Następnego dnia ani Malfoya nie przeprosił, ani z nim nawet nie porozmawiał, nie wspominając nawet o uchwyceniu jego spojrzenia. Jakby Malfoy uznał nagle, że ktoś o imieniu Harry Potter nigdy w jego życiu nie istniał i nie był godny, by choć przesunąć po nim wzrokiem. Draco tak usilnie starał się na niego nie patrzeć, że Harry poczuł się zmęczony odczuwaniem celowości tego zabiegu.
— Przejdzie mu — stwierdził Ron w Pokoju Wspólnym, kiedy siadali w tym samym miejscu, co wczoraj, by dopowiedzieć rzeczy, na które wczoraj nie było czasu. — Malfoy to pieprzona Drama Queen i ma swoje fochy. Zawsze miał, a ty to wszystko wytrzymywałeś, nie wiem, jakim cudem.
— Język, Ron — upomniała Hermiona, pacnąwszy go w rudą głowę.
To było w poniedziałek. Dzisiaj był czwartek i Harry postanowił, że ma dość. Dwa dni starał się go złapać na korytarzach (skurczybyk skutecznie go unikał) i jedyne, co mu pozostawało, to posłużyć się pomysłem z sową – najskuteczniejszy, a Malfoy nie będzie miał szans, by bawić się w chowanego z ptakiem. Chociaż całkiem prawdopodobne, że po prostu spali list, gdy pozna charakter pisma Harry'ego. Na pewno znal go bardzo dobrze.
I dlatego teraz, w czwartkowy wieczór, siedział na fotelu w Pokoju Życzeń i udawał, że czyta jedną z książek wyciągniętych na oślep z półki w sypialnianej części pomieszczenia. W rękach trzymał tytuł, którego nigdy wcześniej nie słyszał, napisany przez autora, o którym wcześniej nie wiedział nawet, że istnieje i starał się skupić na tekście, jednak spojrzeniem ciągle uciekał do ogromnych, drewnianych drzwi. Nasłuchiwał ich skrzypienia i dźwięku znajomych kroków i wściekał się na samego siebie. To nie powinno tak wyglądać. Nie powinien z niecierpliwością czekać na Malfoya, oczekiwać jego widoku i wręcz pragnąć by jednak przyszedł. Dziwnie się czuł z myślą, że tak bardzo łaknął jego obecności, a jeszcze dziwniej, kiedy wiedział, że naprawdę będzie zawiedziony jeśli Malfoy faktycznie postanowi się na niego wypiąć i nie przyjdzie.
Westchnął ciężko i odłożył otwartą książkę na kolana, wyciągając nogi i krzyżując je w kostkach. Tom zsunął się trochę w dół, ale trwał dzielnie zaczepiony o jego spodnie, kiedy odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, czując jak od nadmiaru emocji zaczyna boleć go głowa.
W cholerę. Czy to wszystkie musi być takie trudne.
Trzask drzwi i miękkie kroki wyrwały go z zamyślenia. Poderwał głowę, prostując się na fotelu, książka spadła na podłogę, a Draco prychnął, zatrzymując się parę kroków od niego.
— Jesteś ofermą, Potter.
Harry przewrócił oczami, schylając się i podnosząc książkę. Okulary zsunęły mu się na czubek nosa, poprawił je pospiesznie kciukiem, odkładając wolumin na podłokietnik. Malfoy dalej stał z założonymi rękami, ponownie bez krawatu. Mankiety koszuli miał odpięte, ale spuszczone i Harry przypomniał sobie, że nigdy nie widział jego przedramion. Coś ścisnęło go w piersi, cholera, znowu. Biorąc pod uwagę jego reakcję, nie dziwił się Draco, że Mroczny Znak wolał pozostawić w tajemnicy.
— Słuchaj, przepraszam.
Malfoy uniósł do góry jasną brew.
— Za bycie ofermą?
— Nie, ja... czy mógłbyś usiąść? Źle się czuję, jak tak nade mną stoisz — poruszył się nerwowo.
— To ty przepraszasz mnie, Potter. Nie dyktuj warunków.
Harry wypuścił ciężko powietrze przez nos. Głupi, Malfoy. Czy on musiał być... taki?
— Przepraszam — zaczął od początku, starając się znaleźć w głowie odpowiednie słowa. Wewnętrze czuł, że nigdy nie był mówcą, a do przekonania Malfoya chyba będzie potrzebował nawet więcej, niż kwiecistych słów. — Nie dałem ci się nawet wytłumaczyć, przeczytałem to w książce i od razu wyciągnąłem wnioski. Wiem, że to było krzywdzące, ale..
CZYTASZ
Nie znam twej miłości || Drarry
FanfictionHarry Potter jest chłopcem niezwykłym. Nie dały rady zabić go dwa zaklęcia uśmiercające, tabuny Śmierciożerców i Voldemort - najpotężniejszy czarodziej, jakiego Anglia kiedykolwiek miała okazję gościć na swoich ziemiach. Krzywdę robi sobie dopiero...