Pełną piersią

514 62 8
                                    

Całe to wydarzenie powinno zrobić na Harry'm już wystarczająco duże wrażenie.

Po pierwsze wyszedł z domu, po drugie poznał prawdziwych czarodziei, po trzecie zmierzył się ze stróżami używając pierwszego zaklęcia w życiu i po czwarte... Nie wiedział w sumie, co zawrzeć w punkcie czwartym, a istnieje pewne idealne słowo, które mogłoby to wszystko opisać – „wow!"

Jednak, co może być trochę zabawne, to wszystko miało się nijak z tym, co wydarzyło się chwilę po tym jak Tom Riddle puścił jego dłoń.

Kot, szczupły, podobny do setek innych dachowców, zaczął kręcić się przy kolumnach i eleganckim krokiem iść w ich kierunku. Koty zwykle chodzą w taki elegancki sposób, ale nie mają AŻ tak inteligentnego spojrzenia jak ten kot – takiej determinacji.

I wtedy, kiedy Harry chciał odwrócić wzrok od zwierzęcia, kocur zaczął rosnąć. I to nie tak po prostu się zwiększać jak można by było sobie wyobrazić, ale rosnąć w górę – zmieniał kształt i niecałe 10 sekund później, na miejscu kota kroczyła pani Minerwa McGonagall.

Draco zaśmiał się cicho widząc wyraz twarzy Harry'ego, ale zaraz ukrył swoje rozbawienie kręcąc głową i odwracając się w stronę kobiety.

- Nie sterczcie tak – powiedziała z tym swoim szkockim akcentem. – Znajdźcie coś sztywnego i zdejmijcie te siatkę z Wooda. Tom, podałeś drugiemu stróżowi flakonik? Oczywiście, że nie. Jeszcze zobaczysz, nadejdzie dzień, że twoja pewność siebie cię zawiedzie.

- Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła moja droga Minerwo – odparł spokojnie Tom i przykucnął u boku drugiego stróża wtykając mu flakonik do ust i opróżniając.

Harry był trochę zdziwiony, że mężczyzna tak po prostu wykonał polecenie pani McGonagall, ale gdyby miałby być ze sobą szczery, to nie mógłby sam się jej postawić niezależnie od tego, co kazałaby mu zrobić. Była troszkę straszna.

- Harry – odezwała się, a Harry podskoczył. – Niezła robota.

Harry zaczerwienił się i nie mógł spojrzeć w oczy Kingsleya, który westchnął z niezadowoleniem.

Próbując opanować swoje nagłe onieśmielenie podszedł bliżej Olivera, który pozostawał w niezmienionej pozycji przy siatce.

Kingsley zaczął szperać przy ścianie peronu, Tom i Draco zerkali na siebie co chwilę, i Harry odnosił dziwne wrażenie jakby ze sobą jakoś rozmawiali. Tom nie był specjalnie wzruszony, ale Draco zrobił w pewnym momencie ich niemej rozmowy kwaśną miną, przez co Tom uśmiechnął się z tryumfem wrednie.

Nagle Kingsley wydał z siebie okrzyk zachwytu i uniósł w rękach najzwyczajniejszą w świecie miotłę, podczas gdy Harry przyklęknął przy siatce niedaleko Olivera. Siatka mieniła się delikatnie, jakby coś w plątaninie nici drgało.

Harry sięgnął po siatkę.

- Nie! Nie dotykaj jej – odezwał się nagle zaalarmowany blondyn i poruszył się jakby chciał odepchnąć Harry'ego na bok.

Jednak zanim miał okazję, Harry już zacisnął dłoń na krańcu siatki i... pociągnął, uwalniając kostkę Olivera, który od razu się zerwał i zaraz przewrócił napinając się, jakby chciał pozbyć się uporczywego skurcza w łydce.

Harry widział, że reszta zareagowała podobnie jak Draco i ich reakcja trochę go przestraszyła, ale nie puścił siatki, zastygł w bezruchu. Dopiero po chwili ostrożnie ją puścił i odsunął się do tyłu, wstając na nogi.

Ze wszystkich czarodziei to wzrok Toma najbardziej go poruszył. Czarodziej patrzył na niego z jeszcze większym zaciekawieniem niż przedtem, co sporo mówiło...

Kingsley upuścił miotłę, a McGonagall, która jako pierwsza się opanowała podeszła szybko do Olivera i pomogła mu wstać podając jakąś inną fiolkę, niż te którą dawali stróżom, do ręki. Oliver szybko ją odkorkował i drżącą ręką przyłożył do ust.

- Możesz jednak mieć trochę racji – wyszeptał dopiero Draco do Toma, nie odrywając wzroku od Harry'ego.

McGonagall zapytała Olivera czy da radę stać, a po chwili ten niepewnie potaknął, więc wypuściła go, ale nadal stała dość blisko, żeby w razie czego go złapać.

- Nie możemy tu tak sterczeć – powiedziała twardo. – Kolejny patrol może zjawić się lada moment. Musimy zabrać Harry'ego do bezpiecznej strefy.

- Gabinet zbiera się dopiero jutro – odparł Tom. – Ale Albus miał na mnie czekać u Blacka.

- Nas będą oczekiwać w ośrodku dla mugolaków – uprzytomniał sobie Kingsley. – Jeśli nie zameldujemy się do rana pomyślą, że coś poszło nie tak.

McGonagall zmrużyła powieki, a Tom uśmiechnął się leniwie w jej stronę.

- Nie bądź z tego taki zadowolony – powiedziała z grymasem.

Ale jej niezadowolenie najwyraźniej miało przeciwny skutek i Tom wyglądał na wyjątkowo szczęśliwego obrotem spraw.

- Weźmiemy ze sobą pana Pottera. Z przyjemnością pomogę innym czarodziejom w dokańczaniu ich misji.

- Wszyscy wiedzą, że nie lubisz brudzić sobie rąk, Tom – mruknął Draco.

- Tego się po tobie nie spodziewałem – odpowiedział Riddle podnosząc brwi, a potem zwracając się z opanowaniem do Harry'ego. – Jak brzmiały te sławne mugolskie słowa wypowiedziane w Rzymie?

- I ty przeciwko mnie, Brutusie? – zapytał Harry odpowiadając.

Tom klasnął w dłonie.

- Dokładnie – uśmiechnął się szeroko. – Lily interesowała się swojego czasu...

- Wystarczy Tom, porozmawiacie sobie w bezpiecznej strefie, gdzie będzie bezpiecznie – wtrąciła się McGonagall. – Zabierz go do Albusa, a ty Draco dopilnuj, żeby nie pokręcił niczego w raporcie.

- Tak jest – odpowiedział blondyn bez grama sarkazmu.

Potem rozdzielili się na dwie grupy. Kingsley, McGonagall i Oliver skierowali się do tylniego wejścia, którym weszli, a Tom i Draco odczekali jeszcze chwilę z Harry'm poczym zaczęli go prowadzić w głąb stacji.

- Powiedz mi Harry... - odezwał się Tom nie przerywając marszu. – Byłbyś bardziej skłonny do adopcji kota czy psa?

- Tom – skarcił go Draco, a potem odwrócił się na krótko do Harry'ego, lustrując go wzrokiem. – Nie musisz mu odpowiadać.

Przez ten komentarz Harry sam nie wiedział czy teraz powinien odpowiadać czy jednak nie, więc strategicznie zmienił temat.

- Czy pani McGonagall jest kotem?

Tom zaczął się śmiać, a Draco odepchnął go i zrównał się krokiem z Harry'm, którego jego własne pytanie zawstydziło.

- Ignoruj go. McGonagall nie jest kotem, jest animagiem. To umiejętność z dziedziny transmutacji. Pozwala przemieniać się animagowi w jego animagiczną formę, w jej przypadku w kota.

- Każdy ma animagiczną formę? – dopytywał półgłosem Harry.

- Nie – odpowiedział Draco przeciągle. – Nie każdy też potrafi się w nią przemienić, ale można się tego nauczyć, o ile ma się potencjał animagiczny.

To tłumaczenie nie było do końca jasne, ale Harry był sobie w stanie dopowiedzieć wystarczającą ilość szczegółów, które może kiedyś zostaną mu okazane, wiedział, że teraz po prostu nie jest na to czas.

- Jak twój ojciec – wtrącił Tom, ale nie dodał nic więcej, więc Harry musiał znowu się odezwać.

- Był animagiem?

- Tak. Jeleniem – odpowiedział mężczyzna beznamiętnie. – Nie wiedziałeś?

Harry nie odpowiedział, ale Tom chyba nie oczekiwał odpowiedzi, bo nie zareagował na ciszę Harry'ego. Za to Draco obserwował spokojnie jego reakcje marszcząc na chwilę brwi.

A potem przeszli przez ścianę i Harry zapomniał o McGonagall przemieniającej się w kota – ściana przebiła wszystko.


Skrzydła wolności - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz