Rozdział 13

110 8 0
                                    

-Harry, musimy porozmawiać.

Oznajmił blondyn, wchodząc do pokoju, w którym siedział jego współlokator i odrabiał lekcje. Szmaragdowe, niemal martwe oczy w których od pewnego czasu można było dostrzec jakieś szczątki życia, spojrzały na niego z niemym pytaniem. Ślizgon podszedł do niego i spojrzał na czarnowłosego chłopaka badawczo.

-Co się stało?

Zapytał, odkładając pióro i zamykając kałamarz, by atrament nie wysechł i odsunął zapisany pergamin na bok i opierając się łokciem o blat biurka.

-Chodzi mi o to, co powiedziałeś dzisiaj na lekcji.

Naprowadził go na swój tor myślenia i zobaczył błysk zrozumienia w zielonych tęczówkach.

-Ach, rozumiem. Nie przejmuj się tym.

Odparł i chwycił jedną z książek, jednak nim zdołał ją otworzyć, blade palce wyrwały ją z jego dłoni i rzuciły na wielki, wygodny materac.

-Będę. Gdzie się tniesz?

Spytał, a jego spojrzenie było twarde i stanowcze. Chłopak westchnął zrezygnowany i zdjął swoje okulary, po czym chwycił go za dłoń i zaprowadził do swojej, dobudowanej sypialni. Posadził go na łóżku i zdjął szary sweter, rzucając go na krzesło i zajął się zdejmowaniem dalszych części garderoby, aż został w samych bokserkach. Jasne brwi zmarszczyły się, przenosząc się z jego ciała na twarz i zaglądając w szmaragdowe oczy.

-Nic nie widzę.

Oznajmił, a blade usta Wybrańca rozchyliły się lekko.

-Revelare. . (Ujawnij.)

Szepnął i po chwili na ciele nastolatka pojawiły się liczne blizny. Jedne głębsze, inne płytsze, długie i krótkie cięcia, chaotyczne i uporządkowane. Istna abstrakcja malująca się na wychudłym ciele. Blade palce dotknęły jego brzucha, na którym było wiele blizn. Miękkie opuszki palców dotykały jego blizn, badając ich strukturę i wielkość w ciszy, po czym srebrne oczy znów spojrzały na twarz ich właściciela.

-Przepraszam.

Powiedział Dracon z autentycznym żalem kryjącym się w jego głosie. Nastolatek uśmiechnął się i chwycił go delikatnie za nadgarstek, odsuwając jego dłoń od swojego ciała.

-Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Parcere. (Ukryj.)

Odparł, po czym odwrócił się, chcąc się z powrotem ubrać, jednak chłodne dłonie objęły go w pasie i przyciągnęły do Ślizgona.

-Muszę. Nie rób tego więcej. Przyjdź do mnie, jeśli będziesz czuł potrzebę.

Poprosił, szepcząc prosto do jego ucha, po czym odsunął się i wyszedł cicho z pomieszczenia, zamykając za sobą drewniane drzwi i zostawiając swojego współlokatora samego w pokoju, nie wiedząc, jaką burzę w jego umyśle wywołał.

Miłość i nienawiść dzieli cienka granicaWhere stories live. Discover now