Co raz bliżej

358 31 0
                                    

Kiedy kobieta, którą śledził, stanęła rozejrzał się niecierpliwie jednak już po kilku sekundach podeszła do niej niewysoka blondynka ubrana w podobnym, eleganckim stylu.
-Karen, zrób mi na nie zbliżenie. Dasz radę usłyszeć o czym rozmawiają?
-Oczywiście, Peter- mechaniczny głos zabrzmiał w jego uszach tak znajomo, że trochę go uspokoił.
-Witaj Greta
-Jeny- kobiety uściskały się przyjaźnie, ale jednocześnie wymieniły dziwnie nieufne spojrzenia
-Rozumiem, że Alex jest na dyżurze?
-Tak, dobrze wiesz, że naszej... pracy nie można zostawić samej.
-To oczywiste.
Peter spojrzał na nieznaną kobietę.
-Karen, prześlij zdjęcie do warsztatu.
-Przekazuje wszystkie dane z tej rozmowy na bieżąco.
-Dzieki, połącz mnie z Harley'em... Harley, sprawdziliście ją?
-Posługują się fałszywymi imionami.- powiedział na wstępie- blondynka nazywa się Laura Hammer. Sprawdzam możliwość powiązania z tą sprawą.
-Dzięki. Weszły do środka, nic więcej nie zobaczę. Będę czekać aż wyjdą.
-Zgadnij kim był mąż Laury.
-Agentem?
-Nie. Był zwykłym bankowcem. Do czasu terigenezy, przeszedł ją w tym okresie, kiedy ludzie masowo się zmieniali, pamiętasz, nie? Dostał jakąś super moc i postanowił ratować ludzi. Zginął w pożarze, uratował trójkę dzieciaków i ich matkę.
- No to mamy wspólny element. Ale nadal nie wiemy, gdzie trzymają Morgan.
-Mam taki sprzęt- powiedziała nagle Shuri
-Cały czas nas słuchałaś?
-Ja nie muszę ciągle gadać.- Peter oczyma wyobraźni widział, jak dziewczyna pokazuje Harley'owi język- W przeciwieństwie do was, ale teraz sprawy ważne. Mam taki sprzęt śledząc, który aktywuje się w pobliżu konkretnego DNA. Stworzony do tego typu spraw. Podkładasz go podejrzanemu, a kiedy stanie w promieniu trzystu metrów od porwanej osoby włączą się lokalizator. Tylko, że jedyny egzemplarz jest w Wakandzie.
-Prześlij schemat.- pewność w głosie Harley'a zaimponowała Peterowi, choć miał pewne obawy, czy nie była bezpodstawna. W końcu to wakandyjska technologia.
-Słucham?
-Prześlij schemat, rzucę okiem- Shuri widocznie, mimo zdziwienia, pokazała mu schematy urządzenia, bo przez chwilę nikt się nie odzywał, aż po dwudziestu minutach nastolatkowi udało się wstępnie przeanalizować plany dziewczyny.
-Dam radę, dajcie mi dwie godziny.
-Na pewno? Połączenia podzespołów...
-Dam radę.- nuta stali w jego głosie zamknęła usta księżniczce
-Okej, pomogę ci- zaproponował Peter
-Ty leć do Pepper po ślad DNA Morgan. Shuri będzie cały czas na linii w razie czego, prawda?
- Tak.
-Ja się rozłączam i lecę.

Kilka minut przed dziesiątą Peter wylądował przed domem szukanej dziewczynki. Nacisnął na klamkę i zdziwił się, że drzwi są zamknięte, ale zapukał kilka razy. Ku jego wielkiemu zdziwieniu nie otworzyła mu Pepper, tylko... ciocia May. Miał świadomość, że na pogrzebie kobiety nawiązały pewien kontakt, ale na prawdę nie spodziewał się tutaj zostać brunetki.
-May?
-Peter.
- Co ty tu robisz?
-Pepper do mnie napisała, nie powinna być teraz sama. Właśnie zasnęła, więc nie chce jej budzić.
-Potrzebujemy czegoś co ma na sobie DNA Morgan, więc pewnie i tak musisz to zrobić.
-Macie coś?
-Całkiem sporo, ale nie mam teraz czasu, obudzisz Pepper?
Chwilę później stała przed nim zaspana kobieta, wyglądająco co najmniej okropnie. Miała na sobie coś, co z pewnością nie było jej piżamą, stan jej włosów miał na prawdę niewiele wspólnego z tym, który wszyscy znali, ale najgorzej wyglądała twarz blondynki. Oczy miała całe zaczerwienienie i podkrążone, była nienaturalnie blada, a jej usta przyjęły kolor skóry. Peterowi ścisnęło się serce.
-Jesteśmy co raz bliżej, na prawdę- powiedział na przywitanie licząc, że choć trochę doda tym otuchy kobiecie - ale potrzebujemy DNA Morgan. Najlepiej włos, czy coś takiego.
-Chwila- milionerka wyszła i wróciła po kilku sekundach, jej krok był żywy i sprężysty, co pozytywnie zaskoczyło nastolatka. Jej zachowanie sprawiało wrażenie, jakby na prawdę miała w sobie sporo nadzieji- to jej szczotka. Weź ją- podała mu różowy przedmiot, a on jedynie skinął głową nie wiedząc co odpowiedzieć. Czuł się tutaj bardzo niezręcznie, nie umiał pocieszać ludzi w tak trudnych sytuacjach, nie chciał palnąć czegoś głupiego, a w tym był bezkonkurencyjnym mistrzem świata.
-Znajdziemy ją i to niedługo, obiecuję.- powiedział już wychodząc i nie słysząc odpowiedzi. Chciał jak najszybciej wrócić do działania. Działanie było dokładnie tym, co go uspokajało i dawało słuszne poczucie, że nie jest bezsilny. Wierzył w to całym sercem. W końcu nie bez powodu jest Spider-manem!
-Jak wam idzie?- spytał wchodząc do warsztatu i kładąc na biurku szczotkę.
-Nieźle ale jeszcze minimum godzinę. Prześpij się.
-A ty nie sypiasz?
-Jak to skończymy, to popodrzucasz to paniom, a ja obiecuję, że się zdrzemnę. Stoi?
-Jasne.- jęknął starszy chłopak nie mając siły na dyskusję. Na prawdę był zmęczony, poprzednią noc zawalili na oglądanie filmów, a tą na imprezę, a później szukanie Morgan. Jego nastoletni organizm zaczął się buntować, a Peter już nauczył się, że nie zawsze może z nim wygrać, dlatego w sumie z ulgą przyjął nadchodzącą godzinę odpoczynku. Wiedział, że im bardziej wypoczęty będzie, tym więcej zdziała.
Tym razem sen Petera nie był tak spokojny, jak ostatnio. Mimo, że nie spał długo zdążył mieć koszmary, a to zdecydowanie nie pomagało jego, już i tak wysokiemu, poziomowi stresu.
Na początku było przyjemnie, nawet sielankowo. Był w mieście razem z Tonym, na lodach. Siedzieli w kawiarni niedaleko siedziby Avengers. Przed tym całym zamieszaniem z Thanosem byli tam dwa razy, więc Peter bez problemu rozpoznał to miejsce. Tony zamówił lody o smaku whisky, a Peter, jak zwykle, czekoladowe. Ta scena była taka realna i przywoływała wszystkie dobre wspomnienia związane z tym mężczyzną. Jednak kiedy Peter pochylił się, by coś podnieść kawałek jego ciemnego loda spadł na jasny garnitur miliardera.
-Ty głupi dzieciaku! Nawet lodów nie umiesz jeść! Ciągle mnie zawodzisz! Nie umiałeś walczyć tam, w kosmosie, nie uratowałeś mnie tutaj. A teraz nie umiesz uratować mojej córki. Gdybyś był choć trochę lepszy to nigdy by się nie wydarzyło. Jesteś do niczego!
- Peter, Peter- usłyszał jak przez mgłę i otworzył oczy. Na skraju jego łóżka siedział Harley- nie chcę cię budzić, ale mamy już dwa egzemplarze urządzenia. Musisz podłożyć je naszym paniom.- Peter ukrył to z jaką ulgą przyjął pobudkę. Zdecydowanie wolał działanie, niż taki sen.
-Jasne, już lecę.
-Najpierw się umyj, bo wyczują cię z kilometra.
-Racja- zmieszał się strszy chłopak- A ty idź spać. Jak obiecałeś.
- Dobrze, mamo.
-Starszy bracie- bohater uśmiechnął się pierwszy raz od kiedy dowiedział się o porównaniu dziewczynki.

Podrzucenie kobietom urzadzen nie było trudne. Peter spodziewał się czegoś rozmiarów co najmniej pięści, tymczasem sprzęt śledzący był wielkości monety, co pozytywnie go zaskoczyło, bo bardzo ułatwiło mu zadanie. Obie kobiety były w swoich domach, do których nie trudno było się włamać komuś o jego mocach.
Do pierwszej z nich wszedł przez okno, które było lekko uchylone, wystarczyło je podnieść i cicho wejść do środka. Na podjeździe nadal nie było drugiego samochodu, tego, którym rano wyjechał mężczyzna z dzieckiem, więc Peter założył, że kobieta jest sama. Może nie było to najrozsądniejsze, ale na jego szczęście trafne. Szedł cały czas po suficie, nie chcąc jakoś głupio wpaść. Skierował się do przedpokoju, gdzie, ku jego uldze, leżała torebka kobiety. Wrzucił do środka niewielki, metalowy przedmiot i natychmiast opuścił pomieszczenie, w duchu modląc się, żeby brunetka nie miała w zwyczaju często zmieniać torebek.
Druga była nieco trudniejsza, bo choć zaczął tak samo nie znalazł nic przy drzwiach wejściowych. Ostrożnie przeszukał dom w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie może ukryć lokalizator. Na jego szczęście kobieta oglądała właśnie w salonie jakiś program kulinarny, który całkowicie pochłonął jej uwagę. W końcu Peter dotarł do czegoś, co mógł nazwać sypialnią, a w niej znajdowała się niewielka garderoba. Na samym wierzchu zobaczył trzy torebki, co, nawet jako mężczyzna, zrozumiał jako jasny znak, że tu nie będzie tak prosto. Rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu pomysłu. Jednak nikt nie ma takiego szczęścia, jak bohater wykonujący jakąś słuszną misję, prawda? Na jasnej pościeli leżał czerwony, z całą pewnością damski, portfel. Peter przyjrzała się jeszcze raz urządzeniu. Po szybkiej ocenie stwierdził, że przy odrobinie szczęścia nie rozpozna go wśród drobnych, więc wrzucił je do portfela i szybko opuścił dom korzystając z okna w sypialni.
Dlatego już o szesnastej siedział w warsztacie i razem z prawie wyspanym Harley'em czekali na jakikolwiek sygnał. Shuri była w pełni świadoma, że na razie nie wiele może im pomóc, dlatego wróciła do swoich zajęć, czyli pewnie snu, w końcu w Wakandzie był środek nocy, zapewniając jednak, że jest pod telefonem i mają dzwonić jak tylko coś się będzie działo.
Po kilku godzinach siedzenia i obgryzania paznokci zabrzmiał pierwszy komunikat o zbliżeniu się do źródła DNA. Obaj chłopcy zerwali się na równe nogi, ale zanim odczytali lokalizację drugi z komunikatorów również zabrzmiał, niemal natychmiast połączyła się z nimi ich wspólniczka, która wyglądała na wyrwaną z głębokiego snu.
-Obie tam są? To nie wróży dobrze.
-To niedaleko stąd, lecę tam od razu.- powiedział patrząc na ekran, na którym wyświetlają się mapa miasta i dwa czerwone punkty
- Po pierwsze, potrzebujemy planu. Po drugie lecę z Tobą.
-Nie...
-Ktoś musi się zająć Morgan jak będziesz walczył.- przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby próbując na wzajem przekazać sobie swoje racje
-No dobra.- przystał w końcu starszy. Nie chciał narażać młodszego przyjaciela, którego w sumie dopiero co poznał, ale argument, który podał był niestety logiczny. Parker, nawet jako Spider-man, nie mógł jednocześnie walczyć oraz bronić i uspokajać przerażonej czterolatki.- To zdjęcie satelitarne tego miejsca. Wygląda jak zwykły domek letniskowy.- Peter za pomocą kilku gestów przybliżył obraz- Plan? Nie wiemy ani ile ich tam jest, ani gdzie trzymają Morgan i nie ma czasu na wywiad. Mała na pewno jest przerażona. Ja wchodzę, modlę się, żeby znaleźć jej pokój...
Obmyślanie planu nie trwało długo, bo faktycznie był on bardzo mocno oparty na szczęściu i miał w sobie całe mnóstwo "jeśli", ale cała akcja miała szansę powodzenia. Dlatego już po godzinie znaleźli się na miejscu. W każdych, innych okolicznościach Harley cieszyłby się jak dziecko siedząc na plecach superbohater i przemierzając z nim miasto na wysokości dużo większej, niż robił to zwykle, ale teraz byli skupieni na misji. Musieli sprowadzić do domu Morgan.

Prawie braciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz