Otwieram oczy i się krzywię. Jestem wykończona. Podnoszę się z jękiem i patrze na zegarek. Dziesiąta trzydzieści cztery. Że co? Siadam niezdarnie. Nienawidzę być w ciąży. Z trudem nakładam kapcie i idę do łazienki. Ostatnio każdy dzień wygląda tak samo. Poranne mdłości to moja ulubiona część. Wymiotuje do ubikacji i z niesmakiem spłukuje wodę. Myje zęby. Dlaczego mnie nie obudził? Kręcę głową z irytacją.
Schodzenie po schodach... nienawidzę tego jeszcze bardziej niż wymiotów. Sapie z bólu. Mam tak wielki brzuch, że mój mąż musi mnie we wszystkim wyręczać. Pierdolony idiota, który mnie nie obudził! Wchodzę do kuchni gotowa mu wygarnąć, ale łagodnieje gdy zauważam jak trzyma naszą prawie czteroletnią córkę na kolanach i coś jej tłumaczy. Mój tato siedzi naprzeciwko Barneya i upija łyk kawy.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! - Pytam zdenerwowana. Maria podbiega do mnie i pokazuje swój rysunek. Jest śliczny. - Cudownie, kochanie. - Mierze mojego męża wzrokiem. Jesteśmy małżeństwem od sześciu lat, a ja dalej na jego widok rumienie się jak nastolatka. Barney założył własną kancelarie, która nazywa się Black Hair. Wcale nie wiem czym się kierował, absolutnie. Tato żyje pełnią życia i znalazł sobie dziewczynę. Jest miła i zdecydowanie będzie lepszą babcią dla moich dzieci niż moja biologiczna matka.
- Tobby od kilku dni nie daje ci spać. Jak mógłbym cię obudzić? - Całuje mnie w usta. Kocham go tak cholernie mocno. Ślub i dziecko nas nie rozdzieliło. Romantyzm pozostał, a miłość rozkwita z każdym dniem coraz bardziej. Marszczę mimo to gniewnie brwi. - Nasze dziecko żyje, wyluzuj. - Prycham rozbawiona. - Zrobiłem ci śniadanie. - Barney pozbył się służby mówiąc, że da sobie świetnie rade sam. I dał. Zmienił się nie do poznania.
- Co zrobiłeś? - Pytam dalej trochę naburmuszona.
- Kanapkę z nutellą, jajecznice, naleśniki. Nie jestem pewny na co zaczniesz dzisiaj narzekać, więc dam ci więcej powodów. - Wzrusza ramionami, a ja się uśmiecham. Jest taki żywiołowy i uroczy.
- A ty tato co tu robisz? - Pytam unosząc widelec do ust.
- Barney poprosił, abym wziął Marię do siebie. - Richard bierze kredkę leżącą koło mojej córki i zaczyna rysować coś na marginesie kartki w kratkę.
- Po co? - Mój mąż wywraca oczami.
- Chce spędzić z tobą trochę czasu. Ostatnio mam zbyt dużo roboty.
- Nie musiałeś fatygować taty.
- Cless, bez obaw. Moja wnuczka jest wspaniała, z chęcią się nią zaopiekuje. - Morduje go wzrokiem. I ty Brutusie przeciwko mnie? Jestem bardzo przywiązana do córki, jeden dzień jej nieobecności dziwnie na mnie wpływa. Boże, zachowuje się wręcz nadgorliwie.
- Dziękuje, tato.
- Co będziecie robić? - Pyta Richard.
- Nie wiem, czy powinienem mówić. - Mój mąż uśmiecha się chytrze. Odkąd jesteśmy małżeństwem zaraża mnie swoją radością. Radością, którą czuje dzięki mnie. Czuje dumę. Pieprzoną dumę, ale nie wstydzę się tego. Ani trochę.
- Barnie! - Warczę na niego.
- No dobrze sama chciałaś. Najpierw zabiorę Cloe na romantyczną kolacje, pójdziemy do teatru, a później mam zamiar się z nią kochać...
- Barnie! - Krzyczę na niego z pełnymi ustami. Idiota! Mój tato się śmieje.
- Trzeba było nie pytać. - Mówi, a ja się załamuje. Pieprzony męski sojusz.
Gdy mój tato wychodzi z Marią, uderzam męża łokciem w brzuch.
- Za co to?
- Jak mogłeś powiedzieć przy moim ojcu, że chcesz się ze mną pieprzyć?! Nasza córka ma cztery lata!
- Po pierwsze, kochanie powiedziałem że mam zamiar się z tobą kochać. Po drugie zawsze byłem zwolennikiem szybkiego nauczania na temat seksu. Nie chodzi mi o praktykowanie w wieku sześciu lat, ale sama wiedza jest potrzebna.
- Zaczynasz mnie wkurwiać!
- A kiedy tego nie robię? - Pyta rozbawiony. Patrzy na mnie z takim uwielbieniem, że znowu miękną mi kolana. Zawsze myślałam, że małżeństwo wypala seks ze związku. Myliłam się. - No dobra, wiem że jesteś gruba jak słoń który połknął arbuza. - Że co? Puszcza do mnie oczko, ale i tak jestem wściekła - Więc kupiłem ci sukienkę, w którą się zmieścisz. - Wyjmuje z szafy śliczną czerwoną sukienkę do kolan. Jest elastyczna, bardzo mi się podoba.
- Jestem w ciąży. - Warczę na niego.
- Przecież nie powiem, że mój syn jest gruby! Cloe! - Mówi urażony, a potem zaczyna się śmiać. Odkłada sukienkę na miejsce. - Jest przeznaczona dla kobiet w ciąży. - Całuje mnie tuż nad uchem. - Chce ją później z ciebie zdjąć. - Oh. Zaczynam szybciej oddychać. - Kocham cię. - Mówi i głaszcze mnie po policzku. Klęka przede mną i całuje mój brzuch. - Ciebie też brzdącu.
- Kiedy stałeś się taki idealny?
- Odkąd mam żonę. A no i ciebie. - Chichocze. Uwielbiam jego żarty. - Summer dzwoniła. Chce, żeby Cimberly pobyła trochę z ciocią. - Cimberly ma dwa lata. Jest śliczna jak jej mama, która po ciąży wygląda jak modelka z magazynu. Ja zostałam chirurgiem w najlepszym szpitalu w mieście, a Summer otworzyła własny gabinet. Jej szyld to Summer Winter, jeśli chcesz się uśmiechnąć, zobacz jak urządził mnie los.
- Barnie, kocham cię z każdym dniem coraz mocniej. - Mówię szczerze wzruszona.
- Ja mam tak samo. Pojadę do pracy, a ty się ogarnij, dobrze? - Marszczę brwi. - Umaluj, ubierz, uczesz. No nie wiem. - Wzrusza ramionami.
- Wyglądam źle?
- Nie. Ale możesz wyglądać lepiej. - Przekrzywia głowę i uśmiecha się szelmowsko. - Całe życie przed nami, grubasie. - Bierze mnie w ramiona i całuje długo w usta.
- Nie bądź tego taki pewien. Wydaje mi się, że zostało ci tylko pięć minut życia. - Znowu mnie całuje i przytula mnie do siebie. Nigdy nie było lepiej.
KONIEC
![](https://img.wattpad.com/cover/198317428-288-k628414.jpg)
YOU ARE READING
URATUJ I MNIE
RomanceCloe całe życie martwi się o innych. Poświęca się dla chorego ojca i całej ludzkości. Nieprzyjemna sytuacja zmusza ją do wzięcia pracy u zadufanego w sobie miliardera. Czy Barney będzie w stanie uszczęśliwić Cloe? Zburzyć mury do jej serca i uchroni...