Rozdział 3

4 0 0
                                    

Podniosłam się z tronu i zeszłam z podestu. Gwardia stała nieporuszona, wyprężona jak struna. 

- Spocznij - oznajmiłam, ale nawet kiedy nie stali na baczność nadal byli strasznie sztywni. 

Podeszłam do Jonathana i Audrey, którzy stali z boku. 

-Bardzo dobrze przeprowadzona ceremonia, ma'am - pochwalił Jonathan. - Przekażę waszej wysokości, że pasowanie dobiegło końca. 

Sekretarz ukłonił się i odszedł. Ruszyłam w kierunku drzwi, a trójka gwardzistów oraz ich kapitan podążyli za mną. 

- Ile mam czasu przed audiencją? - spytałam Audrey. 

- Trzy i pół godziny, wasza wysokość - odparła kobieta. 

- Czy Loren jest obecnie w pałacu? 

- Wraz z matką przybyły z samego rana. Rezydują w części dla gości, gdzie czekają na oficjalne spotkanie z księżniczką. 

- Chciałabym je teraz odwiedzić.  Sprawdź w którym pokoju są zakwaterowane i uprzedź je o mojej wizycie.   

- Oczywiście - sekretarka zaczęła przeglądać swoje notatki, a następnie zajęła się telefonowaniem, więc odsunęła się o parę kroków. 

Wtedy zwróciłam uwagę na świeżo upieczonych strażników. Jeden z nich wyprzedził mnie i szedł oddalony o kilka kroków z przodu, dwójka z tyłu, a krok ode mnie szedł kapitan. 

Spojrzałam na niego. 

- Czy to naprawdę konieczne? 

- Co ma wasza wysokość na myśli? - Anderson przyspieszył tak, żeby się ze mną zrównać, ale nadal zachowywał bezpieczny dystans dwóch kroków. 

- Jestem w pałacu, we własnym domu. Nie sądzę, żeby potrzebowała takiej obstawy. Chyba mogę czuć się tu bezpieczna. 

- Zapewniam, że tak właśnie jest. Zgodnie z wytycznymi moim zadaniem jest ulepszenie systemu bezpieczeństwa, także w pałacu. Jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia i dzięki współpracy będzie nam się dobrze razem pracowało. Jeżeli znajdzie księżniczka wolną chwilę, najlepiej jak najszybciej, przedstawię waszej wysokości nowy harmonogram pracy i zakres obowiązków gwardii i podyskutuję o określonych zasadach.

- Nie mogę się doczekać, kapitanie - odpowiedziałam, mając ochotę prychnąć. Nawet Jonathan nie mówi tak sztywno. Miałam wrażenie, że rozmawiam z robotem. 

Chwile szliśmy w ciszy, a Anderson cofnął się  z powrotem do tyłu. Chciałabym iść szybciej żeby ich nie spowalniać, ale wtedy zaczęłabym pewnie dyszeć ze zmęczenia. "Przecież to  ty jesteś księżniczką" zbeształam się w duchu. "To oni dostosowują się do ciebie, nie ty do nich".

Chwilę później Audrey przekazała mi numer pokoju. Chwilę zastanawiałam się czy nie muszę pokierować strażników, ale to oni prowadzili i zdawali się wiedzieć gdzie idą. 

- To nie jest wasz pierwszy dzień w pałacu, prawda? - spytałam strażników, niepewna, który z nich odpowie. 

- Nie, wasza wysokość - odezwał się kapitan. - Kilka dni temu zostaliśmy przeniesieni do pałacu, w celu poznania jego rozkładu oraz uzgodnienia procedur. 

Już myślałam nad kolejnym pytaniem, żeby zapewnić niezręczną ciszę, której tak nienawidziłam. Z Glennem i innymi strażnikami często żartowaliśmy. Może główny problem tkwił w tym, że w moim domu nigdy nie chodziłam ze strażnikami. Teraz czułam się jakbym chodziła po czyjejś posesji. 

Wreszcie dotarliśmy do pokoju Loren i jej matki. Zapukałam i chwilę czekałam na odpowiedź. Wreszcie drzwi odtworzyła mi Loren. Kiedy tylko mnie zobaczyła w jej już i tak smutnych oczach pojawiły się łzy. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 28, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W Służbie Jej Królewskiej MościWhere stories live. Discover now