Od samego rana wszystko układało się przeciwko niej. Najpierw baterie w jej budziku odmówiły posłuszeństwa i padły jeszcze przed zadzwonieniem. Na szczęście z tej sytuacji wyratowała ją mama, która tuż przed wyjściem do pracy zorientowała się, że nie słyszy krzątaniny córki. Później koszulę, którą specjalnie wyprasowała wczoraj wieczorem, spotkało niemiłe spotkanie z sokiem pomarańczowym, którego napiła się przy śniadaniu. A na koniec, aby jeszcze bardziej dać jej w kość, kot postanowił nasikać jej na buty. Jeden z ważniejszych dla niej dni zaczął się co najmniej tragicznie. W końcu dobre pierwsze wrażenie zrobi się tylko raz, a akurat dzisiaj miała poznać swoją nową klasę, z którą spędzi kolejne trzy lata liceum.
Poprawiła po raz czwarty spinkę z doczepioną czarną kokardą, która za nic w świecie nie zamierzała utrzymać się w tym miejscu, który różowowłosa sobie wymarzyła. Po kolejnych sekundach szamotaniny skończyło się na rzuceniu niewielkiej ozdoby do szafki i przeczesaniu długich włosów palcami. Nawet wyglądać nie mogła tak, jak sobie to zaplanowała. Cały jej misterny plan upadł na samym początku zdeptany przez niesprawiedliwy los i osikany przez nieznośnego sierściucha.
Zawiązała swoje tenisówki, po czym zabrała szkolny plecak. Następnie, jednocześnie sprawdzając godzinę, wybiegła z domu na korytarz i zaczęła zbiegać po kilka stopni ze schodów. Jakby tego było mało, na parterze zdała sobie sprawę, że musi się wrócić, bo zwyczajnie zapomniała zamknąć drzwi na klucz.
Nie czekając na windę, pognała z powrotem na dół i popędziła przed siebie. Jak nic się spóźni. I to w dodatku pierwszego dnia w najlepszym liceum w kraju. Mogła się pożegnać z dobrą opinią wśród uczniów i nauczycieli, a to wszystko za sprawą przeklętego fatum, które od samego rana stroi sobie z niej żarty.
Biegła wzdłuż chodnika, wzbudzając zainteresowanie przechodniów, jednak nimi najmniej się przejmowała. Jeśli tylko by przyspieszyła, może udałoby się jej dostać na styk do klasy, ale nie mogła wykrzesać z siebie nic więcej. Płuca paliły ją niemiłosiernie i czuła, jak od oddychania przez usta kłuje ją gardło. Nigdy nie była dobra z lekkoatletyki, jednak mogła się założyć, że gdyby w tym momencie zobaczyła ją pani od wychowania fizycznego z gimnazjum, zapewne by nie uwierzyła własnym oczom.
Skręciła truchtem na pasy i mocno uderzyła w czyjeś ramię. Nawet się nie obejrzała, tylko krzyknęła:
- Przepraszam!
Otworzyła oczy zdezorientowana i zauważyła, że znajduje się na chodniku. Czuła pustkę w głowie na myśl, jak się tu znalazła i co się stało. Nie wiedziała nawet, która jest godzina i jak długo stoi w miejscu. Rozejrzała się zszokowana i zorientowała się, że tuż obok niej stoi chłopak w takim samym mundurku, co ona. Zamrugała kilka razy i zerknęła na jego znudzoną twarz, która nie wyrażała nic. Nie znała go i nie miała pojęcia, co robi obok niej, choć ona sama nie do końca wiedziała, dlaczego stoi w tym miejscu i nie zmierza do szkoły.
- Powinnaś uważać, jak chodzisz - odezwał się równie neutralnym głosem i zmierzył różowowłosą wzrokiem.
- C-co? - spytała, nie wiedząc, o co mu chodzi. Wydawało jej się, że mówi jakimś szyfrem, którego jej mózg nie rozpoznaje i nie umie dopasować do konkretnego zdarzenia. Był wyższy od niej, a jego włosy w kolorze indygo układały się we wszystkie strony, tworząc swego rodzaju szopę na głowie chłopaka. Tego samego koloru oczy nie wyrażały kompletnie nic, zresztą tak samo, jak reszta jego twarzy. Jej uwagę przykuły natomiast ciemne wory pod oczami, które przekonały ją do tego, że nie tylko ona miała ciężki poranek.
CZYTASZ
Accident | Shinsō Hitoshi
Fanfic| BNHA / OC | PARTS: 5/5 | PL „two souls don't find each other by simple accident"