06. brudne bandaże i wybór

353 35 33
                                    

twenty one pilots - ruby

Spanie u Starków na ogół było bardzo przyjemną rzeczą, jeśli tylko ich niesforna córeczka nie wybrała sobie akurat ciebie na obudzenie skakaniem po łóżku.

Clint leżał, nie śpiąc już od dobrych parunastu minut, i zastanawiał się nad tym, co może zrobić.

Niezależnie od wszystkiego, dwie rzeczy były pewne: nie wypuści Pietro spod skrzydeł nawet jeśli będzie musiał targać się po sądach oraz musi pojechać do cholernej Ikei, żeby urządzić mu pokój. Trzy pomieszczenia czekały na piętrze bartonowego domu, a sypialnia Clinta nie mogła być jedynym używanym.

Jego uwagę od gapienia się w sufit odwróciło ciche, z trudem tłumione pojękiwanie z łóżka obok, na co natychmiast zerwał się i znalazł przy blondynie, wyraźnie obolałym.

W kącikach jasnych oczu błyszczały łzy, spękane usta były zaciśnięte, a nierówny oddech urywany i płaczliwy.

- Hej, co jest? - sięgnął ręką pod kołdrę, która ewidentnie zakrywała zmartwienie, ale został odepchnięty. - Przepraszam. Możesz mi pokazać, co się dzieje? Nie będę mógł zareagować, jeśli to coś groźnego, daj sobie pomóc - dodał, chcąc troską o zdrowie przekonać Pietro.

Ten powoli, ostrożnie odsłonił udo. Rozcięcie, jakie Barton polecił wcześniej opatrzyć, było paskudnie zaropiałe. Resztki opatrunków walały się pozwijane dookoła, najwidoczniej blondyn próbował sobie najpierw poradzić sam. Resztki krwi znajdowały się na nerwowo przyciśniętych do ust opuszkach palców.

- Cholera - mruknął, na co Maximoff ścisnął kołdrę w przestrachu. - Przyda nam się Tony.

Ciągle mając podopiecznego na oku, wziął telefon i wybrał numer. Z pokoju na drugim końcu korytarza rozległo się przekleństwo, po chwili pojawił się sam śledczy w koszulce z AC/DC i z rozczarowaniem na twarzy.

- Dlaczego dzwonisz o siódmej... Kurwa - stwierdził, patrząc na ranę. - Idę po apteczkę.

Wrócił po kilkunastu sekundach (dzięki ci, Pepper, za trzymanie apteczki w łazience) i ułożył potrzebne przybory w rządku,  oceniając okiem na pewno bardziej fachowym niż to Clinta. W końcu miał medyczne kwalifikacje.

- Okej. Młody, musisz zdjąć spodenki - polecił. Pietro pokręcił głową. Tony westchnął ciężko. - Uwierz, ja też nie mam ochoty cię rozbierać, ale musimy.

- Nie chcę - zaprotestował chłopak, odpychając jego dłonie. - Nie dotykaj mnie tam.

- Masz tu pełno ropy, zrobiło się paskudnie. Ja też nie sądziłem, że będę kogoś rozbierał, zwłaszcza nieletniego. - Stark powoli wrócił palcami do sznurka od dresów. - One chyba pójdą do prania.

- Pietro, żaden z nas nie ma zamiaru zrobić ci krzywdy - zapewnił go Barton. Spojrzał na przyjaciela. - Może ja to zrobię - rzucił, mając na myśli opatrywanie - już go opatrywałem.

Pietro złapał policjanta za rękę.

- Możesz nie patrzeć? - poprosił cicho Starka.

- Jasne. Czyń honory - Tony odsunął się i zamknął oczy zgodnie z życzeniem. Skrzywił się tylko, gdy usłyszał przeciągły szloch podczas zetknięcia spirytusu z raną; już się odwracał, ale lekkie trzepnięcie w plecy nakazało mu nadal wpatrywać się w regał.

Clint delikatnie zabandażował udo i podniósł się z kolan.

- Chyba cię zniosę na dół, młody, nie będziesz testował wytrzymałości nogi - uśmiechnął się słabo.

Tony obrócił się, wydychając z ulgą powietrze. Przyciskał dłoń do piersi, czując serce bijące jak szalone.

- Sytuacja opanowana? - spytał.

CAN YOU NOT. avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz