Rozdział 2

186 13 2
                                    

Po uczcie w Wielkiej Sali, wszyscy podążali do swoich domów, by wykąpać się i udać do własnych łóżek. Szmaragdowooki wpadał na wszystko, co się dało, potykał się na schodach, rozśmieszając resztę uczniów. I to ma być ten wielki Wybraniec? Słyszał wokoło szepty, ale zupełnie je ignorował. W końcu dotarł do swojego dormitorium i zabierając potrzebne mu rzeczy, udał się do łazienki, wciąż będąc pogrążonym we własnych myślach. Nikt nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, ale wszyscy jego przyjaciele postanowili na razie poczekać. W końcu jednak, gdy chłopak znów potknął się na równej podłodze w sypialni, Wesley nie wytrzymał.

-Co się z tobą dzieje, Harry? Cały dzień jesteś jakiś nieobecny, jakbyś nie kontaktował. Na pewno dobrze się czujesz?

Zapytał z troską, patrząc na nieobecny wyraz twarzy przyjaciela. Przerażał go w tej chwili i bardzo się o niego martwił. Ten jednak tylko skinął głową i położył się do łóżka, odwracając tyłem do reszty domowników. Udawał, że śpi, chociaż tak na prawdę był do tego daleki. Nie miał zamiaru spać, bynajmniej nie teraz, nie mógł. Zbyt dużo myśli kłębiło się w jego głowie. Po policzkach popłynęły słone krople, wsiąkające w kurczowo ściskaną w szczupłych palcach poduszkę. Płakał, nie mogąc się uspokoić, a jego wychudłym ciałem targał wstrzymywany szloch. Miał ochotę zniknąć, raz na zawsze i uwolnić wszystkich od siebie. I wtedy to poczuł. Nagłe szarpnięcie i nie był już w ciepłym łóżku swego dormitorium, tylko stał w jakimś pomieszczeniu. Gdy się rozejrzał, uświadomił sobie, że to dokładnie to samo miejsce, które widział, gdy zemdlał w pociągu. Naprzeciwko niego stał Czarny Pan, celujący do niego różdżką, a on, zrezygnowany, stał i pozwalał gorzkim łzą rzeźbić ścieżki na jego zapadniętych policzkach. Zawsze tak było - gdy wyjeżdżał z Hogwartu był zadbany, odpowiednio odżywiony, a gdy wracał w nowym roku szkolnych, jego policzki były lekko zapadnięte a ciało wychudłe, tak, jak w tej chwili. Spojrzał w oczy stojącego naprzeciw czarnoksiężnika i wtedy to poczuł. Zrezygnowanie. Czyż nie będzie lepiej, gdy odejdzie? Po co ma się męczyć całe życie, skoro może zrezygnować z tego daru i nigdy więcej nie sprawiać problemu? Nie być powodem czyjejś bezsensownej śmierci? Upuścił swoją różdżkę, która upadła lekko na podłogę, i schylił głowę, chowając ostatnie łzy.

-Avada Kedavra.

Usłyszał zimny głos. W jednej chwili zobaczył oślepiające, zielone światło, mknące w jego kierunku, a w następnej czuł czyjąś dłoń klepiącą go po policzku. Otworzył oczy i zobaczył mało wyraźny świat. Światło lampki nocnej odbijało się w jego oczach. Sięgnął na szafkę nocną po okulary, a gdy je założył, zobaczył przerażonego Rona. Opadł z powrotem na poduszki i zamknął oczy. Uśmiechnął się nieznacznie do przyjaciela. Nie miał ochoty ani siły w tym momencie, by rozmawiać o czymkolwiek. Rudowłosy zrozumiał, bo skinął tylko głową i wrócił na swoje łóżko. A Harry wpatrywał się w sufit, przez resztę nocy nie zmrużywszy oka ani na chwilę. Nie bał się. Był świadom, że to wszystko, co się przed chwilą wydarzyło, było tylko snem. Bał się w tej chwili jedynie życia. Przypomniały mu się zasłyszane gdzieś w poprzednim roku słowa. Człowiek, który nie ma woli życia, nigdy nie wygra. Zaśmiał się cicho. Nic nie zapowiada na razie jego wygranej w grze zwanej życiem, w której nasze wybory wpływają na naszą przyszłość a przypadek mąci ją, kiedy mu się żywnie podoba. Nad ranem, gdy niebo powoli szarzało, wstał z łóżka i, jak za dawnych czasów, usiadł na kamiennym parapecie, obserwując wyłaniające się zza horyzontu słońce. Jednak nie miało ono w tej chwili większego znaczenia dla czarnowłosego. Nowy dzień nie przyniesie nic dobrego, i tylko to wciąż tkwiło mu w głowie. To, że nigdy nie będzie lepiej.

Miłość i nienawiść dzieli cienka granicaWhere stories live. Discover now