04. ciężkie noce

422 36 40
                                    

twenty one pilots - whisper

Szereg badań, jakim poddano Pietro dnia następnego i przez kilka kolejnych, wskazywały klarownie kolejne zarzuty warte przeobrażenia w gwoździe do trumny porywacza lub w naboje, które przeszyją serce; zdaje się, że nikomu nie robiło to różnicy.

Clint klął pod nosem, gdy na jaw wychodziły następne uczynki; pobicia, znęcanie się, głodówki, przymuszanie do współżycia.

Nie wiedział, dlaczego ubrali zbrodnię w eleganckie, czyste szaty oficjalnych słów, mające za zadanie ukryć powykręcane okrucieństwem aspekty sprawy.

Brzydkie plamy purpury, sińce malujące skórę na żebrach, paskudne bordowawe odciski na udach: wszystko złowieszczo syczało historię, która nie powinna zostać nigdy zapisana.

Sama wiedza o tym, że ktoś starszy lubił zmuszać chłopca do rozebrania się i... Cóż, w piekle było specjalne miejsce dla takich ludzi. Clint wrzuciłby winnego do jedenastego kręgu, gdyby tylko taki istniał, a on sam był diabłem.

- A ten? - Kobieta w kitlu, doktor Palmer, wskazała ostrożnie sporych rozmiarów siniec tuż poniżej klatki piersiowej.

Chłopiec położył na nim dłoń, przez chwilę dotykając go bladymi palcami, jakby zaczynał bolesną retrospekcję i wracał do momentu, w którym po raz kolejny mężczyzna unosił na niego rękę, głośno wypluwając z siebie obelgi.

- Powiedziałem, że mnie boli. - Pietro sięgnął po rękę Clinta. - I że nie chcę, żeby ciągnął mnie za włosy.

- Zamorduję go - wyszeptał policjant, ściskając kartki. - Jak Boga kocham, zamorduję.

Przeszywał wzrokiem nieduże, czarne literki na dokumencie i gdyby był wierzący, modliłby się, żeby to nigdy się nie stało. Niestety stał przed zdarzeniem dokonanym.

Okazało się, że Pietro ma również kilkanaście zaniedbanych zabiegów lekarskich, w tym szczepionki, musiał więc skrzywiony z bólu siedzieć na fotelu, gdy pielęgniarka miłym głosem zapewniała, że to nie boli.

Blondyn miał zgoła inne zdanie. Nie ma co się dziwić, że fanem pobierania krwi nie został i momentami z trudem powstrzymywał się od zakwilenia w ramię Bartona, gdy atakowano go igłą.

I powtórnego zamruczenia w proteście, gdy mężczyzna umawiał się na kolejne terminy wizyt.

Clinta obudził płacz. Cichy, stłumiony, bolesny, lecz na tyle wyraźny, by wybudzić z lekkiego snu i jak po sznurku zaprowadzić do sypialni, którą oddał chłopcu, samemu skazując się na kanapę.

Zwykle niezbyt śmiały, rzadko uśmiechający się chłopiec płakał; nie był to disneyowski, teatralny płacz. Szarpany, pełen boleści, malujący twarz na czerwono i szkaradnie rozmazujący jej rysy. Jasne włosy były jeszcze poczochrane od poduszki, a za duża koszulka, wisząca na nim jak na wieszaku, mokra od potu.

Gdy Barton wspiął się po schodach i wśliznął do pokoju oczekiwał raczej ufnego, acz zduszonego szlochu oraz wyciągniętych ramion niżeli słabego, choć zdecydowanego zasłonięcia się.

A raczej jego próby, bo natychmiast po przykurczeniu rąk bliżej ciała chwycił zaciśniętą pięść i objął trzęsącego się Pietro.

- To ja, młody, to ja... - mówił, starając się go uspokoić. - Clint, twój ulubiony policjant - dodał przekornie. Ścisnął lekko łokcie, uniemożliwiając kolejne próby obrony przed wyimaginowanym żałośnie niebezpieczeństwem. - To ja - szepnął.

Pietro łkał jeszcze przez chwilę, najpierw siłą wtulony w ciepłą pierś, a potem słabo samodzielnie opierający głowę na ukrytym przed wzrokiem bijącym sercu policjanta.

CAN YOU NOT. avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz