Rozdział 6

7K 560 464
                                    

Następnego dnia Harry spał do późna. Nie długo – zasnął dopiero koło czwartej – ale do dziesiątej, czyli do końca śniadania, nikt mu nie przeszkadzał. Widocznie Ron razem z Hermioną podejrzewali, że nie wszystko poszło tak, jak powinno i postanowili dać mu spokój.

A Harry naprawdę żałował, że Malfoy zwiał. Gdyby dał mu chwilkę... tylko chwileczkę, by uporządkować sobie w głowie to, co zobaczył. Do teraz gorące dreszcze przechodziły go po kręgosłupie, kiedy przypominał sobie scenę ich pierwszego pocałunku, ten moment, w którym Malfoy przycisnął go do plecami do trybun, objął w pasie i trzymał blisko przy sobie, a widział to tylko z boku, nie wspominając już nawet o wspomnieniu, w którym oni... w którym...no. Robili TO.

Policzki paliły go na samą myśl.

Jak wyglądałby prawdziwy pocałunek z Draco? Czy jego usta naprawdę były takie miękkie, na jakie wyglądały? Czy naprawdę, kiedy całował, oplatał partnera w pasie, wsuwając dłonie w tylne kieszenie dżinsów?

Stop.

To nie są myśli odpowiednie podczas mycia zębów. Nie powinien o tym myśleć, dopóki nie porozmawia z Malfoyem na temat tego, co stało się wczoraj. Nie powinien myśleć o tym, jak przyjemnie byłoby go całować, bo jeszcze naprawdę się na niego rzuci, kiedy tylko się zobaczą. I tak, jak wcześniej nie potrafił sobie tego wyobrazić – sam nie był pewien, czy Malfoya całującego się z nim, czy po prostu całującego się z kimkolwiek – tak teraz wręcz pragnął tego, by go pocałować. Jakby widok ich dwójki, naprawdę, wspólnie, razem, zmienił postrzeganie perspektywy kontaktów cielesnych.

To było śmieszne. I głupie. I pewnie, gdyby Draco się o tym dowiedział, natychmiast by go wyśmiał. Ale tak było i, nieważne, jak bardzo Harry chciałby to zmienić – a nie chciał – tak po prostu było. Chciał pocałować Draco i chciał z nim być. Miał grunt, którego wcześniej nie posiadał i chyba to go blokowało. Brak wspomnień, niepewność, co już było powiedziane, a co nie. Teraz wiedział i chciał.

Pytanie tylko, czy Draco chciał.

Jeszcze przed obiadem ruszył do sowiarni, by sowa dotarła do Malfoya na obiedzie. Jedząc indyka i zapijając sokiem dyniowym, widział jak Draco odbiera wiadomość, a potem wciska ją do kieszeni, z miną taką samą jak zawsze. Znudzono-złośliwą. Po kolacji w Pokoju Życzeń czekał godzinę. A Malfoy się nie pojawił.

***

Następnego dnia na śniadanie wkroczył wściekły i zraniony. Hermiona z Ronem siedzieli już przy stole Gryffindoru, ciesząc się niedzielnym śniadaniem, ale Harry nie ruszył w ich stronę. Usiadł na skraju ślizgońskiego stołu, gdzie Draco niemrawo przesuwał jedzenie po talerzu, nawet nie zauważając jego gniewnego wkroczenia do Wielkiej Sali. Podskoczył, gdy Harry klepnął o w ramię i opadł ciężko na ławę.

— Czekałem wczoraj na ciebie — powiedział z wyrzutem.

Draco spojrzał na niego swoim srebrnym, ponurym spojrzeniem i odłożył widelec. Miał na sobie mugolski sweter, bardzo nie w jego stylu – trochę za szeroki w ramionach i granatowy, jeden z tych, które pewnie określiłby mianem „zasługujący na łaskę utylizacji w trybie natychmiastowym".

— Wiem.

Wyglądał jakby nie spał.

— Dlaczego nie przyszedłeś?

— Chyba nie chciałeś mojego towarzystwa, prawda? — odparł niemrawo, a w Harry'ego uderzyła śmieszność sytuacji. Te same słowa Malfoy wypowiedział, kiedy rozmawiali po raz pierwszy od jego wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

— Chciałem, ale zwiałeś.

Draco nie odezwał się, przyglądał się tylko jego twarzy, z poranną wrzawą w tle.

Nie znam twej miłości || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz