Chłodny wiatr, zwiastował koniec jesieni. Ostatnie niezgarnięte liście, wirowały wśród nagich gałęzi drzew. Lekko zgarbiona postać mocniej otuliła się płaszczem, choć bluza z kapturem skutecznie zasłaniała jego twarz. Mężczyzna wyraźnie nie chciał być rozpoznany, mimo, że nie robił nic złego. Nie było to jakoś mocno związane z miejscem do którego się kierował — poruszanie się po zwykłych ulicach również bywało niebezpieczne. Fani i dziennikarze wręcz wchodzili mu na głowę.
A osoba, która była sprawcą wszystkich największych zmian w jego życiu, spokojnie siedziała sobie we własnym pokoju, nie zakłócana przez nikogo. Postać zmierzająca do bramy więzienia uśmiechnąła się pod nosem, myśląc o tym, jak zaraz przerwie ukochanemu święty spokój.
Czując lekki ucisk w żołądku, William wylegitymował się przy wejściu i z zawodowym uśmiechem wszedł do środka, witając się ze służbą. Był umówiony na to spotkanie od dawna, oczekiwał go, ale jednocześnie bał się i chciał mieć je już z głowy. Szedł powoli szarym korytarzem, każdy jego krok rezonował wśród pustych ścian. Zanim otworzył drzwi do pokoju, zajrzał przez szybę. Przygryzł wargę, ale nie udało mu się całkiem powstrzymać emocji i zaszkliły mu się oczy. Wziął dwa głębokie wdechy i zdecydowanym ruchem pociągnął za klamkę. Wszedł do pomieszczenia wpatrując się w podłogę, jednak opamiętał się i podniósł głowę, tak aby spojrzeć Jasperowi prosto w oczy. Chciał sprawiać wrażenie pewnego siebie, mimo że jego rozmówca dobrze wiedział, z jaką beksą ma do czynienia.
Ciemnowłosy podejrzewał, że kiedyś do tego dojdzie, ale wizyta bohatera i tak go zaskoczyła. Z twarzy zniknął mu nikły uśmiech i spuścił wzrok. Nagle niezwykle zainteresowała go gładka, metalowa faktura stołu przy którym siedział. Tak się wciągnął w oglądanie go, że nie podniósł głowy nawet po usłyszeniu, jak krzesło na przeciwko przysuwa się do stołu. Nie przestał błądzić wzrokiem, nawet gdy jego podbródek został delikatnie uniesiony ku górze. Zignorował też ruch kciuka na swoim nieogolonym policzku, który musiał kłuć wrażliwe opuszki blondyna. Z trudem przełknął ślinę i kątem oka zauważył, że Will patrzy na niego wyczekująco, ale jednocześnie z łagodnością wypisaną na twarzy. W końcu zebrał się na odwagę aby coś powiedzieć, choć nie były to najlepsze słowa powitania.
— Wszystkie informacje przekazałem już szeregowemu Mikley, nie chce rozmawiać z nikim poza nim — wymamrotał niepewnie pod nosem, choć miało to brzmieć dumnie i zdecydowanie. Przelotnie spojrzał na swojego rozmówcę i wrócił do patrzenia się w nieokreślony punkt, jak najdalej od twarzy rozmówcy.
— Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to spędze najbliższe kilka godzin na patrzeniu się na ciebie, nie ma problemu — stwierdził sarkastycznie. — Z drugiej strony, to nadal będzie najprzyjemniejsze spotkanie fanowskie. — Wzruszył ramionami.
— Nie miałeś nigdy żadnych spotkań fanowskich. — Wreszcie odwrócił się, choć nadal nie patrzył mu w oczy.
— Skąd wiesz że ostatnio jakiegoś nie miałem?
— Chyba zaczynam żałować, że dałem się złapać. — Roześmiał się, po czym znowu nastała niezręczna cisza. William odchrząknął:
— W takim razie, pierwsze, najlepsze i jedyne spotkanie z moim najwierniejszym fanem, uważam za oficjalnie rozpoczęte. Zasady spotkania są następujące: nakazuje się obu stronom nawiązać kontakt wzrokowy, rozmawiać nie zważając na okoliczności spotkania i zachowywać się jakby ostatnich kilku miesięcy nie było — z każdym słowem był coraz cichszy i na koniec nieśmiało się uśmiechnął.
— Wiesz, zawsze marzyłem, żeby zobaczyć cię na żywo. Trochę mnie wkurza, że ty od początku wiedziałeś kim jestem i jak wyglądam, a ja przez te wszystkie lata musiałem wyłapywać wszystkie strzępki informacji o tobie. Więc teraz spójrz na mnie, żebym mógł sprawdzić czy nie kłamałeś na temat tych swoich złotych oczu. — Jasper nie pewnie wykonał polecenie, zawstydzony — Wiedziałem, że mnie okłamujesz, są bardziej bursztynowe niż złote, baranie. Ale faktycznie, są całkiem ładne... — bohater zakończył rozmarzonym tonem podpierając głowę na ręce.
CZYTASZ
Mój (nie) Superbohater
Подростковая литератураW tym społeczeństwie, dla osób Obdarzonych są dwie drogi. Uzyskać wątpliwy zaszczyt mianowania się Superbohaterem, poprzedzony latami alienacji i stałej obserwacji przez urzędników Instytutu, aby pod pozorem ochrony porządku, tłamsić wszelki opór...