2. Ludzie tacy jak ty nie mają przyjaciół

157 6 0
                                    



Cloe

Harry dał mi pięć tysięcy, a Summer osiem. Drapie się po głowie licząc to, w jakim czasie zdołam uzbierać dwa miliony. Dwa tysiące tygodniowo. Łącznie osiem miesięcznie. Osiem razy dwanaście. Dziewięćdziesiąt sześć rocznie. Dwa miliony podzielić przez tę sumę. Uzbieram, więc potrzebne pieniądze w dwadzieścia lat! Cudownie! Jęczę z frustracji. Nie uda mi się. Nigdy. Wzdycham głośno.

Zostaje jeszcze druga praca. Dyżury w szpitalu przynoszą mi dwutysięczne zyski miesięcznie. Dwa tysiące razy dwanaście to dwadzieścia cztery tysięcy rocznie. Dwadzieścia cztery dodać dziewięćdziesiąt sześć to sto dwadzieścia tysięcy. Uda mi się w szesnaście lat. Zajebiście. Lampka świeci zbyt słabo, ale nie reaguje. Musze coś zrobić. Muszę. Ktoś na pewno mi pomoże. Wybieram numer Connora z wielką nadzieja. U niego w Europie - gdzie obecnie mieszka - na pewno jest już dzień.

- Cześć, mała! Jak leci? - Uśmiecham się wbrew sobie. Znam Connora odkąd byłam szczeniakiem. Przyjaźnił się z moim bratem, ale nas też połączyła dziwna więź.

- Potrzebuje pomocy. - Słysze szum samochodów i trzaśnięcie drzwiami.

- Jasne. Słucham. Postaram się pomóc. - Kiwam głową.

- Mój tata ma raka płaskonabłonkowego skóry*. Potrzebuje sumy dwóch milionów dolarów na zabieg. Jakbyś mógł dać mi choć trochę...

- Raka? Naprawdę? - Jest przejęty. - To dziwne. Rozmawiałem z Theodorem wczoraj i nic nie wspomniał o jego chorobie. - Oczywiście, że nie. Przyjaźń jego i Connora zerwała silne więzy, gdy mój brat zabrał mu Gię.

- Jesteś w stanie mi pomóc?

- Mam trochę oszczędności u mamy. Dostałem spadek po dziadku. Mógłbym dać połowę. Tylko tyle, słońce. - To zawsze coś.

- Dziękuje, kocham cię! Możesz podać mi tą sumę? Musze zapisać.

- Pięćdziesiąt tysięcy. - Zamieram. Aż tyle ma pieniędzy?

- To za dużo.

- Nie, mała. I tak miałem przeznaczyć sporą sumę na organizacje charytatywną. To jest świetna okazja. A resztę mam ulokowaną w banku, więc suma będzie szła w górę. Nie ma sprawy, gołąbeczku. - Łzy lecą w mi z oczu, ale są one wynikiem radości.

- Nie wiem jak ci dziękować! Jesteś moim bohaterem! Dziękuje!

- Nie ma sprawy, skarbie. Planuje przyjechać na kilka tygodni do Stanów. Chyba znajdziesz dla mnie czas? - Uśmiecham się.

- Jasne. Dziękuje jeszcze raz.

- Nie ma sprawy. Pa, słowiczku. - Rozłączam się. Czego to on jeszcze nie wymyśli.

Do kuchni wchodzi Summer. Pociera oczy i patrzy na mnie zaskoczona.

- Nie śpisz?

- Micheal kazał mi iść do domu. - Wywraca oczami. - Connor da pięćdziesiąt tysięcy. - Ze zdziwienia mruga zaskoczona, a potem przytula mnie mocno.

- Connor i ty powinniście być razem. - Wzrusza ramionami, a ja tylko uśmiecham się kpiąco. - Teraz Teddy nie ma nic do gadania. - Nalewa wodę z kranu do szklanki i pije na jednym wdechu. Patrzy na zegarek. - Jest trzecia rano! Choć spać!

- I tak o szóstej muszę wyjechać. Nie mam na to czasu. - Kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Dobranoc. Kocham cię. - Całuje mnie w policzek i z ostatnim, zmartwionym spojrzeniem wychodzi z kuchni.

URATUJ I MNIEWhere stories live. Discover now