Ugh, głowa.
Bolała go głowa. Bardzo.
Przewrócił się na drugi bok i zacisnął mocno oczy, wciskając twarz w miękką poduszkę. Merlinie, niech przestanie!
— Panie Potter? — rozległo się gdzieś nad nim, a zaraz potem ciepła, szorstka dłoń odgarnęła mu włosy z twarzy, odsłaniając czoło i pozwalając okropnemu światłu wedrzeć się pod powieki. Otworzył oczy i jęknął, zasłaniając twarz dłonią. — Panie Potter, słyszy mnie pan?
Nad nim stała kobieta, niska i koścista. Mrużyła podejrzliwie oczy spod białego czepka ukrywającego siwiejące włosy splecione w ciasny kok i przekładała małe szklane buteleczki, stojące na szafce obok łóżka, na którym leżał.
Merlinie, jak jasno. Jego głowa.
— Dobrze, że się pan obudził, panie Potter. Nie, nie, nie wstawaj, kochaneczku — powstrzymała go, kiedy chciał podnieść się do siadu, więc opadł z powrotem na poduszki, zaciskając oczy. — Pana przyjaciele odchodzili od zmysłów i naprawdę długo był pan nieprzytomny po upadku z miotły.
— Miotły? — wydukał Harry, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż kobieta wcisnęła mu do ręki metalowy kubek z podejrzanie jaskrawo różową substancją.
— Do dna, kochaneczku — widząc, że nie zareagował, popędziła go szybko. — No już, już. To pomoże na ból głowy.
Nie spytał się skąd ta dziwna kobieta wiedziała, jak bardzo rozsadzało mu czaszkę, nie zastanawiał się też nad faktem, że od nieznajomych nie powinno się nic brać, zgodnie z tym, czego uczono go od dziecka – przechylił kubek i wypił jego zawartość na raz, czując się jakby coś przepalało mu gardło.
Ból głowy zmniejszył się, uciekł gdzieś w głąb i zniknął całkowicie. Odetchnął z ulgą i poprawił się na poduszkach, oddając kubek.
— Teraz odpoczywaj, kochaneczku. Powiadomię profesor MacGonagall, że już się obudziłeś.
Z rosnąca paniką zauważył, że kobieta ma zamiar tak po prostu sobie odejść, nie tłumacząc mu nic. Gdzie był, kim była ona i... zmarszczył brwi. Właściwie, dlaczego on tu był? W miejscu, którego nie znał?
Jego dłoń wyskoczyła do przodu automatycznie, palce objęły nadgarstek kobiety, przyciągając ją z powrotem do niego.
— Panie Potter! — zawołała oburzona, ale on nie dał jej kontynuować.
— Gdzie ja jestem? I kim pani jest?
Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, starając się uwolnić rękę z uścisku, ale trzymał mocno i patrzył na nią spod zmarszczonych brwi. Była dziwnie rozmazana.
— Proszę się nie wygłupiać panie Potter. To nie jest zabawne.
— Potter?
Dopiero teraz kobieta przestała się szarpać i zamilkła, spoglądając na niego z nieokreśloną miną.
— Gdzie ja jestem?
Kobieta dalej milczała, nie odzywając się w ogóle, a on zirytowany zacisnął mocniej palce na jej pomarszczonym nadgarstku.
— Czy pamięta mnie pan? — spytała w końcu.
— Nie wiem. Nie widzę.
— Oh, no tak — odparła, a drugą ręką wskazała coś znajdującego się za nim. — Okulary leżą za panem, na szafce.
Puścił ją, pilnując, by nie odeszła i sięgnął za siebie. Wyczuł dłonią krawędź miękkiego materaca, a zaraz za nią ostry kant wspomnianej szafki. Przesunął opuszkami po blacie, aż dotarł do niewyraźnej plątaniny drutów, które okazały się okrągłymi okularami w drucianych oprawkach.

CZYTASZ
Nie znam twej miłości || Drarry
FanfictionHarry Potter jest chłopcem niezwykłym. Nie dały rady zabić go dwa zaklęcia uśmiercające, tabuny Śmierciożerców i Voldemort - najpotężniejszy czarodziej, jakiego Anglia kiedykolwiek miała okazję gościć na swoich ziemiach. Krzywdę robi sobie dopiero...