Dawka szósta. Zawiłe szlaki znajomości.

12 2 3
                                    

Ogłoszenie parafialne dla tych kilku osób, które czytają tę książkę regularnie - druga połowa piątej dawki została całkowicie zmieniona i jeśli chcecie wiedzieć co się dzieje, radzę przeczytać ją ponownie. Za utrudnienia przepraszam ale tak jest o wiele, moim zdaniem, ciekawiej.

~~~

    Uczeń lubił zaskoczenia, które przyprawiały go o dreszcze. Takie przyjemne i łaskoczące iskierki.

   To, co stało się przed kilkoma sekundami... Owszem, zapewniło mu dreszcze, ale przerażenia. O własne życie po zderzeniu ze ścianą. I co ważniejsze - o stan Mistrza.

    - Już tak nie jęcz, wyleczę ci tego siniaka - zagłuszyła jego myśli komarzyca. - Wiem że boli, ale to nic strasznego, mój drogi.

    Jeśli o uszkodzenia na ciele chodzi, wydawał z siebie te straszne dźwięki nieświadomie. O wiele bardziej potrzebował medytacji niż magii Malarii, ale i tak poddał się zabiegowi.

    - Nie czas na twoje ćwiczenie myśli. Chyba powinniśmy ją gonić. - bardziej stwierdziła, niż zapytała wszechwiedząca komarzyca.

    Chłopak tylko skinął głową, wstał spod ściany i sięgnął do klamki. Zamknięte. Spróbował otworzyć drzwi kopniakiem, barkiem, za pomocą narzędzi kuchennych, spinek Gunarsen. Nic.

    - Zaklęte, i to czymś porządnym - poinformował towarzyszkę niedoli.

    - Widzę, mój drogi - odpowiedziała. - Cóż, ja nie będę tracić czasu i polecę przez tunel z twojego pokoju. Ale wiem, że to niebezpiecznie. I choć mnie trudno dostrzec, ty będziesz dla niej niczym słoń. A śmiem twierdzić, że Gandalf nie chce widzieć teraz nikogo - dokończyła zatroskanym głosem.

    - Nie zostawię Mistrz samej - Uczeń nie zamierzał się poddawać.

    - Musisz, nie dasz rady jej chociażby dogonić - a Malaria nie zamierzała mu na wyprawę pozwolić.

    - W takim razie będę się starał o wiele bardziej niż zwykle, bo chcę Mistrzowi pomóc i śmiem twierdzić...

    - A ja śmiem twierdzić, że oboje nigdzie się nie wybieracie - do ich zalążka kłótni dołączył trzeci głos.

    Przyjaciele wspólnie spojrzeli na źródło głosu i wspólnie przeżyli kolejny tego dnia szok. Przed nimi stała Gunnarsen, z łukiem załadowanym na dwie strzały. Wycelowanym w Ucznia.

    Wyglądała bardzo nieswojo. Nie jak dumna wojowniczka, ale zmęczony intensywnym biegiem człowiek. Garbiła się, a Kaja w jej rękach miotała się, nie chcąc celować w najbliższych.

    - Ręce i odnóża do góry. Chłopak wywala telefon, komarzyca notes. Obje pod ścianę, tyłem do mnie - jej żądania zostały niezwłocznie wykonane. - Musicie wiedzieć, że nigdy nie wycelowałabym w przyjaciół, ale wy nimi nie jesteście.

    - Co masz na myśli!? - wykrzyknął bardzo niemęsko wysokim tonem Uczeń.

    - Cisza! Ona mi wszystko powiedziała! - zażądała Gunnarsen, sięgając jedną ręką do kieszeni. W tym momencie Kaja jakby wbrew właścielce chciała delikatnie zwolnić cięciwę i pomóc dwójce w opresji, jednak sprawna łuczniczka szybko opanowała broń i na dowód swoich działań pokazała wszystkim ekran telefonu.

    - Ależ to właśnie Gandalf coś odbiło! - oburzył się po szybkim zerknięciu przez ramię. - Wywaliła nas z pokoju i uciekła po tego całego Matana!

    - Co za bzdury! - zaprzeczyła wojowniczka, jednak całą swoją postawą dając im znak, aby kontynuowali.

    Po dość chaotycznym i często przerywanym przez kolejne rozkazy Gunnarsen streszczeniu, wreszcie doszli do porozumienia. Łatwo nie było, co wcale nie ich nie zdziwiło - w końcu rozmawiali z profesjonalistką. Jednak po obejrzeniu wciąż lekko czerwonego miejsca na plecach Ucznia, sprawdzeniu wyraźnego wgniecenia w ścianie oraz próbie sforsowania drzwi dziewczyna zrozumiała, że sprawa jest o wiele trudniejsza. Opuściła swój łuk, wciąż pozostawiając strzały na cięciwie i pogoniła ich do wyjścia.

Kompania z Królestwa NarkomanówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz