twenty one pilots - ode to sleep
Zajęci planowaniem zaaprobowanej przez komendanta Fury'ego akcji policjanci stali pochyleni nad biurkiem.
- Nie możecie tak po prostu wbić i zażądać chłopaka, bando idiotów - uświadomił ich Tony. - Jeśli ma broń, zagrozi, że go zabije, jak nie odejdziemy.
- Ma rację, trzeba to zrobić dyskretnie. - Natasha przejechała palcem po dość ograniczonym terenie. - Raczej nie wyważymy drzwi, mógł mieć wyjście awaryjne.
- Mógł też uznać, że wszyscy o dziecku zapomnieli i wrzucić na luz - rzucił Clint. - W takiej sytuacji zwyczajnie sobie mieszkał, ale pewnie z bronią.
Rutynowe ustalanie przerodziło się w żywiołową dyskusję pełną gestykulacji, przekrzykiwania się i prób przeforsowania swoich pomysłów. Plan określonych okolic leżał na stole, otoczony zakreślaczami i długopisami, różna drobiazgi walały się po całym blacie, a nawet koło nóg stołu, smukłych i wyprostowanych, bo dźwigających tylko lekki blat.
- Tak czy owak, nie możecie się tam wpieprzyć z wrzaskiem, chłopaki - Tasha krótkim spojrzeniem zrównała Bartona i Sama z ziemią. - Na pewno jest przygotowany. Musiał wiedzieć, że w końcu po niego przyjdziemy.
- To nas oświeć, o pani. - Zdenerwowany Wilson wzniósł oczy do nieba.
- Proste. Dzielimy się na grupki, przez każde wejście wejdzie jedna. Grupka to para. Każdy przeszukuje swoje piętro, może piwnicę, jak znajdziemy. Łapiemy zwyrodnialca, aresztujemy, chłopiec uratowany. - Romanoff obrzuciła ich triumfującym spojrzeniem. Na widok sceptycznych min nieco przygasła, na zwykle blade policzki wpełzł rumieniec. - No co?
- To nie jest perfekcyjny plan - Rhodey położył dłoń na ramieniu kobiety - ale jest najlepszy, jaki mamy. Proponuję zaufać Tashy.
Kobieta uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Musimy mieć jeszcze kilka osób. Może ambulans, nie wiemy, w jakim młody jest stanie. - Barton miął nerwowo mankiety kurtki, do której kieszeni na piersi przypiął dumną, błyszczącą odznakę policyjną.
- Tylko przekażcie, żeby nie tłukli się na syrenach - dodał Rhodes. - Nie będziemy sukinsyna ostrzegać.
- Plan mamy. Ludzi mamy. Super - mruknął Tony. - Dziewiętnasta przed komendą, zapowiada się zabawa - dorzucił, wybiegając. W kieszeni płaszcza zadzwoniły klucze.
Clint spojrzał na przyjaciół.
- Wiecie, że jest jeszcze opcja wejścia incognito? Jako, nie wiem, kontrola do licznika gazu. Nie będziemy wtedy strzelać.
- Powiedz ktoś o tym Tony'emu - zarządziła Natasha. - A potem jedziemy z tym.
Jak dzieci.
•
Stark o umówionej godzinie stawił się na parkingu, rzucając po drodze pogardliwe spojrzenie Rogersowi i z trudem zagarniając wyzwiska pod język.
Antypatia do kapitana sięgała czasów początku kariery Tony'ego, gdy niejednokrotnie ścierał się z nim na temat planu czy sposobu poprowadzenia akcji; obaj mężczyźni przez długi czas wręcz nie mogli znieść swojej obecności w tym samym pomieszczeniu. Motywem być może była zazdrość: Rogersa o szczęśliwą rodzinę i związek, Starka o bycie uwielbianym i poważanym. Żaden z nich nie wiedział, dlaczego reagują ze sobą tak gwałtownie, ale bitwa między tymi dwoma mogłaby zatrząść całym miastem.
•
Syreny policyjne wyły na całą okolicę nad jeziorem, gdy oddział siłą otwierał drzwi jednego z domków niedaleko plaży.