Obudziłam się dość wcześnie, więc postanowiłam przejść się do parku. Włożyłam czarny płaszcz, a do głębokiej kieszeni wrzuciłam słuchawki, telefon klucze i portfel.
Czyli po prostu wszystko, bez czego nie ruszę się z domu.Wyszłam z budynku i od razu udałam się w wybranym kierunku. Po około dziesięciu minutach dotarłam do Central Parku, gdzie postanowiłam usiąść na pierwszej lepszej ławce. Gdy tak zrobiłam wyjęłam słuchawki i włączyłam moją playlistę z „ulubionymi" piosenkami, której nie słuchałam od jakiegoś roku.
Słuchałam tam tak siedząc przez jakąś godzinę, po prostu wpatrując się w przechodzących ludzi, dopóki coś nie przykuło mojej uwagi...a może raczej ktoś. Ktoś, kto jakby z nikąd pojawił się na ławce na przeciwko. Był to mężczyzna w ciemnym płaszczu z długim kołnierzem zakrywającym połowę jego twarzy. Miał na sobie czarny kapelusz oraz co dziwne okulary przeciwsłoneczne. „Kto nosi okulary przeciwsłoneczne w jesień?" Pomyślałam. „A no tak, Tony." Poza tymi okularami nie wyróżniałoby go absolutnie nic-ot jeden z wielu ludzi siedzących w wielkim Parku-ale jedna rzecz przykuła moją uwagę, a mianowicie za każdym razem gdy kierowałam swój wzrok w jego stronę on zawsze się na mnie patrzył. Za każdym razem. Wzdrygnęłam się trochę ale postanowiłam się tym nie przejmować i dalej słuchać muzyki.
Było teraz około dziesiątej, więc postanowiłam wstać, i w końcu przejść się po tym miejscu, gdyż mimo tego, że mój dom znajduje się tak blisko, to byłam tu może z trzy...cztery razy.
Opuściłam więc moją ławkę zauważając przy tym, że dziwny brunet zrobił to samo. Poczułam jak ręce schowane w moją kurtkę mi się pocą, ale uspokoiłam się myślą, że „znowu jestem zbyt paranoidalna, i po prostu za bardzo się stresuje, a facet może chce iść na spacer".
W tym samym kierunku.
Chodząc za mną od 20 minut.
„Jest za wcześnie na takich dziwaków, nawet jak na nowy jork"-pomyślałam kręcąc głową.
Skłamałabym jednak mówiąc, że nie wystraszyłam się typa idącego za mną bez słowa, wyglądając jak jakiś agent specjalny wydziału rosyjskiego z lat osiemdziesiątych.
„Skoro jest tu tyle ludzi to nawet osoba stuknięta by mnie nie zaatakowała" powiedziałam pod nosem, więc kiedy zaburczało mi w brzuchu (gdyż dochodziła prawie jedenasta, a mądra ja nie zjadła śniadania) postanowiłam udać się do jakiejś galerii, by znaleść się w jak największym tłumie by czuć się bezpieczna i może go w końcu zgubić.Gdy w końcu dotarłam do środka po zjedzeniu śniadania (oczywiście przy byciu obserwowaną przez jakiegoś kolesia..dodam, że mało dyskretnie) błąkałam się po galerii bez celu, kupując rzeczy, których na prawdę dosłownie NIKT nie potrzebuje. Kto by pomyślał, źe sprzedają gdzieś klapki z podobizną Shreka?!
Około piętnastej z dwoma torbami zakupów w rękach, których nigdy nie użyje (bądź nie zdążę no cóż) postanowiłam udać się na obiad do najbliższego fast food'u, którym okazał się być Mc Donald's. Kiedy zasiadłam na dosłownie-najbardziej-widocznym-i-zaludnionym-miejscu-bo-paranoja-i-ktoś-mnie-śledzi, wyjęłam swoje frytki i zaczęłam je jeść szukając między ludźmi mojego „stalkera". Już miałam odetchnąć z ulgą, że facet dał sobie spokój, gdy zobaczyłam go stojącego obok łazienek, teraz najwidoczniej już nie obchodziło go, czy na niego patrzę, gdyż nie odwrócił głowy i wpatrywał się w ciągle ten sam punkt. Mnie.
Kiedy skończyłam posiłek udałam się do kosza. Gdy spojrzałam w kierunku, gdzie poprzednio znajdował się chłopak, już go nie było...jakby się rozpłynął..."dziwne" pomyślałam i postanowiłam, że „skoro nie mam nic lepszego do roboty przejdę się po tej gigantycznej galerii."
Chodziłam tak po sklepach do jakiejś 22, bo kiedy w końcu zdecydowałam się wrócić do domu było już bardzo ciemno. Gdy wyjęłam telefon, by zadzwonić po taksówkę, ponieważ z reguły trzymam się z dala od tych „ciemnych zaułków" okazało się, że mam rozładowany telefon. „Świetnie" westchnęłam „no to na piechotę".
Jak tylko stanęłam na pierwszych pasach podeszła do mnie dziewczyna na oko nie wiele młodsza. Trzymała w ręku dość obszerny plik ulotek, a drugą podawała mi jedną, z błagalnym wyrazem twarzy. Zrobiło mi się jej żal zwłaszcza, że ja też byłam kiedyś na jej miejscu. Przyjęłam więc „reklamę" która okazała się promować tamten wyjazd dla trzech osób. „świat chce mnie chyba dobić zanim zrobi to rak" pokręciłam głową i nieświadomie zaciskając rękę na owej ulotce udałam się w stronę jednej z mniej uczęszczanych ulic nowego jorku. Nigdy nie lubiłam tamtędy przechodzić, ale wolałam iść tędy niż przez park. Wzdrygnęłam się na samą myśli o ciemnych uliczkach biegnących między drzewami. Szlam tak przez chwile w milczeniu po prostu chcąc jak najszybciej dostać się do domu.
Ale coś było nie tak..miałam złe przeczucie...Kontynuowałam spacer do puki nie poczułam na sobie czyjegoś wzroku. Nie chcąc się obracać przyspieszyłam tylko kroku. (A/n nie to nie miało się rymować) „jeśli to ten koleś z rana to po mnie" pomyślałam. Słyszałam teraz wyraźnie, że ktoś za mną szedł. Postanowiłam zachować „spokój" i nie panikować. Lecz mimo mojego „spokoju" czułam jak krew w moich żyłach pompuje. Myślałam, że eksploduję ze strachu, gdy poczułam mocny uścisk na moim ramieniu.
-wyskakuj z pieniędzy paniusiu.
W tamtym momencie serce stanęło mi do gardła. Mogłam próbować uciec ale ten koleś jest ode mnie szybszy i nie wiem, czy nie jest uzbrojony, więc powoli sięgnęłam do kieszeni po portfel.
Nie zdążyłam go jednak wręczyć oprawcy, gdyż ktoś stojący za nami sprzedał mu porządny grzmot w tył czaszki, co sprawiło, że rabuś padł na kostkę brukową.
Zanim zdążyłam przeprocesować co, w ogóle miało przed chwilą miejsce ktoś, kto najwyraźniej był moim „wybawcą" ciągnął mnie szybko za rękę w stronę jakiegoś ciemnego zakrętu. Kiedy dotarło do mnie co się właśnie dzieje zaczęłam się wyrywać z uścisku. Kiedy to jednak nic nie dało, zaczęłam krzyczeć.
-POMOCY! RAT-
Wtedy zostałam przyparta w jakiejś alei, a ręka porywacza zasłaniała mi usta. Była to moja szansa, by w końcu przyjrzeć się tej osobie. „To ten dziwak z galerii!" W tamtym momencie moje oczy zmieniły się w dwa wielkie spodki, i pociłam się jak mysz.-nie będziesz krzyczeć?-wyszeptał chłopak.
Gdy pokręciłam głową on opuścił swoją rękę i całe jego ciało objęła zielona iskra.
-LOKI?! CO TY TU-SHHHHH!!!! CICHO!
powiedział i znów zakrył mi usta ręką, którą po chwili zabrałam. „Weź mi tą brudną łapę z twarzy. Co ty tu robisz"-wyszeptałam wściekła i ciągle zszokowana całą sytuacją.
Spojrzał na mnie poważnie i powiedział ściszonym głosem-Sarah. Posłuchaj mnie uważnie. Cały świat może być w niebezpieczeństwie, a ja muszę się gdzieś ukryć. Wszystko wyjaśnię ci potem tylko powiedz...mogę ci ufać?
Wtedy spociłam się jeszcze bardziej. Co mam mu powiedzieć?!
-t-tak.-wydukałam.-jeśli chodzi o kryjówkę to na razie w grę wchodzi tylko mój dom ale...-popatrzyłam wtedy na ulotkę, którą dalej ściskałam w ręku-„mam chyba pewien pomysł."
CZYTASZ
Psychologia miłości•|•Loki
Fanfiction19 Letnia studentka psychologii Sarah uważa się za życiowo spełnioną osobę. Dwójka dobrych przyjaciół, wymarzone studia, normalne życie, ale to wszystko za niedługo wywróci się o 180 stopni za sprawą pewnego ciemnowłosego mężczyzny. Jak bohaterka po...