t r e s

3.6K 131 61
                                    

— Tak, oczywiście mogę przyjechać. Do zobaczenia. — powiedziałam do telefonu, a następnie się rozłączyłam. Pisnęłam z radości, ponieważ właśnie umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną. Miałam dość ciągłego siedzenia w domu, dlatego ta informacja bardzo poprawiła mi humor,  który nie był od rana najlepszy.

Pogoda od tygodnia nie rozpieszczała Barcelony, bo wciąż padało, dlatego moje samopoczucie w ciągu tych kilku dni uległo gwałtownej zmianie. Wiem, że powinnam być do niej  przyzwyczajona, ale nie byłam.

Przyjechałam do stolicy Katalonii z nadzieją na słońce, a tu kicha.

Szybko pobiegłam na górę do sypialni. Otworzyłam szafę i się załamałam. Same czarne rzeczy. Zaczęłam przebierać w nich i szukać czegoś odpowiedniego. Nie było to łatwe, ale po kilkunastu minutach znalazłam odpowiedni strój.

Założyłam go i nieco wygładziłam, stojąc przy lustrze.

— Bedzie dobrze. — wzięłam dwa wdechy i zeszłam z powrotem na dół.
Nalałam sobie w szklankę wodę i oparłam się o blat stołu.

Niecierpliwiłam się tym, że nie dostałam jeszcze sms-a z miejscem spotkania. Zaczęłam myśleć, że to był tylko głupi żart.

Na szczęście nie był, bo po chwili dostałam wiadomość z taką  informacją.

Stadion Camp Nou, godzina 13.

Westchnęłam z rezygnowaniem. Powinnam się domyśleć, że 'psycholog dziecięcy dla początkujących piłkarzy' to psycholog dla dzieci z FC Barcelony, ale jak miałam to zrobić skoro Hiszpania, kraj footbolu i nie żyje tylko tym klubem?

Nie mniej jednak nie załamałam się.
W jakimś stopniu ucieszyłam, że po roku być może spotkam się z dawnymi przyjaciółmi.

Bo może być tak, że oni w tym czasie nie będą mieć treningu i tego nie uczynię.

Umyłam naczynie i włożyłam je do szafki. Spojrzałam na zegarek i doszłam do wniosku, że muszę już się zbierać, żeby się nie spóźnić. Cholernie mocno zależało mi na tej pracy, jednak kiedy wyszłam z domu i usiadłam za kierownicą samochodu zwatpiłam we wszystko.

Nienawidziłam jeździć w taką pogodę. Nie byłam idealnym kierowcą, więc gdy odpalałam silnik auta po moim całym ciele przeszedł zimny dreszcz.

Przełknełam slinę i ruszyłam.

— Najwyżej się zawrócę. — szepnełam.

Ale tego nie zrobiłam.
Po 15 minutach bardzo stresującej drogi, siedziałam w aucie i czekałam na to, aż zegar wybije za 5 trzynastą.
Opuszkami palców uderzałam w kierownice,  żeby ten czas szybciej mi minął, jednak nie minął, bo byłam 30 minut za wcześnie.

Nie chciało mi się tak bezczynnie czekać, więc postanowiłam wejść do środka, bo w końcu i tak będę musiała to zrobić, gdyż spotkanie miało odbyć na murawie.

Szłam przez hol prowadzący na boisko mając z tyłu głowy wszystkie wspomnienia, jakie tutaj przeżyłam.
Uśmiech nie znikał mi z twarzy, ponieważ był to czas, w którym byłam najszczesliwszą osobą na ziemii.

Nieco zmalał, kiedy doszłam do końca i zobaczyłam grupę trenujących piłkarzy pierwszego składu FC Barcelony i kilkoro dzieci ćwiczących z nimi.

Każdy z nich robił to z takim zaangażowaniem, że nawet mnie nie zauważył, dlatego udałam się na trybuny usiąść i ich poobserwować. Ciekawiło mnie czy ktoś zwróci na mnie uwagę, ale nie zanosiło się na to.

Pewnie o mnie zapomnieli, a kiedyś zarzekali się, że nigdy tego nie zrobią

Nieważne.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni i popatrzyłam na godzinę. Miałam jeszcze 15 minut przed rozmową kwalifikacyjną.

Nie demerwowałam się nią,  ponieważ nie należałam do osób, które martwią się na zapas w takich sytuacjach, bo chociaż zależało mi na pracy, zrozumiałabym jeśli bym jej nie dostała.

Czas mijał i mijał.
W końcu trening się skończył. Podniosłam wzrok z nad telefonu na murawę, z której schodzili piłkarze i złapałam kontakt z Messim.

Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie z niedowierzaniem, że po 12 miesiącach spotkaliśmy się w miejscu, w którym się poznaliśmy.
Musiałam to jednak skończyć, dlatego wstałam na równe nogi i ruszyłam w stronę Argentyńczyka, ku mojemu niezadowoleniu dołączył do niego Neymar, gdy mnie zobaczył wykrzywił usta w grymas.

— Idzie czarna madonna. — skomentował tak, abym mogła go usłyszeć. Zlekceważyłam go i podeszłam do Lio.

Nic nie mówiąc napastnik mocno mnie przytulił, a następnie okręcił wokół własnej osi.

— Kiedy wróciłaś i na ile? — zapytał stawiając mnie na ziemię.

— Tydzień temu i na zawsze. — uśmiechnęłam się.

— Ty nawet nie wiesz, co oznacza słowo 'zawsze'. — wtrącił się Brazylijczyk.

— Odezwała się osoba, ktora wie. — sarknęłam nawet na niego nie patrząc.
Nie miałam ochoty oglądać jego twarzy gdy tego nie musiałam, a w tym momencie nie musiałam.

11 prychnęła na moje słowa. Spojrzałam na rozbawioną twarz Lio i lekko go uderzyłam w ramię. 

— Nie śmiej się. — poprosiłam pokazując białe ząbki.

— Co tu robisz? Stęskniłaś się i postanowiłaś się spotkać? —

Głupio mi było powiedzieć prawdę, ponieważ wyszło by na to, że przyjeżdżając tutaj nie chciałam tego robić, ale ja po prostu się bałam, dlatego nieco skłamałam.

— Poniekąd tak. — zawachałam się. —A druga sprawa jest taka, że mam za jakieś 5 minut rozmowę kwalifikacyjną, jak dobrze pójdzie to zostanę psychologiem tych dzieciaków, z którymi graliscie! — powiedziałam z entuzjazmem, a na twarzy mojego przyjaciela pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

Chyba naprawdę cieszył się, że wróciłam. Szkoda, że kolega obok już nie. Myślałam, że wyrósł z tych dziecięcych zachowań.

— Ty chcesz pomagać tym dzieciom? Nie uważasz, że sama sobie powinnaś pomóc? — zaśmiał się da Silva.
Spiorunowałam go wzrokiem, odwracając się w jego stronę.

— A Ty nie uważasz, że powinieneś udać się w miejsce, gdzie ktoś Cię chce?— mój głos zabrzmiał nie miło i bardzo sarkastycznie. 
Nie przyjęłam się tym, ponieważ nie czułam żadnego wyrzutu sumienia za to, co powiedziałam, a powiedziałam prawdę.

Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, jak mnie wymija i odchodzi.

— Czy po między wami będzie kiedyś pokój? — zaśmiał się Lio. — Od samego początku drzecie ze sobą koty o nie wiadomo co. — przewrócił oczami, na co parsknelam śmiechem.

— Nie ma takiej opcji. — odparłam, wynajmując rękoma na 'nie'. — Poza tym to nie ja zaczęłam. — wzruszyłam ramionami, a w tym momencie podszedł do nas jakiś starszy mężczyzna.

— Angelica Enrique? — zapytał podając mi rękę.

— Tak. Witam. — odwzajemniłam gest.

— Nazywam się Marco Anderade, to ze mną jest Pani umówiona na rozmowę kwalifikacyjną. Oglądałem pani CV i nie mam żadnych przeciwwskazań, żeby nie dać pani tej pracy. Proszę przyjechać jutro do biura, to wszystko ustalimy. Witam na pokładzie. — uśmiechnął się lekko, prawie nie zauważalnie, a następnie odszedł.

Byłam w szoku, że tak to wyglądało.

— Gratuluje! — usłyszałam głos Messiego, więc się ocknęłam.
Spojrzałam na jego zadowoloną twarz, a potem zaczęłam się cieszyć, jak małe dziecko, które dostało pierwszą zabawkę. — A teraz chodź do szatni. Chłopaki się ucieszą jeszcze bardziej niż Ty. — pociągnął mnie za rękę i poszedł w stronę wyjścia z murawy.

Love ❤❤

NEIGHBORS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz