ROZDZIAŁ 11

232 11 0
                                    

Corrine

Minęło już dobre kilka dni, a ja naprawdę zaczęłam poważnie się zastanawiać, czy Michael serio nie zauważył mojego zniknięcia co wydawało mi się dość dziwne.

Nie żebym narzekała bo Jack, jak i Connor traktowali mnie tutaj niemal jak członka rodziny. Tak, jakbyśmy znali się od zawsze, a przecież tak naprawdę minęło jedynie kilka dni.
W żadnym stopniu, nie przypomniało to porwania w którym byłabym ofiarom, no chyba że to tylko gra wstępna a oni w najmniej oczekiwanym momencie planują poderżnąć mi gardło, a zwłoki wrzucić do oceanu.
Chociaż, to wydawałoby się zbyt banalne i nie miałoby najmniejszego sensu.

Póki co, starając się ignorować brak zainteresowania ze strony mojego kuzyna i fakt, że nie wiem co dzieje się z moją przyjaciółką, usiadłam na kanapie pomiędzy Connorem a Jack'iem i spojrzałam na ekran starego telewizora, który bardziej przypomniał pudło, niż w ogóle telewizor.

Jedynym minusem, całego mojego pobytu tutaj, po pierwsze był brak możliwości samodzielnego wyjścia i po drugie, brak kontaktu z Nancy.
Brakowało mi jej ale Connor chyba starał się choć trochę, zastąpić jej nieobecność.

- Co oglądacie? - spytałam widząc na ekranie scenę z płonącymi budynkami - Chwila, chwila... Spiderman! - niemal pisnęłam i usadowiłam się wygodniej na swoim miejscu.

- Byłbym lepszym spiderem... - prychnął Jack i oparł rękę na podłokietniku. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam brwi do góry.

- Raczej nie... - stwierdziłam mierząc go wzrokiem i wróciłam z powrotem do wbijania wpatrywania się w ekran.

- Crushuje Petera Parkera - odezwał się Connor, a ja spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem na twarzy.

- On jest hot! - przyznałam a na jego usta wkradł się typowy przy fangirlowaniu uśmieszek.

- Mega hot! I ta jego klata... - westchnął opierając się o oparcie a Jack, wciąż tutaj obecby, parsknął głośno i wstał ze swojego miejsca.

- Mam lepszą klate niż on - powiedział z obojętnym wyrazem twarzy i wyprostował się.

- Chciałbyś... - Connor machnął ręką i prychnął cicho.
Jack spojrzał na naszą dwójkę z góry i już miał zamiar się odezwać kiedy drzwi od drewnianego domku, w którym nadal się znajdowaliśmy, gwałtownie się otworzyły i stanął w nich wysoki blondyn, jednak wcale nie był to Luke.

- Zack! Nareszcie! - krzyknął uradowany Connor i zerwał się ze swojego miejsca podchodząc do chłopaka i zamykając go w szczelnym uścisku.

- Conn dusisz... - jęknął blondyn, krzywiąc się delikatnie.

- Gdzie ty tyle byłeś Watson, hmm? - Jack oparł się o parapet krzyżując ręce na piersi.
A więc to był Zack.

- Jak to gdzie? - spytał, tak jakby jego nieobecność była oczywista.

- Miało cię nie być dwa dni. Jedziesz do Melbourne, oglądasz fure i wracasz. Nie było cię cztery. Co robiłeś przez następne dwa dni?- brunet przyglądał mu się poważnym wzrokiem. Connor wrócił na swoje miejsce obok mnie a blondyn zbliżył się, parę kroków w naszą stronę i westchnął - Nie próbuj mi wmawiać, że były korki bo tylko Connor byłby w stanie w to uwierzyć. - syknął Jack. Wyglądał na zdenerwowanego.

- Ej! - oburzył się Connor - W przeciwieństwie do ciebie, mam do nich trochę zuafania!

- Też mam. Ale wtedy, kiedy mówią prawdę. A więc? - brunet uniósł jedną brew do góry.

- Śledziłem Hooda... - Zack spuścił wzrok i wbił go w ziemię.

- Śledziłeś Hooda... - powtórzył Jack - Po co? Nie kazałem ci go śledzić. To ja decyduje jak bardzo będziemy się wychylać w ich stronę, nie ty.

Preferences /5sos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz