Przebłyski świata

587 67 14
                                    


Harry sam nie wiedział na co do końca liczył, ale zdecydowanie nie był to stary Volkswagen zaparkowany koło jakiegoś parku na miejscu dla niepełnosprawnych. Może spodziewał się czegoś bardziej... no magicznego. Jakiegoś smoka, miotły czy specjalnego portalu, który pojawiłby się spod ziemi na zawołanie.

Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna zajął miejsce za kierownicą, a starsza kobieta usiadła po stronie pasażera, zatem Harry i Oliver usiedli razem z tyłu, po zapakowaniu rzeczy tego pierwszego do bagażnika.

Kierowca wyjął z niewiadomo skąd jakieś urządzenie, które wyglądało trochę jak GPS, ale Harry nie widział najlepiej, a nie chciał się wychylać do przodu, czując się trochę niezręcznie.

- Twój brat wspominał coś o jakimś oficerze – odezwała się starsza kobieta odwracając się do niego na siedzeniu. – Nazywasz się Harry, zgadza się?

- Tak – odpowiedział. – Ale Dudley nie jest moim bratem, to mój kuzyn.

Kobieta potaknęła.

- Rozumiem. Więc tamta dwójka to...

- Mój wujek i ciocia.

Kobieta zamruczała w zamyśleniu i nasunęła na nos okulary.

- A co z twoimi rodzicami? Bo widzisz, wyglądasz mi bardzo znajomo.

- Moi rodzice nie żyją, proszę pani.

- Nazywam się Minerwa McGonagall – powiedziała mu napiętym tonem, błyskawicznie zmieniając atmosferę w samochodzie. – Twoje nazwisko Harry?

Harry poczuł się jeszcze bardziej niewygodnie. I to nie przez wzmiankę o jego rodzicach, nie pamiętał ich, w zasadzie nigdy nie zdążył ich poznać, więc mówienie o nich nie było bolesne. Zwłaszcza, że wuj Vernon i ciotka Petunia zawsze starali się zapewnić mu jakiegoś rodzaju godne życie... Może i był traktowany jak kanarek w klatce, ale nie było innej możliwości przy zagrożeniach czyhających na każdym kroku.

Harry czuł się niezręcznie przez całą tę uwagę jaką poświęcali mu całkowicie nieznajomi. Pierwszy raz rozmawiał otwarcie z kimś kim nie byli Dursleye i nie do końca wiedział jak powinien się zachowywać.

Pani McGonagall wydawała się być podobna do tych starych dam z książek Jane Austen, wydawało mu się, że mogłaby posłać mu idealne krytyczne spojrzenie, gdyby tylko chciała.

Oliver siedzący obok niego także przysłuchiwał się ich rozmowie z ciekawością, tak jak mężczyzna za kierownicą, który nadal się nie przedstawił i tylko zerkał na nich z lusterka.

- Potter, proszę pani.

- Co powiedziałeś?

Harry zawahał się.

- Nazywam się Harry Potter, proszę pani. – odpowiedział w końcu.

Kobieta zamilkła, a potem spojrzała na mężczyznę, którego ramiona napięły się i wydawał się przestać nawet oddychać. I choć kobieta ani wysoki mężczyzna na niego nie patrzyli, to Oliver przypatrywał mu się otwarcie w szoku z wysoko podniesionymi brwiami.

- Twoi rodzice, Harry... - odezwała się nagle kobieta przerywając niezręczną ciszę.

- Byli magiczni, czy z tym będzie jakiś problem? – zapytał zaciskając dłonie na swoich dżinsach z nerwów.

- Skąd! – zawołała w końcu na niego spoglądając. – To nie będzie żaden problem.

Potem więcej się już nie odezwała. Właściwie to nikt już więcej się nie odezwał. Wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, którego imię okazało się być Kingsley, w końcu odpalił silnik i ruszył. Harry wyglądał przez szybę w oknie, przyglądając się mijanym w ciemności domom i latarniom, których światło pięknie oświetlało mokry asfalt. Na chodnikach nie było żadnych ludzi, co nie powinno być zaskoczeniem zważywszy na godzinę, jednak Harry odczuwał lekkie rozczarowanie w związku z tym. Zdarzyło im się za to minąć na drodze jakiś inny samochód a im dłużej jechali tym więcej aut pojawiało się z nimi na jezdni.

W pewnym momencie Harry odczytał słowo z mijanego znaku: LONDYN, i spiął się błyskawicznie. Zaczął się wahać i martwić od chwili, w której usiadł w samochodzie, a teraz jego panika tylko wzrosła. Jaką miał tak naprawdę gwarancję, że ci ludzie byli magiczni? Okey – pokazali mu różdżkę (albo coś co tylko miało przypominać różdżkę), ale czy AA nie miałoby do czegoś takiego dostępu? W Londynie mieści się główna siedziba Agencji, a to wszystko wydawało się być zwykłym oszustwem mającym go tam doprowadzić.

Tylko dlaczego udawaliby tak długo? Dlaczego nie związali go ani nie uśpili, czy coś w tym rodzaju? – Nie znajdując odpowiedzi na te pytania, czekał licząc, że czas okaże się łaskawszy niż jego mroczne myśli o straszliwym końcu.

- Jedź do głównej stacji– powiedziała Minerwa, a przejeżdżający samochód oświetlił na chwilę jej pomarszczoną twarz.

Była przejęta i zdeterminowana o wiele bardziej niż kiedy wyruszali.

Kingsley zmarszczył brwi, a Oliver poprawił się na swoim siedzeniu nachylając bliżej swoich kompanów.

- Mieliśmy się zameldować w ośrodku dla...

- On nie jest mugolakiem – zwróciła uwagę McGonagall. – Poza tym Gabinet powinien się o tym dowiedzieć jak najszybciej.

- Słyszałem, że Tom miał stawiać nowe pola ochronne dzisiaj na King's Cross – wtrącił Oliver. – Może uda nam się jeszcze go złapać. To najszybszy sposób, żeby powiadomić Gabinet. Główna stacja może być i tak już zablokowana.

- Jesteś pewny, że Tom tam dzisiaj będzie? – zapytał Kingsley zjeżdżając w prawo na światłach.

- Powinien, choć bardzo nie chciał. Słyszałem jak kłócił się z resztą Gabinetu dzisiaj u Blacka.

McGonagall westchnęła.

- Ze wszystkich członków Gabinetu...

- Zauważ tylko, że jego i Albusa to najbardziej zainteresuje – powiedział Kingsley z prychnięciem. – Pieprzony arogant.

McGonagall złapała zdezorientowane i tylko odrobinę przestraszone spojrzenie Harry'ego w lusterku i uśmiechnęła się jakby kwaśno.

- Nie stresuj się Harry – powiedziała mu. – Tom nie jest taki straszny jak się wydaje.

Oliver zakrztusił się nagle, a kobieta posłała mu zabójcze spojrzenie. Nawet Kingsley walczył z uśmieszkiem.

Harry przestał się obawiać, że trafi do Agencji Antymagicznej – zachowanie tych ludzi było zbyt... ciepłe? Zbyt otwarte, żeby byli stróżami. Jednak dalej nie mógł się do końca rozluźnić i dopiero, kiedy samochód się zatrzymał zrozumiał dlaczego. Był podekscytowany.


Skrzydła wolności - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz