<864 słowa>
Josh leżał, a sępy latały po pokoju jeszcze szybciej niż kiedykolwiek. Było ich więcej.
*Nie wygodnie mi
W swoim łóżku
I w swojej skórze*Wcześniej nie wiedział, że w milczeniu można tak wyraźnie usłyszeć czyjś głos, a dokładnie głos Tylera zmieszany z szumem wody i cichym śpiewaniem ptaków.
Była godzina pięć minut po pierwszej w nocy. Brunet znajdował się w kuchni przeszukując szafki.
-- Co tu robisz o tej porze? Nie powinieneś już spać? -- powiedziała mama chłopaka wchodząc do kuchni w szlafroku.
-- Szukam coś na sen. Nie mogę zasnąć.
-- Coś się stało, że nie możesz spać?
-- Źle się czuję, a sen w takiej sytuacji byłby idealnym rozwiązaniem. Wiesz gdzie mogę znaleźć te tabletki?
-- Sprawdź na samym tyle szafki.
-- Jest. Dziękuję. Ilę mogę zażyć?
-- Tobie wystarczy jedna.
-- No dobrze. Nalejesz mi wody do szklanki? Ja w tym czasie posprzątam te opakowania po lekach.
-- Proszę. -- powiedziała stawiając szklankę na blacie.
-- Dziękuję. -- odpowiedział brunet. -- Mam pytanie. Czy gdzieś w okolicy jest most, przez który można przejść na drugą stronę rzeki?
-- Skąd takie pytanie?
-- Po prostu jestem ciekawy.
-- Na Hideaway River nie ma żadnego mostu.
-- Więc w jaki sposób ludzie przedostają się na drugą stronę?
-- Nie przedostają się. Sunblurry to miejscowość odłączona od rzeczywistości. Mają tam wszystko co jest im potrzebne i nie muszą opuszczać tego miejsca.
-- Dziwne.
-
Wracając ze szkoły Josh powiadomił mamę, że wróci do domu później, bo musi jeszcze coś zrobić w szkole. Musiał skłamać, ponieważ to byłoby niepokojące, że codziennie chodzi nad rzekę.
Pierwszą rzeczą, którą zrobił po wejściu na mostek to sprawdzenie czy Tyler również tam był.
-- Jak tam w szkole?
-- Skąd wiesz, że tam byłem? -- zapytał Josh.
-- Wnioskuję to po plecaku wypełnionym po brzegi książkami. -- wskazał palcem na torbę. -- Chyba jest ciężki.
-- Oj jest, ale nie trzymam w nim jedynie podręczników, zeszytów i przyborów. Mam przy sobie również mój szkicownik.
-- Rysujesz?
-- Tak. Może nie są to arcydzieła, ale z kilku rysunków jestem dumny.
-- Też czasami rysuję.
-- O to fajnie. -- Josh położył plecak obok siebie i usiadł na końcu mostku tak aby jego nogi swobodnie zwisały. -- Co robiłeś po tym jak wróciłeś do domu?
-- Nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem coś narysować. Chciałbym poznać twoją opinię, ale nie masz jak tego zobaczyć.
-- Czy to prawda, że na tej rzece nie ma żadnego mostu?
-- Tak.
-- Jak tam się mieszka?
-- Masz na myśli Sunblurry? Jesteśmy po prostu odizolowani. Wszyscy chodzą tu uśmiechnięci, nie ma żadnych przestępstw, każdy zna wszystkich. Tylko ja jestem takim ubitym jabłkiem wśród innych, idealnie czerwonych.
-- Lubisz majsterkować?
-- Nie robię tego za często. Może raz na rok mam śrubokręt w dłoni. A o co chodzi?
-- Co ty na to abyśmy połączyli ze sobą twój i mój świat?
-- Co masz na myśli?
-- Zbudowalibyśmy coś na wzór kołowrotka i na nim umieścilibyśmy koszyk, do którego będziesz mógł dawać swoje rysunki, abym mógł je ocenić.
-- Dobry pomysł, ale skąd weźmiemy materiały potrzebne do zbudowania tego?
-- O to już się nie martw. Damy radę. Po prostu bądź tu jutro o 8 rano. - po czym założył plecak na ramiona i ruszył w kierunku swojego miejsca zamieszkania.
-
Wchodząc do domu, bez ściągania obuwia wszedł po schodach do swojego pokoju. Położył plecak na biurku i wyciagnął z niego wszystkie rzeczy pozostawiając nieład na meblu. Zszedł na dół i udal się w kierunku garażu. Otworzył go i zaczął szukać potrzebnych mu przedmiotów. Znalazł długą linę, dwa kołowrotki i jakiś stary koszyk wiklinowy. Próbował wszystko wepchnąć do plecaka, jednak koszyk się nie zmieścił. Usłyszał trzask głównych drzwi, więc szybko schował plecak i koszyk pod stołem.
-- Co robisz? -- zapytała matka bruneta.
-- Szukałem swojej starej deskorolki.
-- Po co ci ona? Nie jeździłeś na niej już ze trzy lata.
-- Po prostu chciałem pojeździć.
-- No dobrze. Poszukaj w kartonach. Jak już ją nazjadziesz przyjdź na obiad.
-- Dobrze.
Odetchnął z ulgą i zarzucił plecak na ramiona, a koszyk wziął w dłonie i ruszył w kierunku rzeki. Musiał tam wrócić, aby zostawić materiały. Biegł przez całą drogę, żeby szybko tam dotrzeć. Przy mostku rosły niewielkie krzewy, więc schował tam wszystkie rzeczy wcześniej wyciągając je z plecaka. Wiedział, że nikt tam nie chodzi i kradzież jest raczej mało prawdopodobna, ale wolał być pewny. Nie chciał aby coś poszło nie tak jak sobie zaplanował. Założył plecak na ramiona i szybkim krokiem udał się w drogę powrotną. W domu czekała na niego zniecierpliwiona matka.
-- I jak? Znalazłeś tą deskorolkę?
-- Co? A... Niestetu nie. Nie wiem gdzie już jej szukać. Kiedy indziej spróbuję jeszcze raz. -- zrobił krótką przerwę. -- Co na obiad?
-- Makaron ze szpinakiem. -- powiedziała, po czym podała synowi talerz z posiłkiem. -- Proszę. Smacznego.
-- Nie za duża ta porcja jak dla mnie?
-- Po prostu zjedz ile dasz radę. -- brunet najchętniej nie zjadłby nic, ale zmusił się do kilku nabić widelcem. Przez większość czasu jednak tylko bawił się jedzeniem.
-- Już nie dam rady. Dziękuję.
Wszedł po schodach i udał się prosto do łazienki. Wziął prysznic, a następnie umył zęby. Otworzył drzwi do swojego pokoju, po czym zamknął je gdy już był w pomieszczeniu i rzucił się bezsilnie na łóżko. Przez dłuższy czas nic nie robił wpatrując się w sufit ciemnego pokoju, w którym było zgaszone światło pomimo mroku panującego na dworze. Po chwili i w jego umyśle zrobiło się ciemno, a jedyne co je rozjaśniało to sny i nadzieja na lepsze jutro.
CZYTASZ
Suicide River
FanfictieCzy to wystarczy, abyś uznał mnie za wartego poznania Twojego imienia? Lubisz patrzeć w gwiazdy nocą? Tak, ale co to ma do rzeczy? Jesteś warty.