Krok dziesiąty.

83 12 4
                                    

Czas jakby na chwilę się zatrzymał. Wiedział. Już wiedział, co nastąpi. Dziewczynę od skoku dzielił jeden, jedyny krok. Pojedynczy kroczek gotowy zakończyć jej życie. Osamu poczuł na plecach dreszcz niepokoju. Miał ostatnią szansę na przekonanie jej, by jednak wróciła, wpadła w jego ramiona. Chciał, by oboje tego dnia zeszli z budynku przeznaczonym do tego zejściem. Potrzebował jej, dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywała w jego życiu. Że też nie zauważył tego wcześniej! Mógłby zareagować, nie byłoby za późno. Co miał zrobić? Podbiec i chwycić ją za nadgarstek? Teoretycznie mógłby, jednak była za blisko krawędzi. Zdążyłaby cofnąć się ostatni raz, by spaść, wprost na jedną z wielu ulic Yokohamy. Od początku powinien był zniechęcać ją do skoku, zachęcać, by podeszła. Czemu był pewien, że nie skończy swojego życia?! Czemu nie wziął dwóch opcji pod uwagę, jak miał to w zwyczaju?! Czyżby zawiódł? Nie! Jeszcze nie skoczyła. Nadal ma szansę, prawda? Musiał przynajmniej spróbować. Zrobić cokolwiek. Wziął głęboki wdech i wyciągnął dłoń w jej stronę.

— Chodź. Wracajmy do domu. — powiedział spokojnie, przynajmniej na tyle ile pozwalała mu obecna sytuacja.

— Osamu. Proszę cię, daj spokój. — odparła, odwracając wzrok. Nie chciała patrzeć na powiększający się na jego twarzy smutek.

— Dobrze wiedziałaś od samego początku naszej znajomości, że nie dam ci spokoju. W końcu jestem niczym pasożyt, prawda? — odpowiedział, wspominając jedną z wielu długich rozmów, gdy to dziewczyna zarzuciła mu, że jest niczym kleszcz.

— Racja. — westchnęła i na chwilę zwróciła ku niemu wzrok. — Ale pasożyt prędzej czy później traci żywiciela. — dodała.

— Po prostu... Chodź. Mamy jeszcze sporo rzeczy do zrobienia. — musiał próbować.

— Dazai. To bez sensu. Doceniam twoje starania, ale... — zacięła się. Zacisnęła usta i zmusiła się, by utrzymać z nim kontakt wzrokowy.

W oczach dziewczyny gościły łzy, które po chwili zaczęły spływać po bladych policzkach. Wzięła wdech i uśmiechnęła się szeroko.

— Naprawdę cieszę się, że cię poznałam, Osamu. To były piękne trzy lata. Żegnaj.

Zrobiła ostatni krok.

Zareagował od razu, momentalnie zerwał się z miejsca i padł przy krawędzi budynku na betonowy dach. Zdążył. Zdążył musnąć jej dłoń, ale nie zdążył jej chwycić. Patrzył na spadającą  postać, a ciszę nocy rozdarł przeraźliwy krzyk rozpaczy. Nie zrobił tego, nie dał rady. Nie był w stanie zrobić nic więcej. W pewnym momencie nawet krzyk zanikł. Nastąpiła cisza. Głucha, pusta, zimna cisza. Tego dnia Dazai Osamu stracił kolejną bliską osobę.

Dziesięć kroków do śmierci.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz