Ostatnie godziny przed Zawierzeniem były istnym cyrkiem, jednak Cassie nie musiała bawić się w akrobatkę, stąpającą po niezwykle cienkiej linie. Kerenoto, który od kilku dni chodził niesamowicie poddenerwowany, zażyczył sobie, by jego przyjaciółka towarzyszyła mu tego dnia do samego końca, co było jednoznaczne, ze zwolnieniem jej z większości obowiązków służącej. Wyjątkowo mogła spać o piętnaście minut dłużej, co nie spotkało się z krzykiem i poganianiem. Gdy tylko wstała, Fluu posadziła ją na krześle i zrobiła wymyślne upięcie, które na proste w wykonaniu tylko wyglądało, choć Cass nie mogła pojąć sensu tak szybkiego uczesania jej, przecież pół dnia, jeśli nie więcej, było jeszcze przed nimi. Sukienka, którą pożyczyła jej Leshe, wisiała na drzwiach szafy, skupiając na sobie wzrok każdego, kto tylko wszedł do pokoju. Promienie słoneczne wpadały do przystrojonej sali tronowej, gdzie rodzina królewska miała witać gości. Stamtąd wszyscy uczestniczący w Zawierzeniu mieli udać się do ogrodów pałacowych, gdzie na środku stała altana. Dzień zapowiadał się pięknie, jakby wszystko chciało utwierdzić mieszkańców Erladii w fakcie, że książę Kerenoto będzie dobrym królem.
Cassie, choć wcale nie musiała, pomagała dopiąć wszystko na ostatni guzik. Poprawiała kompozycje kwiatowe, które pod wpływem biegających wciąż ludzi obsunęły się trochę w wazonie, w skutek czego leżały nieschludnie, zaburzając idealny wystrój. Ustawiała tacy z przekąskami, wyrównywała leżące sztućce, poprawiała zagięcia na jupofinach z serwetek. Silenz, widząc ją, przechadzającą się miedzy stołami w trakcie tego, gdy Kerenoto dostawał ostatnie polecenia od uczonych, co powinien zrobić, kiedy się odwrócić, kiedy unieść kieliszek; pogoniła dziewczynę ścierką, by w podskokach wróciła do swojego przyjaciela. Młodsza parsknęła tylko, wywracając oczami. Wbrew wszystkiemu, bezczynność nie była dla niej. Od słuchania tego wszystkiego, chciało jej się spać. Spoglądała tylko ukradkiem na małą księżniczkę, która razem z ciocią Luvieres siedziała na wielkim parapecie jednego z okien i zachwycała się ozdobami. Z każdą minutą zbliżali się do godziny osiemnastej, a coraz więcej poddanych zbierało się u drzwi pałacu. Ludzie rozmawiali podekscytowani, czekając na gości rodziny królewskiej, a zwłaszcza na najważniejszą uroczystość. Cassie zdążyła założyć sukienkę Leshe w ostatniej chwili. Długa, granatowa suknia sięgała niemalże ziemi, rąbkiem sunąc po idealnie wypolerowanych płytkach. Była prosta, ale szykowna. Bez błyskotek, tak, by nie rzucała się zbytnio w oczy. Wolała pozostać w tłumie. Odsłonięte obojczyki zakryła czarnym, prześwitującym szalem, którego posiadaczką była Fluu. Buty na delikatnym obcasie, które miała może na nogach drugi raz w życiu, stukały o posadzkę, informując wszystkich wokół, że szła. Cassie czuła się strasznie nieswojo w takim wydaniu, jednak dla przyjaciela była w stanie to przetrzymać. Nawet, jeśli ostatnimi czasy ciągle się kłócili. Musiała mu to wybaczyć, w końcu nie codziennie kończyło się siedemnaście lat. Nie każdego dnia zostawało się Zawierzonym. W sali tronowej zjawiła się w ostatniej chwili i stając gdzieś w tłumie, jednak na tyle blisko, by książę mógł ją szybko zauważyć, przyglądała się wchodzącym dostojnikom. A lista takich ludzi była szalenie długa. Stała, ziewając raz po raz, kompletnie nie zainteresowana większością przybyłych.
Jej uwagę zwróciło królewskie małżeństwo z Lamtei. Arystokratka była siostrą pani Vilare, dlatego też stosunki z tym krajem Erladia siłą rzeczy miała najlepsze. Do strojnej sukni przytulały się dwie dziewczynki, bliźniaczki, które bystrymi, orzechowymi oczami szukały Lúrée. Gdy tylko mała księżniczka im pomachała, spojrzały na siebie i z wielkim uśmiechem puściły się matki, by pobiec do kuzynki. Królewny wpadły sobie w ramiona, śmiejąc się przy tym głośno i kompletnie nie zwracając uwagi na karcące spojrzenia stojących gdzieś w tłumie guwernantek z etykiety. Poddani spoglądali na dzieci z uśmiechami, nawet Cassie uniosła kącik ust do góry. Lúrée zasługiwała na chociaż chwilę zabawy z kimś w jej wieku. Król Greter wyglądał imponująco w purpurowym, ciągnącym się za nim płaszczu. Korona błyszczała na jego głowie, a złote wstawki w szacie odbijały płomienie świec. Królewska aura biła od niego na kilometry, Cassie wydawało się, że mięśnie na rękach mogła zobaczyć nawet przez bogate materiały. Jedną ze swoich dłoni w ojcowskim uścisku położył na ramieniu starszego syna, który dumny, choć trochę przestraszony ogromem tego wydarzenia, kroczył obok ojca. Był w wieku Cass, co niosło ze sobą świadomość, że za rok czekało go dokładnie to samo. Chłopak oglądał salę spojrzeniem błękitnych oczu. Bywał tu tak często, a jednak tego dnia wszystko wyglądało całkowicie inaczej. Zaś wokół władczyni Ysterii unosiło się wszechobecne szczęście, które ewidentnie było spowodowane jej stanem. Zaokrąglony brzuch kobiety stał się główną atrakcją wszystkich gazet w Etrecie, odkąd tydzień temu wraz z mężem i dziećmi oficjalnie ogłosiła, że Lamtei zostanie obdarowane nowym królewskim potomkiem. Ciąża ewidentnie jej służyła, co pani Vilare zauważyła zaraz na pierwszym zdjęciu jednego z artykułów.
CZYTASZ
Cassiopeia - Ta, która dała Gwiazdy
Fantasy𝓢𝓪̨ 𝓵𝓾𝓭𝔃𝓲𝓮, 𝓴𝓽𝓸́𝓻𝔂𝓬𝓱 𝓸𝓫𝓮𝓬𝓷𝓸𝓼́𝓬𝓲𝓪̨ 𝓷𝓲𝓮 𝓷𝓪𝓬𝓲𝓮𝓼𝔃𝔂𝓶𝔂 𝓼𝓲𝓮̨ 𝓭𝔃𝓲𝓼𝓲𝓪𝓳, 𝓼𝓴𝓸𝓻𝓸 𝓳𝓾𝓽𝓻𝓸 𝓫𝓮̨𝓭𝔃𝓲𝓮𝓶𝔂 𝓲𝓬𝓱 𝓼𝔃𝓾𝓴𝓪𝓬́ 𝔀 𝓰𝔀𝓲𝓪𝔃𝓭𝓪𝓬𝓱. Zawierzenie nie było już niczym więcej, jak głęboko za...