Rozdział XI

484 44 11
                                    

ROZDZIAŁ XI

Przyjęcia ciąg dalszy

 

Cyril spojrzał łagodnie na bladą twarzyczkę mademoiselle Estelle. Koralowe usta dziewczyny, tak delikatne, jak płatki róży, lekko drżały pod wpływem nierównego oddechu.

- Czy twój... czy twój ojciec jest dobrym lekarzem? - spytała go po chwili, gdy szli razem w stronę barokowej fontanny, po skończonym tańcu. Z altany dobiegała wolna muzyka, a wokół mijały ich co chwile, roześmiane twarze arystokratów. Zdążywszy się już upić, musującym Moët & Chandon, rumiani na twarzy, francuscy arystokraci, śpiewali donośnym tenorem nieparlamentarne, żołnierskie pieśni.

- Dlaczego książę Jabłonowski zaprosił tych niewychowanych francuzów?! - syknął Cyril, zasłaniając rękami uszy dziewczyny, do momentu, gdy arystokraci podeszli chwiejnym krokiem do grupki włoskich hrabiów. - A jeśli chodzi o twoją przyjaciółkę, proszę się nie denerwować. - Popatrzył łagodnym wzrokiem na dziewczynę, poprawiwszy prawą ręką, jedwabny krawat w karmazynowe pasy. - To najlepszy lekarz w całej Florencji. Drugiego takiego ze świecą szukać w okolicy.

- Moja przyjaciółka spadła ze schodów. Mam nadzieję, że to nic poważnego - powiedziała młoda hrabianka, wpatrując się bacznie w postać chłopaka, którego jasne włosy zaczął targać chłodny wiatr.

- To może być zwichnięcie lub złamanie - stwierdził, podtrzymując dolną część twarzy lewą ręką. Zrobił to w taki sposób, że  podparł kciukiem żuchwę, a wskazującym palcem wąskie wargi malinowych ust, które wydały się dziewczynie jeszcze bardziej cieńsze. - W każdym razie, to nic poważnego - skwitował.

- Zapewne masz rację. Jednak wszystkiego dowiemy się, gdy twój ojciec wróci na przyjęcie. Wróci, prawda?

- Być może - odparł lakonicznie Cyril. – Jeśli wróci, będzie musiał zbadać naszych awanturników. - Cień ironicznego uśmieszku przemknął po jego obliczu.

- Mówisz o Maxime i Alessio ? Przecież sam stwierdziłeś, że to tylko parę siniaków - zaniepokoiła się dziewczyna, ścisnąwszy mocno dłoń młodzieńca, tak że przez chwilę zastygli oboje niby w jednej z chassé-croisé.

- To prawda, lecz chyba już znasz na tyle księcia Jabłonowskiego, iż zdążyłaś zauważyć jego nadwrażliwość. Jak on się niepokoi o swoich bratanków... - powiedział Cyril, dobitnie akcentując ostatnie słowa. - Ile to mi razy ojciec opowiadał o tym, jak przed dwoma laty książęta, po długim droczeniu się, przybiegli do stryja z zakrwawionymi nosami. „Mon Dieu!" - lamentował monsieur Jabłonowski. – „Moi biedni chłopcy, moi biedni chłopcy!" - głośno krzycząc, zwrócił się do służącej, aby wezwała mojego ojca.  – „Przecie to tylko nieduże krwawienie. Wystarczy zatamować chusteczką i dać parę zimnych okładów na kark." - powiedział ojciec po przybyciu na miejsce. – „Proszę się uspokoić, monsieur!" - Gromkim głosem natychmiast  zakończył te niepotrzebne zawodzenia. –„Dziękuję , po stokroć dziękuję, doktorze Popolovynsky!" - książę ze łzami w oczach, niemalże, całował nogi mojego ojca. Takiego to stryjka mają twoi przyjaciele - westchnął Cyril, kończąc swoją zajmującą opowieść.

- Doprawdy, chevalier tak go ocenia? - posmutniała dziewczyna. - On tylko się bał o ich zdrowie...

- Gdybyś widziała to panienko na własne oczy - przerwał jej Cyril cichym śmiechem. - Gdy przybiegła do nas służąca księcia, prosiła o pomoc tak jazgocząc żałośnie, iż pomyśleliśmy, że do umierającego mojego ojca wołają. Dobrze, służąca mogła przesadzić w swych lamentach, lecz po księciu mój ojciec się tego nie spodziewał.

- Ja jednak uważam, iż nie było w tym nic złego - odparła zirytowana dziewczyna, szybko trzepocząc długim wachlarzem ciemnych rzęs.

- A czy ja mówię, że coś złego. Po prostu śmieszy mnie takie zachowanie - rzekł, zasępiwszy się, a jego błękitne oczy przybrały barwę zachmurzonego nieba. - Przepraszam, jeśli uraziłem panienkę - dodał ciężko wzdychając. - Mademoiselle jest taka delikatna...

Ironia Losu [ Tom I ] : Szklane NadziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz