Na dworze po świcie zaczęło robić się coraz jaśniej. Mimo to chaos nie ustępował ani na minutę. Cała trójka dochodząc do Colline d'or uspokajała się. Byli wówczas dziesięć, jedenaście kilometrów od centrum. Na piaszczystych drogach spotykali stare ubrania, porozwalane walizki, których ludzie w trakcie ucieczki nie zdążyli zabrać. Do Nathalie w dalszym ciągu nie docierała cała, zaistniała sytuacja. Była przerażona, a obraz ojca przed oczami, nie znikał z jej myśli.
Spoglądając do przodu Adrien, przymrużył oczy i spytał:
- Czy ja widzę... rzekę La rivière?
Matka z córką stanęły na chwilę.
- Tak synku, to chyba to miejsce - odparła Dorothée.
Nastolatka natomiast odwróciła głowę w tył. Przyglądała się granicy centrum miasta, oddalonego o kilka kilometrów, które było niemal całe w płomieniach. W między czasie spoglądała do przodu w stronę rzeki, która oddawała wewnętrzne ukojenie. Przy brzegu zasiadali ocalali ludzie i jedli pierwszy posiłek od początku dnia, zazwyczaj składający się z kromki chleba. Z jednej strony spokój, który jeszcze przez jakiś czas panował w tym miejscu, uspokajał człowieka. Z drugiej strony przerażał, że i zaraz wojsko najedzie tu, pozostawiając po sobie martwe ciała, pożary i ruiny.
Rodzina postanowiła usiąść na pagórku przy rzece. Gdy zasiedli, zaczęli rozpakowywać swoje torby. Dorothée poczęstowała dzieci jogurtem z bułką słodką i dodała:
- A wy zdążyliście coś wziąć z domu na zapas?
Adrien pokiwał głową na znak, że nie. Natomiast Nathalie otwarła swoją torbę i podarowała matce.
- Nic? - spytała kobieta, otwierając pustą torbę.
Nastolatka westchnęła. Chwilę później spojrzała w błękitne oczy Dorothée i zapytała:
- Dokąd i jak długo będziemy jeszcze uciekać?
Trwała cisza, zatem dziewczyna postanowiła zadać kolejne pytanie:
- W zasadzie dlaczego oni to robią? Jaki jest sens w bombardowaniu miasta i ludności?
- Nath, przestań podnosić głos - odparł Adrien.
Nastolatka głośno przełknęła ślinę i rzekła:
- Po prostu tego nie rozumiem, możecie przestać ukrywać przede mną tyle istotnych spraw? Nie mam dziesięciu, jedenastu, dwunastu lat. Chcę czuć się odpowiedzialna za całą sytuację.
- Młoda, na zachodzie kraju od dawna są konflikty. Nasze wojska tydzień temu zaatakowały, skończyło się to niepowodzeniem a jedynie złością z drugiej strony. Chcą w celu zemsty przynajmniej część terenu zrównać z ziemią. Podejrzewam, że całą resztę przywłaszczyć sobie. A cywilów? Najprawdopodobniej wymordować i zastąpić innymi narodowościami.
- Adrien przecież to okropne! - wtrąciła matka.
- Musiałem jej to powiedzieć. Widzisz, że się ubiegała jak głupia - odparł syn.
- Nie jak głupia, tylko po prostu chciałam wiedzieć co się dzieje i dlaczego. A właśnie... czyli co, ojca nie było od tygodnia właśnie z powodu ataku z naszej strony na sąsiada? - zapytała Nathalie.
- On gdzieś tam jest i będzie walczyć. Nasz naród nie słynie z łatwego poddawania się. Mimo wszystko na czas wojny, nie będąc wykształconymi żołnierzami musimy uciekać. A przynajmniej próbować, żeby nie skończyć jak Ci wszyscy ludzie w kamienicach - rzekł Adrien.
Nastolatkę przytkało na chwilę. Zaczęła brać duże gryzy bułki i popijać je jogurtem. Przerażenie nie odchodziło. Bała się o siebie, rodzinę i Julie, z którą jeszcze obiecała się kiedyś spotkać. Huki z oddali było w dalszym ciągu słychać, a one wywoływały jeszcze większy strach. Biorąc ostatniego gryza, Dorothée wstała i odparła:
- Musimy się zbierać, nie wiadomo o której porze zachce im się przylecieć tu i zacząć bombardować mosty. A najważniejsze jest przedostać się na drugą stronę, tam powinien funkcjonować jeszcze peron - wsiadamy i wyjeżdżamy na wschód.
Adrien z Nathalie wstali i byli gotowi ruszać. Dopili jogurt i szybkim krokiem zmierzyli w stronę mostu. Trudności sprawiał im piach przy brzegu, jednak gdy już zdołali przejść po nim, trafili na asfalt, na którym bez problemu zaczęli ruszać do przodu.Po niespełna godzinie wkroczyli do miasta. W nim panował pośpiech i delikatny chaos. Wszystkim cywilom zależało na ucieczce jak najdalej i jak najszybciej stąd. Tramwaje były przepełnione ludnością, natomiast kolejki do peronów rozciągające się na kilkanaście metrów.
Na asfalcie było pełno porozwalanych bagaży, jedzenia. W ciasnych alejach siedziały porzucone dzieci bez rodziców. Widoki te wywoływały ogromną, wewnętrzną rozpacz w psychice Nathalie. Jej spoglądania na panujące zamieszanie w mieście, przerwała matka, prowadząc córkę po schodach w dół na peron pierwszy.
Cała trójka musiała przepychać się przez ludzi stojących w kolejce. Niosło to za sobą krzyki ze strony czekających cywilów i wszelkie oburzenia. Dorothée jednak zdołała wepchnąć się do kasy. Lecz od tyłu zaczęła szarpać ją wściekła czterdziestolatka.
- Ale przepraszam! Ale przepraszam, co pani robi?! Nie widzi pani jaka tu jest kolejka? - pytała podniesionym głosem kobieta.
Dorothée unikała kontaktu wzrokowego. Wielokrotnie była przepychana przez ludzi, którymi była okrążona. Gdy zza kasy wystała jej znajoma głowa, kobieta krzyknęła:
- Jeannett!
Konduktorka wystawiła rękę zza okienka i chwyciła dłoń Dorothée, dociągając ją do siebie.
- Masz bilety i uciekaj jak najszybciej z dziećmi! Bez gotówki już! - krzyknęła.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować, ratujesz nasze życie, trzymaj się, Jeannett! - odparła Dorothée.
Wtem kobieta została gwałtowanie wytrącona z kolejki przez oburzone czterdziestolatki. Dorothée upadła na ziemię, zdzierając sobie przy tym spódnicę. Ilość ludzi na peronie była tak duża, że cywile nie widzieli leżącej na ziemi kobiety. Dłonie jej były deptane, co utrudniało wstanie na nogi. Po kilku próbach Dorothée wstała i lekko kulejąc, przebiła się przez zamieszanych ludzi. Czekający na schodach Adrien, natychmiast podbiegł do matki i chwycił ją pod ramię.
- Mamo? Wszystko w porządku już? - zapytał.
- Tak, Adrien. Będzie dobrze, mam trzy bilety. Wasza ciocia stała przy kasie, uratowała nas - odparła ostatnim tchem.
Syn uśmiechnął się. Trzymając matkę pod ramieniem, chwycił jeszcze Nathalie za rękę i zaczął prowadzić na stację. Gdy dotarli, pozostało czekać na odpowiedni pociąg. W trakcie odpoczynku, nie było chaosu takiego jak panującego przy kasach, co uspokoiło całą trójkę. Byli dumni, że udało im się przed najazdem sąsiadów na Colline de feu trafić na peron, unikając zamieszania trwającego w kolejkach.
Po pięciu minutach przyjechał odpowiedni pociąg. Dorothée wraz z dziećmi zaczęła prędko zmierzać w stronę wejścia. Po kilku przepychankach, weszli do pociągu. Usiedli na ostatnich wolnych miejscach i zaczęli jechać na wschód.
YOU ARE READING
Notre Armée
RomanceSpokojne państwo, spokojna miejscowość, lecz tylko do pewnego momentu. Podczas popijania porannej kawy za oknem wybuchy i strzały. Płacz, krzyki rozpoczynające prawdziwy terror, o którym cywilom - młodzieży, dzieciom, dorosłym się nie śniło. Ciągłe...