-1-

68 3 13
                                    

Idąc do szkoły natknęłam się grupkę chłopków z mojej klasy i innych mi nie znanych. Przyśpieszyłam tępo swojego chodu aż do truchtania byleby szybko ich ominąć.

Nie jestem zbytnio lubiana w mojej klasie oraz szkole. Niektórzy się mnie boją z powodu wyglądu. Wyśmiewają bo nie mam rodziny z którą bym mieszkała. Chodzę do 1c liceum. Jeszcze w podstawówce utrzymywałam kontakty z niektórymi osobami.

Przeszłam szybko obok grupy wyśmiewającej się ze mnie. Przed wejściem do szkoły rzuciłam im jeszcze szybkie mordercze spojrzenie. Skierowałam się do szatni, zostawiłam swoją granatową kurtkę i ruszyłam na pierwsze piętro (fartucha medycznego jeszcze nie mam).

Zadzwonił dzwonek. Wszyscy porozchodzili się do swoich klas lekcyjnych. Zajęłam swoje miejsce. Całe szczeście, że nie mamy podwójnych ławek, przynajmniej nie muszę oglądać tych parszywych ryjów. Nauczycielka tłumaczyła coś, dokładnie nie wiem co, bo nie uważam na lekcjach przez co moje oceny nie są powalające. Bazgrałam coś na końcu zeszytu udając, że zapisuję notatkę. Nie ukrywałam przed rówieśnikami, że mam talent plastyczny. Niektórzy mi zazdrościli, reszta w ogóle nie zwracała no to uwagi, co czasami mnie urażało.

Popatrzyłam ukradkiem na Aloisa. Mówiłam wam, że nie zdał którejś klasy? Nie przeszedł, przez co jest starszy o rok od całej naszej zgraji klasowej.
Ten popatrzył się pytająco na mnie. Od razu odwróciłam wzrok pokazując mu środkowego palca. Mruknął tylko coś pod nosem i zignorował mnie.

Moja twarz znów wylądowała na wysokości tablicy. Właśnie w tym momencie do klasy wmaszerowała nasza wychowawczyni informując o czymś wkońcu bardzo ciekawym. Znudzona lekcją matematyki odwróciłam głowę w jej stronę. Kobieta, która uraczyła uratować nas przed pytaniami rzucanymi ze strony matematycznego łba, ogłosiła:

- Jutro, na trzeciej lekcji do waszej klasy dojdzie nowa koleżanka, proszę powitajcie ją miło - no i wyszła z pomieszczenia.

Od razu tą informacją zainteresowała się cała klasa, oprócz mnie. Powstał nie cichy szum. Nauczycielka postanowiła uciszyć towarzystwo swoim donośnym wrzaskiem.

                              -time skip-
   
Wychodząc ze szkoły na świeże powietrze poczułam na swojej skórze, że klimat się ociepla. Zdjęłam kurtkę i powoli ruszyłam w stronę domu dziecka. Czasami się zastanawiam czy jak wyjdę do szkoły i nie wrócę to będą mnie szukać. W sumie po co szukać takiej gówniary której tylko dać nóż i wszyscy zabici? Nie potrzeba, dałabym sobie radę. Doszłam do drzwi frontowych i otoworzyłam je. Weszłam do środka po czym cicho skierowałam się do swojego pokoju.

- Neslai! - usłyszałam.

Odwróciłam się, za mną stała Rou.
Wyższa i starsza odemnie o rok, o kolorze oczu brudnego granatu. Wokół szyji miała zawinięty szalik, prawdopodobnie należący do Dika, jej niedawno poznanego w szkole chłopaka. Jasno pomarańczowe futro błyszczało w promieniach słonecznych przedostających się przez okna.

- Ech, cześć - wymamrotałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Rou tak samo jak ja mieszka w domu dziecka, tylko trochę dłużej. Jej rodzice popełnili samobójstwo, więcej nic nie wiem. Gdy byłam mniejsza zajmowała się mną i Vertą, moją zmarłą siostrą. Obie stwierdziłyśmy, że będziemy traktować się jak siostry. Zawsze ją podziwiałam. Dostałam od niej na któreś urodziny czerwoną chustkę z białymi dużymi kropkami. Leży gdzieś teraz w szafie, noszę ją tylko na specjalne okazje, wolę ją zostawić na pamiątke.

- Coś ty taka przybita, Neśka? - popatrzyła się na mnie z pytaniem w oczach.

- Wcale nie jestem przybita, to ty masz jakieś złudzenia - odpowiedziałam spokojnym tonem.

Rzuciłam plecak w kąt, podeszłam do okna i obserwowałam dzieciaki bawiące się ze swoimi rodzicami. Westchnęłam po czym szybko dodałam do mojej wcześniejszej wypowiedzi:

-Nienawidzę tego cholernego widoku roześmianych bachorów z ich starymi! - warknęłam.

Rou podeszła do mnie i poklepała mnie po plecach. Chciała uniknąć tego tematu więc spytała się mnie jak tam moje ręce. Popatrzyłam się na łapki, odpowiedziałam, że w porządku.
Pocięłam się, znowu pogłębiłam sobie pierwsze rany od śmierci Verty. Nie sprawia mi to już żadnego bólu ani cierpienia. Tylko doskwierają mi częste bóle głowy, prawdopodobnie przez zmęczenie, nie śpię po nocach, nie mogę zasnąć.
Po kilkunastu minutach Rou wyszła z mojego pokoju zostawiając mi jakieś drobne pieniądze, żeby pójść sobie coś kupić. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. Jednak w akurat tym domu dziecka nie można mieć ani chwili spokoju. Co sekundę wbiegają ci do pokoju małe bachorki pytając czy mieszka tu ich koleżanka lub kolega po czym szybko wybiegają i zatrzaskują drzwi. Nie ma nic bardziej denerwującego niż to co te dzieci sobie wymyślają.
Postanowiłam uchronić się przed tą szarańczą małych gówniarzy. Wstałam i zamknęłam drzwi na klucz. Cicho powiedziałam do siebie:

- No bachorki, uratowałam was przed pewną nie miłą śmiercią w moich łapach - uśmiechnęłam się do siebie. Dawno nie zamordowałam żadnego furraska. Zabrali mi wszystkie możliwe ostre rzeczy dzięki którym mogłabym zrobić komuś krzywdę. Cholerne bydło. Nie da się tu żyć po swojemu. Cały czas każą ci robić coś co im się podoba. Nie byłam głodna więc zdecydowałam, że położe się wcześniej spać, może teraz uda mi się zasnąć chociaż na godzinę. Wypucowałam sobię jeszcze moje żelazne nóżki, zgasiłam światełko w pokoju i próbowałam zasnąć. Leżąc mój mózg przetwarzał różne dziwne myśli typu: czy ktoś mnie zaadoptuje, czy jak będę miała osiemnaście lat to mnie wypuszczą. Zatrzymałam się głównie nad myślą adopcji. Nie chcę, żeby jakaś nowa, nieznana mi rodzina zagarnęła mnie do siebie. Czułabym się nie swojo przez resztę życia. W tym momencie ktoś zaczął pukać do moich drzwi. Podeszłam do nich, otworzyłam, moim oczom ukazała się Rou.

- Słuchaj! - krzyknęła i zapaliła światło - naszły mnie słuchy, że ktoś chcę nas z tego miejsca uwolnić! - uradowana przytuliła mnie do siebie. Ogarnął mnie szkok. Taką gówniarę jak ja ktoś chcę? Niemożliwe.

- Co... Jak to? - szepnęłam i popatrzyłam się głęboko w jej błyszczące od lampy oczy. Dopiero o tym myślałam, to musi być przypadek!

- Normalnie! - odkrzyknęła - jutro ta osoba lub osoby chcą nas zobaczyć i zamienić słowo! Ale super, cieszysz się, prawda? - znów się do mnie przykleiła.

- No w sumie, tak - uśmiechnęłam się.



Oh koniec. Ciekawe kto je przygarnie... :D
Mama nadzieję, że przyjemnie się wam to czyta ^^ do następnego~ <3

      

Runął ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz