Perspektywa Marka
Siedziałem przed komputerem, próbując rozszyfrować kolejny kod, jednak nie szło mi zbyt dobrze. Ciągle myślałem o Sparku.
Nie było go cały dzień i nikt nie wiedział, gdzie pojechał. Wszyscy, nawet ja, próbowali się z nim skontaktować, ale nie odbierał.
Nie rozumiałem dlaczego, ponieważ co prawda mógł mnue unikać po ostatniej sytuacji, ale dlaczego miałby ignorować resztę?
Westchnąłem, przecierając oczy i rozglądając się po pustym mieszkaniu.
Wszyscy domownicy pojechali na jakieś spotkanie i powiedzieli, że wrócą koło północy. Ustaliliśmy, że gdyby udało mam się nawiązać kontakt z brunetem, od razu mamy dać znać.
Spojrzałem w dolny, prawy róg ekranu, aby sprawdzić godzinę.
Dwudziesta trzecia...
No i gdzie ty jesteś, idioto?
Przez moją głowę przechodziły różne czarne scenariusze.
A co jeśli ktoś go okradł? Albo zaatakował? Może miał wypadek?
Starałem się uspokoić myśli i właśnie wtedy usłyszałem jak ktoś wkłada klucz do zamka.
Zmarszczyłem brwi, zdziwiony.
Przecież mieli być za godzinę...
Po paru sekundach drzwi otworzyły się, a w nich był nie kto inny jak Spark.
Wyglądał okropnie. Wory pod oczami, odstające na wszystkie strony świata włosy i potargane ubrania.
- Wróciłeś! - szybko wstałem z fotela i podbiegłem do niego, wtulając się w jego klatkę piersiową, podczas kiedy on stał ze spuszczonymi rękoma. Wyczułem mocną, wprost odpychającą woń alkoholu, jednak nie skomentowałem tego.
W końcu wrócił cały i zdrowy. A to było najważniejsze.
Po dłuższej chwili odsunąłem się od niego i spojrzałem w błękitne tęczówki.
Zamarłem, kiedy zobaczyłem przerażającą pustkę i bijące od nich zimno.
Bez słowa poszedł do kuchni, chwiejąc się, gdzie nalał sobie szklankę wody, którą od razu wypił, a ja przylądałem się jego poczynaniom.
Pokręciłem głową, widząc w jakim jest stanie.
Był pijany i to niezbyt mu służyło.
W końcu uniósł wzrok, jakby zirytowany.
- Długo będziesz się jeszcze tak gapić? - zapytał oschle, a mnie zrobiło się głupio.
- Przepraszam. - oznajmiłem, wlepiając spojrzenie w podłogę.
Odstawił szklankę do zlewu i po prostu wyminał mnie, kierując się w stronę schodów.
- Gdzie byłeś? - zapytałem, zanim wszedł na pierwszy stopień, przez co zatrzymał się w pół kroku.
- Wydaję mi się, że to nie twoja sprawa. - powiedział, nie odwracając się w moją stronę.
- Może i nie, ale martwiliśmy się. Wszyscy próbowali się z tobą skontaktować, ale nie odbierałeś.
Krótko zaśmiał się na moją wypowiedź i dopiero wtedy stanął przodem do mnie.
- Telefon został u niej.
Uniosłem brew, nie rozumiejąc o co chodzi.
Już na trzeźwo ciężko się z nim dogadać, a co dopiero teraz jak, jest podpity!
- U niej? Masz na myśli Karinę? - zapytałem.
- Został tam bo... - kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, jakby w transie, patrząc w podłogę.
Dopiero po kilku sekundach spojrzał na mnie.
- To twoja wina. - nie miałem pojęcia o czym mówił. - Gdyby nie twoje chore akcje, nie doszłoby do tego! - wykrzyczał, zdenerwowany.
- Moje chore akcje?
- To całe... kokietowanie. "Jeszcze zobaczymy", "Ja wolę długie kąpiele, zapamiętaj", "Widzę jak na mnie patrzysz". - powiedział wyższym głosem, jak się domyśliłem, parodiując mnie.
- Robię to, bo mi się podobasz, idioto! - wykrzyknąłem zdenerwowany.
Mówi, że "to wszystko moja wina" jak ja nawet nie wiem o co chodzi i oskarża mnie o... nawet nie wiem co!
- Oj, uwierz. Zdążyłem zauważyć. - powiedział prychając. - Gdyby nie ty...
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie! - przerwałem mu. - Jakoś wczoraj nie przeszkadzało ci, jak do czegoś doszło. I tak przy okazji... - skrzyżowałem ręce na piersi. - Nie kazałem ci mnie pocałować! - odbiłem piłeczkę.
- Nie pocałowałem cię. - zaprzeczył.
- Ale chciałeś.
Spojrzał centralnie w moje tęczówki, a ja mimo, że lekko się bałem tego co zamierza zrobić, nie przerwałem kontaktu wzrokowego.
Powoli, wciąż patrząc w moje oczy, zbliżył się do mnie na tyle, że musiałem unieść głowę, aby móc spojrzeć na jego twarz.
Nie mrugając, oparł swoje czoło o moje, przez co gwałtownie wciągnąłem powietrze.
- I właśnie to najbardziej mnie wkurwia.
Odsunął się i tak po prostu poszedł do góry, a ja stałem tam jak idiota, nie wiedzą co zdobić.
Czyli miałem rację... On też tego chciał.
Przygryzłem wargę, starając się nie uśmiechnąć.
Domyślałem się, że miał w głowie niezły mętlik. W końcu był święcie przekonamy, że jest hetero. I tak nagle, po prostu, pojawiłem się ja, burząc jego światopogląd.
Sam przechodziłem to w wieku szesnastu lat i dokładnie wiedziałem, jak... dziwnie jest, kiedy po raz pierwszy podoba ci się chłopak.
Jednak wtedy trzeba zrobić jedno: zaakceptować to.
A on robił kompletnie odwrotnie. Unikał mnie, starając się sobie wmówić, że wcale mu się nie podobam i odwracając się od bliskich.
Jednak zamierzałem to zmienić i przekonać go do swojej osoby.
Zadzwoniłem do reszty informując, że brunet dotarł bezpiecznie do domu, po czym wciąż myśląc o Sparku, udałem się do swojego pokoju, gdzie już chwilę później zasnąłem w miękkim łóżku.
CZYTASZ
Checking | KxK
FanficMarek Kruszel od początku nie miał łatwego życia. Jego matka odeszła przedwcześnie, ojciec chorował, a młodszy brat przez sytuację finansową nie miał tyle na ile zasługiwał. Wszedł więc w nielegalny biznes i okradał osoby, których pieniądze tylko b...