Rozdział 5

10.7K 201 9
                                    

Na wspomnienie moje ojca zamarłam. Stałam z bronią w ręku celując w człowieka, który mnie porwał i próbował zgwałcić, jednak wachałam się przed strzałem. Moje dłonie całe się trzesły, tak samo jak moje ciało. W oczach miała łzy, które spływały mi po policzkach. Alex stojący przede mną wcale nie przejmował się mną. Wszyscy w sali śmiali się i dogadywali. Nie wiedziałam co robić.

- To co, po dobroci oddasz tą splówe czy mam Ci ją wyszarać - powiedział do mnie Alex wciąż z uśmiechem na twarzy. - I tak nie strzelisz po co to przedłużać.

- N-nie - z drżacym głosem nie chciała się poddać. - Wypuść mnie do cholery. Nie zamierzał dłużej przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu. Bardzo mi przykro, że żadna nie chęć takiego skórwiela, ale nie jest do mój problem. To nie jest mój dług do jasnej cholery.

Na moje słowa usłyszałam tylko głośny śmiech. Nie wiem czy nie powiedziałam za dużo, ale teraz już tego nie cofne.

- Ale ma jaja, suka - powiedział jeden z mężczyzn. - Jeszcze chyba żadna nie ważyła się ciebie tak znieważyć, stary.

- Morda Jacob, bo ci zaraz ją obje - Alex zwrócił się do mężczyzny. - Wracając do ciebie, skarbie. Oddaj ten zasrany pistolet i tak nie uda ci się uciec, a jeśli nawet to tatuś za to beknie. Posłuchaj mnie jeśli chcesz, żeby tatuś przeżył daj mi broń - ostanie zdanie powiedział przez zaciśnięte zęby ze złości.

Uderzył w mój czuły punkt. Nie chciałam, żeby tata ucierpiał. Nie ważne, że przez niego tu jestem, wciąż jest moim ojcem, a ja nie darowałabym sobie, jeśli przeze mnie by zginoł.

Postanowiła się poddać, nie miał wyjścia. Zauważył to i wycjągnoł dłoń w moją stronę by zwrucić mu broń. Powolnie kierowałam pistolet w jego stronę. Wiedziała, że to już mój koniec.

- P-proszę nie bij mnie - powiedziałam cała zapłakana.

Pistolet wylądował w jego ręce, a ja czekałam jak dostanę w twarz i wyląduje na ziemi. Alex schował broń w tył spodni. Podeszedł do mnie bliżej i poglaskał mnie po głowie.

- Bardzo dobrze, nie trzeba było tak od razu, kotku.

Wpatrywałam się w podłogę, zaskoczona, że jeszcze żyje.

- P-przepraszam - mój głos się łamał, a łzy lały się same.

Nie musiała długo czekać, jego ręką z mojej głowy po krótkiej chwili znalazła się na moim już zasinaczonym policzku. Jego cios był wystarczająco silny przez co wylądowałam na podłodze. Zawyłam z bólu.

- I co było się tak stawiać, w tej chwili idziesz do pokoju - jego głos był bardzo surowy.

Wstałam z niemałym problmeme, wszystko mnie bolało. Skruszona, powolnie ruszyłam w stronę schodów. Strach przejmował mnie, marzyłam tylko, aby o tym zapomnieć i pogrążyć się w śnie.

Alex nie czekał długo obrucił się i skierował się w stronę stołu.

Idąc po schodach słyszałam głos jednek z mężczyzn, najprawdopodobniej Jacoba.

- Twarada sztuka, walczyła do końca, ale to i tak na nic - na jego słowa wszyscy zaczęli się śmiać. - Niech się cieszy, że jeszcze żyje, nie jeden już by jej sprzedał kulkę w łeb.

- Wracamy do sprawy, ile towaru miało być dostarczone - skwitował spokojnym tonem Alex.

Nie słucham już dłużej tej rozmowy, weszłam do pokoju i nie myśląc długo położyłam się do łóżka. Nie czekałam długo, bo po chwili zasnęłam nie myśląc dłużej o tym wszystkim. Usnełam z nadzieją, że jutro obudzę się w moim łóżku, a to wszyszystko to tylko okropny sen.

Rozdział trochę krótszy, ale następnym razem się porawie :)
Proszę o gwiazdki

Zniewolona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz