozmówcy- może on nie tworzy kolejnego strażnika tajemnicy, tylko kogoś ważniejszego- Julian był wyraźnie podekscytowany zaistniałą sytuacją.
- Myślisz, że znalazł w końcu kogoś kto może się stać Źródłem?- zapytał z niedowierzaniem Arthur.
- A co innego skłoniło by go do stworzenia nowego wampira, przez dwieście lat nie złamał danej mi przysięgi więc czemu miałby to zrobić dla zwykłego człowieka?- myśli Van Der Linda były chaotyczne. Nie wiedział czy ma racje jednak jeśli tak to musi jak najszybciej przejąć tego nowego, to przecież szansa na odbudowanie pozycji wampirów w czarodziejskiej społeczności.
- Arthurze, weź ze sobą kogoś i znajdźcie siedzibę Eliharta, staruszek musi mi odpowiedzieć na parę pytań. Wyruszycie jutro, póki co odpoczywaj spisałeś się.- Arthur odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Ruszył w stronę swojego pokoju a właściwie mieszkania. Musiał opatrzyć swoje rany gdyż wilkołak( Smith) trochę go poharatał. Wszedł do mieszkania, zdjął bluzę, na boku miał sporą ranę po ugryzieniu. W tym czasie do mieszkania weszła Caroline.
- Ten stary wilk cię tak dorwał? Połóż się, opatrzę cię.- zarządziła kobieta. Poszła do łazienki skąd przyniosła gazę, spirytus oraz esencję z dyptamu. Arthur na widok esencji skrzywił się. Pare razy już zdarzyło mu się obcować z tym preparatem i nie mógł powiedzieć iż polubił sposób działa tego specyfiku. Caroline polała gazę spirytusem, i przytknęła na moment do rany, musiała ją odkazić inaczej mogłoby się to źle skończyć dla Arthura gdyż jad wilkołaków działał dla wampirów jak powolna trucizna, na początku powodował silne bóle lecz później nawet smierć. Caroline polała ranę dyptamem. Mężczyzna zacisnął mocno zęby jednak przed nią nie mógł ukryć tego iż go to zabolało. Gdy Arthur opanował ból zapoznał Caroline z planem na jutro.
- Jutro wyruszamy na poszukiwania Eliharta, Julian kazał mi go znaleźć, ponieważ uważa iż ten nowy może być Źródłem.
- Niemożliwe! Źródło nie ujawniło się od wieków, myślisz że jest to związane z powrotem Czarnego Pana? Wszyscy mówią o jego powrocie, a część zastanawia się czy nie dołączyć do niego.- Kobieta była wyraźnie przejęta, powrót Voldemorta oznaczał koniec pokoju między rodami wampirów, znów opowiedzą się po różnych stronach.
- Nie wiem kochanie, ale jeśli Czarny Pan wraca do sił to powrót źródła jest najlepszym co może się nam przydarzyć.- nagle przez okno wpadł patronus...

Cześć, powracam po kolejnej dłuższej przerwie, nastąpił nagły atak weny więc postanowiłem go wykorzystać. Być może wrócę do regularnego publikowania jednak nie jest to pewne. Tymczasem zapraszam do lektury i dawajcie znać jak wam się podoba.
Stay tuned

Harry Potter i Odkryta Tajemnica Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz