1. Służąca

299 8 0
                                    



Cloe

Prowadzę samochód zdenerwowana ostatnią rozmową. Życie jest takie niesprawiedliwe. Ze złością zmieniam bieg i dociskam gaz. Oddycham głośno i patrze we wsteczne lusterko. Nienawidzę życia w takich momentach jak ten. Skręcam gwałtownie uderzając zderzakiem w chodnik. Pieprzyć to. Hamuje nagle, gdy pieszy przechodzi przez pasy. Jestem roztrzęsiona. Jadę już powoli szukając miejsca do parkowania. Niestety w darmowym nie ma miejsca. Jestem zmuszona, więc wjechać na ten płatny tracąc cenny czas. Zatrzymuje się przed blokadą.

- Robbie! - Krzyczę. Jasnowłosy, dwudziestoletni chłopak wychodzi na zewnątrz i uśmiecha się do mnie.

- Cześć, Clo! - Wciska coś i blokada podnosi się do góry. - Mam nadzieje, że nie jest tak źle. - Kiwam głową.

- Ja też! - Jadę szybko próbując uciec, od współczucia. Parkuje przy samym wejściu i szybko wychodzę z samochodu. Wchodzę do budynku, w którym jestem codziennie.

- Cloe! - Słysze Mindy. Zatrzymuje się. Mindy jest szatynką, niską i krągłą. Jest pielęgniarką w tym szpitalu. - Ciesze się, że jesteś. - Idziemy razem. - Doktor Michael chce z tobą porozmawiać. - Patrzy na mnie z niepokojem.

- Jest bardzo źle? - Marszczy brwi.

- Obawiam się, że tak. - Otwiera drzwi do gabinetu i życzy mi powodzenia. Wchodzę do sterylnego pomieszczenia ze strachem.

- Cześć, Clo. - Wyjmuje niebieską teczkę z szuflady. - Usiądź, proszę. - Robię to. - Niestety leki nie podziałały. - Kiwam głową otępiała. - Operacja też nie, ale jest nadzieja. - To uspokaja mnie na tyle, że serce przestaje bić jak szalone. - Jest teraz możliwość leczenia w nowoczesny sposób. Bardzo skuteczne.

- To cudownie! Czyli tata będzie żył? - Jego wyraz twarzy markotnieje.

- Niestety Clo, ale jest to bardzo droga forma leczenia.

- Ile? - Opuszcza głowę. - Michael, ile?!

- Cztery miliony dolarów. - Zamieram. Skąd ja niby wezmę tyle pieniędzy? - Spokojnie. Już uzbieraliśmy sumę dwóch. Więc to zawsze o połowę mniej roboty.

- Uzbieraliście? Ale kto...

- Wszyscy lekarze, pielęgniarki, pacjenci... żony i mężowie. - Uśmiecha się do mnie, a ja czuje łzy pod powiekami. - Uda ci się, wierze w to. To co podajemy twojemu ojcu na pewno da mu dużo czasu. - Kiwam głową wdzięczna.

- Tak bardzo dziękuje! - Przytulam się do niego i płacze mu w ramie.

- Cloe, nie mogliśmy postąpić inaczej.

- Znajdę nową prace...

- Nie. Clo, już studiujesz i pracujesz...

- Musze zarobić te pieniądze, rozumiesz? Muszę! - Podaje mi jakieś dokumenty i karze mi je otworzyć.

- Przerzuty. - Mówi szeptem, a ja dostaje gęsiej skórki. - Tym razem na wątrobę, ale boje się że niewiele brakuje do trzustki. Radioterapia na pewno pomoże, ale niestety my nie jesteśmy w stanie jej załatwić. - Kiwam głową.

- On wie?

- Tak. To byłoby nie w porządku tobie kazać to zrobić.

- Pójdę do niego.

- Oczywiście, Clo.

Wychodzę z gabinetu i kieruje się do sali. Tata leży na łóżku i rozwiązuje krzyżówkę obolałymi rękoma.

URATUJ I MNIEWhere stories live. Discover now