— Będzie moją asystentką.
Po wypowiedzeniu tych słów w baraku numer dwadzieścia dwa długo ciążyła cisza. Kapo bulgotała w środku, ale choć chciała, nie mogła się sprzeciwić żołnierzowi SS. A Mengele był wystarczająco z siebie zadowolony. Odrzucał od siebie nieprzyjemne myśli. W końcu władze obozu mogą zwrócić na niego uwagę. W rzeczywistości wcale nie jest taki niezastąpiony. Ale dla Lucii odważył się zaryzykować. To ona sprawiała, że robił się łagodniejszy, częściej budził się z amoku zabijania. Po raz pierwszy od lat płakał. Jakby żałował. Ale to wciąż za mało.
— Jak herr sobie życzy, lecz herr pozwoli, ta więźniarka nie ma wyszkolenia medycznego, to nieprofesjonalne.
— Śmiesz mi mówić co jest profesjonalne, a co nie? A wykształcenie do usługiwania seksualnego innym więźniom odebrała? Nie sądzisz, że to podejrzane, iż wybrałaś akurat moją więźniarkę, szczególnie po tym, co jej ostatnio zrobiłaś? — Mengele ciskał gromy. Lokatorki baraku starały się na niego nie patrzeć i posłusznie stać na baczność, chociaż chwila przeciągała się w nieskończoność, a wiele z nich nie miała już sił. Kapo się nie ugięła. Drwiła z lekarzy i nic tego nie zmieni.
— Ale herr...
— Nie zapominaj, że nie jesteś prawdziwym żołnierzem narodu niemieckiego. Przysłano cię tu z więzienia. A ja z chęcią cię odeślę. Wspomnij moje słowa, zanim ponownie mi się sprzeciwisz. Tym razem nie będę taki łagodny.
— Tak jest, herr — wymamrotała kapo, zwieszając głowę, ale w jej oczach pojawiły się błyski nienawiści.
— Idziemy — zakomenderował Mengele przelotem spoglądając na Lucię. Musiał udawać obojętność, wręcz pogardę, jednak zdawał sobie również sprawę z tego, że niektórzy już i tak coś podejrzewają. Nawet więźniowie. Zdarzają się tacy, co sugerują mu chorobę psychiczną. W końcu nie często bestia rodem z piekła okazuje ludzkie uczucia, słabości.
Mengele maszerował w żołnierskich butach przez plac, na którym często zdarzają się te okrutne przetrzymywane apele. Lucia z trudem za nim nadążała, ale potulnie truchtała. Znała niemiecki. Rozumiała, czego Anioł Śmierci od niej oczekiwał. Ponownie. Bała się, że nie sprosta zadaniom powierzonym jej przez Mengelego. Nie zamierzała zabijać ludzi. Nie zamierzała krzywdzić dzieci. Wolała umrzeć. Gdzieś tam, w otchłani umysłu, krążyła jej pewna myśl. Jeśli temu lekarzowi na niej zależy to może przymknie oko na jej niesubordynację?
Mijani więźniowie ambitnie wpatrywali się w ziemię lub z uporem Syzyfa wykonywali swoje obowiązki. Każdy wiedział, że Mengele nie należy do zwykłych Esesmanów. Spojrzenie mu w oczy równa się śmierci. Nikt nie chce przyglądać się śmierci. Nawet ci wybrańcy, którzy co dzień pozbywają się martwych ciał z domków takich jak czerwony, czy biały. Znieczuleni na śmierć, boją się jej ulec.
W gabinecie Mengelego panował nieskazitelny porządek. Wszystkie elementy ułożone były w odpowiednich miejscach, określone numerami, czy datami. Jako naukowiec Mengele był bardzo skrupulatny. Właściwie jako Anioł Śmierci również. Nikt inny w tak krótkim czasie nie wysłał tak wielu ludzi na śmierć. Nawet najlepszy sąd. Nawet najsilniejsza bomba.
— Usiądź — Mengele wskazał krzesło. Lucia potulnie wykonała jego polecenie. Już tu raz była. Widziała wtedy krew i brutalne oznaki czynności jakie mają tu miejsce. Jednak tego dnia nie musiała odwracać wzroku od narządów i innych takich. Odetchnęła z ulgą, chociaż siedziała na przeciw Boga w ludzkiej skórze.
— Zapewne wiesz, czym jest akt norymberski. — Lekarz bardziej powiedział, niż spytał, ale Żydówka pokiwała nieśmiało głową. — Rozumiesz więc również, że teoretycznie jestem już martwy. — Kolejne kiwnięcie.
Lucia bała się do czego ta rozmowa zmierza. Czy ten okrutny naukowiec chciał z nią współżyć? Gotowa była zrobić wszystko, by przeżyć, ale nie była pewna, czy jest gotowa na gwałt. Taki czyn pozostawia na człowieku bolesne piętno. I ono nigdy nie znika. Z trudem przełknęła ślinę. Z drugiej strony gwałt ze strony jednego człowieka, w dodatku zadbanego, a liczne gwałty w obozowym burdelu w koszmarnych warunkach... Wolała to pierwsze.
Przez okno wpadały promienie słońca, które czyniły z Mengelego prawdziwego anioła. Żydówka musiała przyznać, że jeśli naprawdę taka jest wola Josefa, przynajmniej nie jest on odrażający. Pomijając oczywiście te wszystkie elementy wokół świadczące o defektach w rozumowaniu Niemca.
— Nic nie mówisz.
— Nie wiem, herr co powiedzieć.
— Proszę, tyle zaryzykowałem, a ty zwracasz się do mnie per pan.
— Herr nie musiał ryzykować. Nie można naginać przeznaczenia. Powinnam już być martwa. — Nie wiedziała, skąd wzięła jej się ta buńczuczność, ale nie potrafiła siedzieć cicho, gdy miała okazję do sprzeciwu. Miała chaos w głowie. Mówiła jedno, czuła drugie. Nienawidziła siebie.
— Już mówiłem, że cię nie skrzywdzę.
— Ale herr mnie uderzył.
— Dla twojego dobra.
Lucia pokiwała głową. Nie wierzyła mu. Nie bije się kogoś, żeby żyło mu się lepiej.
Prawie spadła z krzesła, gdy chłodna dłoń Mengelego musnęła jej ogorzały od słońca i wychudzony policzek. Mimowolnie ich spojrzenia się spotkały.
— Przepraszam. — Mengele nie był pewien, czy to powiedział. Tak rzadko używał tych prostych w wymowie słów. Ale Żydówka usłyszała. Walcząc z burzą uczuć w sobie, nakryła dłoń jej oprawcy i wroga. Ten zakazany dotyk elektryzował. Przypominał jej również, że ten sławny na całe Niemcy lekarz był człowiekiem, chcąc nie chcąc takim jak ona i inni. Nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Nawet jeśli sam w ciszy domowego ogniska nazywał siebie potworem.
Wiem, pisanie tego rozdziału zajęło mi dobre dwa miesiące, ale nie chciałam dodawać na siłę, a niekoniecznie potrafiłam ubrać myśli w słowa. Ciekawa jestem, czy ktoś tu jeszcze pozostał. Słowa oceny mile widziane. I liczę, że do następnego! W ślimaczym tempie akcja się rozkręca.
YOU ARE READING
Gdyby Mengele się zakochał
Historical FictionA jeśli w życiu najbardziej znanego lekarza z czasów drugiej wojny światowej pojawiłaby się osoba, dla której całkowicie straciłby głowę? Czy przerwałby wtedy okrutne eksperymenty, dostrzegając, jak to jest być ojcem i mężem? Jak to jest być kochany...