18.

2K 254 64
                                        

Nie spodziewał się, że Yoongi mieszka aż tak daleko. Zanim dotarł pod jego dom, zdążył kilka razy zwątpić w sens wyprawy, a nogi bolały go niczym po ostatniej wycieczce w górach. Nie umiał sobie wyobrazić, jak leniwy Yoongi codziennie pokonywał taki kawał drogi. Nawet jeśli miał do dyspozycji wszystkie środki komunikacji, musiało zająć mu to zdecydowanie za długo. Na pewno miał wiele innych szkół bliżej domu. Minął dwie po drodze, pod jedną prawie dostał piłką w głowę.

Rozejrzał się po okolicy. Była ładna i spokojna. Młoda kobieta z dzieckiem szła obok czterokołowego rowerka, a troje nastolatków grało w koszykówkę na boisku obok parku. Dom, którego szukał miał numer trzy. Nie wiedzieć czemu spodziewał się bardziej zdegenerowanego środowiska, bo w końcu Yoongi musiał mieć jakiś powód, by stamtąd uciec. Najwyraźniej nie chodziło o to. Przygotował sobie obszerny opis, który miał zamiar podarować osobie spotkanej w drzwiach jego domu.

Wyjaśniał tam, że szuka Yoongiego, jest jego znajomym i z jakiego powodu się martwi. Miał cichą nadzieję, że znajdzie go właśnie w domu, w jakiejkolwiek by to nie było sytuacji, nawet liczenia utargu z jego skradzionych rzeczy. Wszystko by mu wybaczył, byle tylko się odnalazł.

Dom znajdował się na samym początku ulicy, niedaleko wspomnianego parku. Był wysoki i dosyć uroczo urządzony, biały, ogrodzony niskim płotkiem, za którym rosły żółte róże. Przeszedł przez furtkę, a jego nogi natychmiastowo dopadła brązowa kulka z kręconym futrem. Odrobinę się przestraszył, jak to on. W końcu w ogóle nie spodziewał się ataku, szczekanie nie było dla niego słyszalne. Piesek podskakiwał i opierał łapki na jego nodze. Nie był w ogóle groźny, pasował do tego miejsca. Pogłaskał go po pyszczku, a różowy język polizał jego dłoń. Dosyć to przyjemne uczucie i fizyczne i jakoś tak w duchu zrobiło mu się cieplej. Jakby piesek czuł, że przychodzi z problemem i chciał dodać mu otuchy.

Na obejściu i małym podjeździe nie zauważył nikogo oprócz brązowej przylepy. Nie chcąc szperać po niczyjej posesji i skradać się jak złodziej, od razu podszedł do drzwi i zapukał. Kiedyś przejmował się tym, czy nie puka za głośno i denerwuje właścicieli domu, czy za cicho i jest niesłyszalny, teraz już robił to z wyczuciem. Dużo swoich codziennych spraw na nim opierał. Dzięki temu miał i wyczucie w sprawach duchowych. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo rzadko kto narzekał, że jest urażony zachowaniem Hobiego. Wiedział jak się zachować, choć nie miał do tego warunków.

Nikt nie otwierał, a próbował wiele razy. Bezskutecznie. Już wiedział, że nic z tego nie będzie, ale jego sławna nadzieja ciągle się tliła. Przecież zostawili psa, nawet jeśli nikogo nie ma, to na pewno wrócą. 

Z tym, że on czekać nie mógł. Robiło się ciemno, a od kiedy matka zrobiła awanturę o wracanie po zmroku, miał większy opór przed chodzeniem w ciemności. Nie przez strach przed mamą, ale bardziej myśl, że może mieć rację. W końcu była starsza, miała doświadczenie i była mądrzejsza niż on, który ze względu na swoją przypadłość nie mógł poznać świata w stu procentach tak jakby chciał.

Postanowił wracać i napisać Jiminowi, że jeszcze wróci kolejnego dnia do domu przyjaciela. Tylko tutaj mógł dowiedzieć się czegoś o Yoongim. Przechodził obok parku i boiska, kiedy przyjrzał się grającym chłopakom. Byli wysocy i dobrze zbudowani, każdy z nich krzyczał coś do drugiego, podawali sobie piłkę. Chyba mieszkali na tej ulicy.

Wyciągnął notes i przewrócił go na kartkę z najczęściej zadawanym dzisiaj pytaniem. Podbiegł do ogrodzenia i czekał na odpowiedni moment. Gdy wzrok jednego z chłopaków zatrzymał się na nim, pomachał i przywołał go do siebie. Nastolatek uśmiechnął się i podbiegł, albo raczej przykicał, bo ten podskakujący krok tak się Hobiemu skojarzył. Trochę się bał, ale nie wyglądali oni na groźnych oprychów, a istniała szansa, że czegoś się dowie.

Cicho, na paluszkach| SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz