Rozdział 4

6.4K 500 498
                                    

O dwudziestej piętnaście, kiedy to Harry wdrapał się w końcu na siódme piętro, Draco już na niego czekał, z rękami założonymi na piersi i tupiąc w zniecierpliwieniu swoim eleganckim butem o marmurową posadzkę.

— Spóźniłeś się — zauważył na jego widok.

— Wiem.

Wstyd mu się było przyznać, że jednak przecenił swoje umiejętności i się zgubił.

Draco przewrócił oczami, a Harry rozejrzał się po pustym korytarzu. Oprócz gobelinu (wyjątkowo dziwnego, trzeba było zaznaczyć) i paru zbroi u wylotu, nie było tu nic. Dosłownie nic. Nawet ściany, w reszcie zamku ozdobione niezliczoną ilością portretów i różnej maści ruchomymi obrazami, świeciły nagością.

— Co chciałeś mi pokazać?

— Nie bądź taki niecierpliwy — westchnął Draco, po czym przeszedł kawałek wzdłuż muru. Harry niepewnie podążył za nim, ale kiedy Draco zawrócił i zaczął iść w drugą stronę, stanął zaskoczony, po czym ponownie podreptał w ślad za chłopakiem.

— Nie łaź za mną, Potter.

— Harry.

Potter.

To ty chodzisz tam i z powrotem. Zapomniałeś, w którą stronę mamy iść? — zakpił okrutnie Harry, zatrzymując się i obserwując, jak Malfoy po raz trzeci przemierza dystans wzdłuż ściany, maszerując szybko i w zamyśleniu.

— Od kiedy jesteś taki złośliwy?

— Od kiedy pojawiłeś się w moim życiu.

Malfoy w końcu się zatrzymał, na jego ustach wykwitł uśmieszek, który Harry, gdyby umiał w tamtej chwili trzeźwo myśleć, pewnie określiłby jako „usatysfakcjonowany" i „wredny", ale że jego zwoje mózgowe nie pracowały wtedy do końca prawidłowo na myśl przyszło mu tylko słowo „kuszący".

— Fakt.

Jednak Harry już się tym nie przejął, obserwując z szeroko otwartymi oczami to, co działo się za nim.

Jeszcze przed chwilą ściana była całkiem gładka, Harry mógłby przysiąc na własną różdżkę, że drzwi - piękne, drewniane i rzeźbione w drobne listeczki – pojawiły się nagle, pomiędzy jednym wypowiedzianym przez niego zdaniem, a drugim Malfoya. Tak o, nie było i są.

Draco złapał za klamkę i prześmiewczo otworzył mu drzwi, wskazując ręką, by wszedł do środka.

— Nie udawaj, że jesteś gentlemenem — parsknął Harry, dalej w szoku, niewystarczającym jednak, by nie zauważyć zbyt zamaszystego gestu ręką i trochę za głębokiego skłonu.

— Ja jestem gentlemenem, Potter.

— Z pewnością — odparł roztargniony, zatrzymując się kilka kroków od progu i rozglądając na prawo i lewo. Malfoy przystanął krok za nim, a on czuł na sobie natarczywy wzrok jego szarych, niepokojących oczu.

Pokój był spory. Większy od jego dormitorium i na pewno bardziej stonowany, urządzony w granatach, brązach i srebrze. W rogu pysznił się kominek, ciepłe płomienie hasały wewnątrz, a przed nim tkwiła sofa, dwa fotele i szklany stolik do kawy ze starannie złożonym na nim, ciepłym kocem. Ta strona pomieszczenia wyglądała jak salon. Druga za to przedstawiała się jako klasyczna sypialnia – małżeńskie łóżko z popielatą pościelą, drzwi, prowadzące zapewne do łazienki i dużo, dużo książek. Różnych, starych, nowych, Harry ze zdziwieniem zauważył nawet oddzielny regał z mugolskimi tytułami, takimi jak Igrzyska Śmierci czy Percy Jackson*. Przytulnie, ciepło. Swojsko.

Nie znam twej miłości || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz