Rozdział 2

1.7K 104 39
                                    

– Co o nim wiemy? – zapytałem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Co o nim wiemy? – zapytałem.

– Marek Kruszel urodził się dwudziestego trzeciego marca, dwa tysiące pierwszego roku w Szczecinie i tam obecnie mieszka. Pochodzi z ubogiej rodziny. Ojciec jest kucharzem w miejskiej restauracji. Matka zmarła, gdy miał sześć lat. Ma dość słabe stopnie, ale za to dobre kontakty z rówieśnikami – przeczytał Tommy.

Pokiwałem głową, analizując informacje.

Zażądanie okupy było moją pierwszą myślą, jednak plan szybko odszedł w niepamięć. Z racji tego, że porwany miał otrzymać kulkę w łeb, nawet nie wpadłem na to, aby ubrać jakikolwiek kamuflaż i właśnie to stało się głównym problemem, bo blondyn widział moją twarz. Gdyby poszedł na psy i przekazał mój rysopis, mogliby mnie namierzyć i z powrotem wrzucić za kratki, a nie śpieszyło mi się, aby tam wrócić.

– Niech to szlag.

Upadłem na znajdującą się niedaleko kanapę i głośno westchnąłem, analizując naszą sytuację. Nie mogę więzić go w piwnicy do końca życia. Pozostały więc dwie opcje: Żądanie okupu albo morderstwo. Jeśli rodzina nie będzie chciała zapłacić, oznacza to, że jest dla nas zbędny.

– Na co zmarła? – Nawiązałem do jego rodzicielki.

– To jedyna rzecz, której nie udało mi się ustalić. Zdaje się, że nie lubią się z tym obnosić, a do bazy szpitala ciężko się dostać, ale to tylko kwestia czasu.

– To wszystko? – spytałem obojętnym tonem.

– Nie. Najciekawsze w jego CV jest to, że miał do czynienia z policją, a parę razy nawet prawie trafił do więzienia. – Zmarszczyłem brwi, zdziwiony.

– Niby za co? Przejście na czerwonym? – Reeder zaśmiał się z własnego żartu.

Reszta zawtórowała mu, ale dla mnie to wcale nie było zabawne. Ten niespodziewany zwrot akcji, mógł całkowicie odmienić mój plan.

– Możecie się śmiać, ale te przestępstwa naprawdę były poważne.

– To znaczy?

– On kradł albo wciąż kradnie. Ciężko powiedzieć, ale robi to w bardzo specyficzny sposób. – Z zaciekawieniem słuchałem, co ma do powiedzenia. – Włamuje się na konta bankowe jakichś prezesów, czy innych bogatych typów i przelewa pieniądze na takie, do których ma dostęp, lub znając hasło, po prostu wyciąga forsę bezpośrednio, podając się za jakiegoś syna, pracownika, czy jeszcze kogo innego w placówce. Zawsze są to duże sumy. Minimum pięćdziesiąt tysięcy. Robi to na tyle umiejętnie, iż policja pierwszy raz złapała go dopiero po pół roku działalności. Łamie wszystkie zabezpieczenia i nie zostawia po sobie żadnych śladów.

Wszyscy momentalnie zamilkli, w tym również ja. Osiemnastolatek definitywnie nie wyglądał na kryminalistę. Był niski i szczupły, drżał jak chihuahua, gdy weszłam do pokoju i poryczał się jak mała dziewczynka, gdy ledwo się odezwałem, a jednak całkiem nieźle odnajdywał się w okradaniu niewinnych ludzi.

Checking | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz