ROZDZIAŁ 3

468 17 5
                                    

Nancy

Dziś dla odmiany, wstałam pierwsza. A przynajmniej tak mi się wydawało dopóki nie zeszłam na dół do kuchni i nie zastałam tam Caluma, wyjadającego czekoladowe płatki, prosto z opakowania.

- Hej - rzuciłam pocierając wciąż zaspane oczy i podeszłam do lady, nastawiając wodę w czajniku.

- Hejka - odezwał się z pełną buzią i wystawił opakowanie w moją stronę. - Chcesz? - spytał wyciągając łyżeczkę z buzi a ja uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam przecząco głową, wyciągając kubek na kawę z szafki, znajdującej się tuż nade mną.

- Nie, dzięki. Nie przeszkadzaj sobie. - posłałam mu krótkie spojrzenie i wzięłam do ręki słoik z kawą, która po chwili znalazła się w przygotowanym wcześniej naczyniu. - Długo już tu siedzisz? - oparłam się plecami o blat, krzyżując ręce na piersi i spojrzałam w stronę chłopaka, nalewającego sobie do szklanki soku pomarańczowego.

- Jakąś godzinę... - stwierdził marszcząc brwi i odstawiając karton na bok. - Obudziłem się jak coś hukło i już później nie mogłem zasnąć. - stwierdził upijając łyk napoju.

- Czyli też to słyszałeś... - powiedziałam marszcząc brwi i wtedy czajnik z gotującą się wodą, wydał z siebie charakterystyczny "pstryk". - Też się przez niego obudziłam. Starałam się zasnąć jeszcze raz ale mój mózg za wszelką cenę mi na to nie pozwalał... - westchnęłam sięgając po parujący czajnik, żeby zalać swoją kawę.

- Dziwne... - odezwał się po chwili chłopak, po czym dosłownie kilka sekund później znów rozległ się głośny huk, przypominający bardziej odgłos przy wyważaniu drzwi lub coś tego typu. Momentalnie spojrzeliśmy na siebie, po czym bez jakichkolwiek narad i innych pierdół ruszyliśmy w stronę drzwi prowadzących do garażu, bo stamtąd było słychać niepokojące odgłosy. Calum wziął ze sobą patelnię, a ja zdana byłam na niego lub na własne umiejętności samoobrony.

Minął równy tydzień, od naszego przylotu do Sydney podczas którego moim jedynym zmartwieniem, a raczej udręką był tylko Ashton, który chyba kochał mnie denerwować. Potrzebowałam adrenaliny, która towarzyszyła nam w tym momencie. Może za drzwiami, stał jakiś seryjny morderca, który rzuci się na nas z nożem kiedy tylko je uchylimy?

Zatrzymaliśmy się przy wejściu, nasłuchując co może dziać się w środku. Przygryzłam wargę, kątem oka zerkając na chłopaka a on jedynie położył dłoń na klamce.

- Miło było Nancy... - szepnął i skinął głową w moją stronę po czym nacisnął na klamkę i delikatnie pchnął drzwi do wewnątrz. Weszedł do garażu jako pierwszy a ja nie odstawałam go na krok i zaraz również się tam znalazłam, rozglądając się dookoła.

Garaż był dość duży. Mieściły się w nim aż cztery samochody i poza nimi nikogo tu nie zauważyłam. Stanęłam obok chłopaka, który wskazał mi otwarte okno, po drugiej stronie pomieszczenia. Były dwie opcje, albo ktoś tutaj przez nie wszedł, albo właśnie stąd wyszedł.

Przygryzłam wargę, nasłuchując. Włamywacz czy cokolwiek lub ktokolwiek to był, mógł wciąż się tutaj ukrywać.

- Matt?! Znaczy...ojciec Matt?! - usłyszałam podniesiony ton głosu Caluma. Odwróciłam się w jego stronę a moim oczom ukazał się mężczyzna około trzydziestki chowający się za czerwonym ferrari. - Co ty tutaj robisz?

Mężczyna, który został określony jako "Matt" a raczej, "ojciec Matt" podniósł się i stanął na wprost Cala.

- Wybacz Calum, musiałem uciekać... - powiedział i wyjrzał zza ciemnowłosego patrząc prosto na mnie po czym nachylił się szepcząc mu coś do ucha. Westchnęłam cicho, krzyżując ręce na piersi a Calum w pewnym momencie się spiął, co było widoczne gołym okiem.

Preferences /5sos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz