Prolog

39 2 0
                                    

12 czerwca 1997 rok
Ilvermorny, Mount Greylock, stan Massachusetts

- Głupia szlama - dziewczyna usłyszała za sobą dobrze znany jej głos.

Zignorowała go jak zwykle, omijając stoły wielkiej, szkolnej jadalni. Pora śniadaniowa dobiegała końca, w sali znajdowało się tylko kilka osób.

- Hej, nie ignoruj mnie, rudzielcu.

Na twarzy dziewczyny widniała obojętność. To nie pierwszy raz, kiedy ktoś ją tak przezywał. Zdążyła się już przyzwyczaić do zaczepek i drwin z powodu jej nieczystej krwi. Nawet w tak bardzo tolerancyjnej szkole, jak Ilvermorny zdarzały się wyjątki. Należał do nich wła śnie ten oto rok starszy, wysoki, muskularny i jak większość dziewczyn twierdziła przystojny brunet. Chłopak z domu Wampusa od lat nie dawał jej spokoju. Zresztą, nie tylko on jeden jej tutaj nienawidził. Wydawało się, że wszyscy uczniowie mieli dosyć wyróżniania przez nauczycieli cudownej Luny Martin przy każdej możliwej okazji. Dziewczyna jako pierwszoklasistka już po pierwszym tygodniu nauki dostała przezwisko szkolnego pupilka i pozostało ono aż do dnia dzisiejszego. Sama nie rozumiała tych ciągłych pochwał rzucanych w jej stronę. Twierdziła, że nie robiła nic nadzwyczajnego. Na lekcjach może i szybciej opanowywała wszystkie zaklęcia niż pozostali koledzy, ale nadal czuła się zwyczajną czarownicą. Na pewno nie nazwałaby siebie bardzo utalentowaną dumą domu Thunderbird. Skromność jednak nie przyniosła jej przyjaciół. Była samotna od samego początku.

- Znowu uciekasz? - nie zamierzał odpuścić - Myślisz, że możesz tak po prostu odebrać mi ten tytuł?

Luna domyśliła się, że chodzi mu o nagrodę wojownika Ilvermorny. Konkurs był popularną tradycją. Nie było takiego roku, w którym wybrani przez rzeźby kandydaci, nie pojedynkowali się o złoty puchar. Rozrywka szkolna, której uczniowie, a także profesorowie niecierpliwie wyczekiwali. Lunie jednak niezbyt na tym wszystkim zależało. Nigdy nie lubiła przemocy i podczas gdy wszyscy kibicowali swoim faworytom, wolała czytać książki w swoim pokoju. Jednak w tym roku musiała się zainteresować, ponieważ nie miała innego wyboru. Posąg Thunderbird postawił właśnie na nią. Oczywiście było to bardzo kontrowersyjne i spotkało się prędko z falą oburzenia. Po długiej naradzie padła ostateczna decyzja. Jako pierwsza dziewczyna w historii tego konkursu musiała walczyć z każdym mężczyzną z trzech domów. Także z przedstawicielem Wampusa, który był już trzykrotnym zwycięzcą i z tego powodu słynął na całą szkołę. Tym razem jednak nie odniósł kolejnego sukcesu, rozczarowując swoich fanów. Walka była zacięta, ale i tak Luna okazała się od niego dużo lepsza.

- Nie możesz się po prostu pogodzić z tym, że wygrałam? - nie wytrzymała, gdy została szarpnięta za szatę. Odwróciła się na pięcie, żeby spojrzeć z wrogością w oblicze swojego oprawcy. - Minął już miesiąc!

- Taka szlama, jak ty, nie dorasta mi do pięt - odparł zdegustowany, mierząc ją wzrokiem z dołu do góry - Konkurs był ustawiony - podniósł swoją różdżkę na wysokość oczu - Domagam się rewanżu.

Luna pokiwała głową ze zdziwienia. Wokół zaczęli się zbierać ciekawscy uczniowie, którzy momentalnie zapomnieli o zaraz zaczynających się zajęciach. Przewidywali, że dojdzie do bójki. Tych dwojga za często wchodziło sobie w drogę w ostatnim czasie.

- Wymiękasz? - prowokował ją dalej, podnosząc brew.

- Ja? - uzyskał zamierzany efekt, bo dziewczyna wyciągnęła swoją broń i zbliżyła się - Nigdy!

Luna nie mogła uwierzyć, że to robi. Przez tyle lat cierpliwie znosiła wszystkie poniżające teksty i nagle ta jedna interakcja, jedno pytanie tak ją wzburzyło. Zastanawiała się, gdzie zniknął jej zdrowy rozsądek, gdy odsuwali się od siebie, licząc głośno kroki. Kiedy obaj wypowiedzieli trzy, odwrócili się momentalnie przodem do siebie i zaczęła się walka. Białe ściany sali zmieniały kolor w zależności od rzucanych czarów. Wymieniali się coraz trudniejszymi i coraz bardziej niebezpiecznymi zaklęciami. Nikt nie pomyślał o tym, żeby wezwać kogoś dorosłego. Taka okazja na obserwowanie pojedynku nigdy się nie zdarzała. W Ilvermorny słowne potyczki potrafiły być surowo karane, a walki na różdżki były bezkompromisowo zakazane. Ten, kto złamał tę zasadę, mógł nawet zostać wyrzucony ze szkoły. Wydawało się, że bitwa między nimi będzie trwała w nieskończoność, ale w końcu Luna nie zdążyła się obronić i niespodziewanie wylądowała na ziemi. Jęknęła z bólu, siła zaklęcia odrzuciła ją co najmniej na dwa metry.

- Expelliarmus - krzyknął chłopak, a różdżka jego przeciwniczki wyleciała w powietrze, gdzieś w grupkę uczniów. - Tak się właśnie wygrywa - stanął nad nią i uśmiechnął się wrednie, schylając w jej stronę - Wiedziałem, że nie dasz rady w uczciwej rywalizacji. - odwrócił się w stronę wiwatującej publiczności, krążąc wokół swojej ofiary - Oto prawdziwa Martin. Zwykła szlama, nikt więcej.

Milczała. Nawet jeśli odezwałaby się teraz to i tak oklaski tłumu by ją zagłuszyły. Przeszły przez nią różne emocje, ale tylko niewyobrażalny gniew został na dłużej. Klęczała na podłodze, spoglądając na twarze, które zaczęły szybko wirować. Napływ różnych bodźców atakował ją. Niewytłumaczalny przypływ energii opanował jej drobne ciało. Wszystko wokół stało się jedną wielką plamą, hałas szumem. Dziewczyna bezradnie krzyknęła, jakby miało jej to pomóc w pozbyciu się tego uczucia. Zebrał się znikąd ogromny podmuch wiatru, który rozwiał jej włosy. Ona sama była jak w transie. Jej oczy wpatrywały się martwo w jeden punkt przed sobą. Oddychała ciężko, jakby brakowało jej tlenu. Dopiero głośne krzyki i dziwne odgłosy przywróciły ją do życia. Luna rozluźniła pięści, z przerażeniem widząc, że na wewnętrznej stronie dłoni pozostał ślad paznokci. Zapanowała niespodziewana cisza, która przeszyta była czymś niepokojącym. Mogła usłyszeć swoje szybko bijące serce. Podniosła powoli wzrok i się rozejrzała. Strach. Wszystkich obecnych w sali powaliło na ziemię. Rzucali w jej stronę zszokowane spojrzenia, czołgając się i odsuwając się od niej jak najdalej się dało. Sama nie miała pojęcia, co się wydarzyło. Wszystko było w jednym, wielkim bałaganie. Stoły zwiało, aż pod same ściany, a szyby w oknach rozbiły się w drobny mak. Niektórzy uczniowie zostali poważnie zranieni. Czerwień krwi szybko wprawiła ją w histerię. Pozwoliła sobie na głośny płacz, który musiał być efektem ubocznym wybuchu tej ogromnej furii. Zjawili się nauczyciele, a zaraz potem pielęgniarki. Pierwszy raz w szkole Ilvermorny zapanowało zamieszanie i panika, a sprawcą tego wszystkiego była najbardziej porządna uczennica, Luna Martin.

t a j e m n i c aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz