d i e c i s é i s

2.3K 101 20
                                    

— Angie, co Ty tu robisz? — zapytała zaskoczona Brazylijka schodząc ze schodów i kierując się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy.

Stałam w kuchni i nalewałam sobie wody w szklank, kiedy ta do mnie podeszła.

— Uwierz mi Rafa, też chciałabym to wiedzieć. — zrobiłam łyk napoju, a potem za jednym razem wpiłam go wypiłam. — Masz jakieś tabletki? — zapytałam chwytając się za obolałą głowę.

Boże, nigdy więcej alkoholu.

— Nic nie pamiętam z wczorajszej imprezy. — załkałam, siadajac na jedno z krzeseł, gdy modelka szukała lekarstwa.

Tak bardzo źle się czułam.

— To nieźle się bawiłaś, skoro nie pamiętasz imprezy, na której nawet Cię nie było. — zaśmiała się, podając mi to, o co ją prosiłam.

Usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła mi się bacznie przyglądać.
Nie rozumiałam, ale nie miałam siły pytać.

— Z kim tak zabalowałaś? — podniosła jedną brew.

Westchnęłam kładąc głowę na blat stołu, aby się schować się przed padajacymi na mnie promieniami słonecznymi, które powodowały u mnie jeszcze większy ból.

— Z Dylanem i jego przyjaciółmi. — wytłumaczyłam.

— Wow. To jeszcze bardziej mnie ciekawi to, jak się tu dostałaś, pomyliłaś  domy czy co? —

— Ja ją tu przeprowadziłem. — usłyszałam znajomy głos, więc podniosłam głowę do góry by spojrzeć na tą osobę.

Obok nas pojawił się Neyamr z torbą jedzenia, na którego widok zrobiło mi się nie dobrze, dlatego znów nalałam sobie wody i znów ją w ekspresowym tempie wypiłam.

— Jak? — zapytała za mnie dziewczyna.
W duchu jej za to dziękowałam. Serio nie miałam siły nic mówić, ale gdy zauważyłam w torbie piłkarza energetyka od razu ta siła wróciła.

— Bądź dobrym sąsiadem i daj mi tego energetyka, proszę. — przerwałam mu chęć wytłumaczenia tego, jak znalazłam się w jego domu, wyciągając w jego stronę z ledwoscią dłoń.
Ku mojemu zdziwieniu dostałam to, co chciałam bez żadnego słowa. — Dziękuję. — powiedziałam otwierając napój.

Wzięłam tabletki od Rafy i je nim popiłam. Rodzeństwo było zaskoczone moim poczynaniem. Patrzyło na mnie z szokiem i w sumie złością wymalowaną na twarzy, a przecież to co robiłam nie było dla mnie niebezpieczne, skoro wciąż żyje.

— Popierdoliło Cię? — warknął zły napastnik, zabierając mi w połowie pustą puszkę. Jęknęłam z niezadowolenia na jego czyn, jednak nic nie odpowiedziałam. — Chcesz się zabić na naszych oczach? Aż tak nas nie nawidzisz?! — podniósł głos.

Chciałam go uciszyć, ale kiedy zobaczyłam, jak kipi ze złości odpuściłam. 
Swoją drogą nie rozumiałam jego zachowania. Co go w ogóle to interesowało?

Przecież gdyby mi się coś stało Neymar Junior da Silva Santos byłby najszczesliwszym człowiekiem na ziemii.

— To mi bardziej pomaga. — wytłumaczyłam, powracając do wcześniejszej pozycji.

— W czym Ci pomaga? W powolnym umieraniu? — chłopak nie odpuszczał, a Rafa mu wtórowała.

— Ney ma rację, Angie. Nie powinnaś tak robić, bo naprawdę może Ci się coś stać. Być może tak robiłaś kilka razy, ale  może być tak, że ten kolejny raz będzie Twoim ostatnim. — rzekła z troską. Potem usiadła obok mnie i objęła. — Nie rób tak więcej. — poprosiła.

Jej głos brzmiał naprawdę tak jakby się martwiła.
Musiałam podziękować Bogu za to, że ją mam.

— Ok. — burknęłam, chociaż nie zamierzałam jej słuchać. Z całym do niej szacunkiem.

Znałam doskonale swój organizm, więc wiedziałam co mogę, a czego nie.

— Logiczne, że tego już nie zrobi. — syknął piłkarz ostawiając z wielkim hukiem zakupy na szafkę obok.

Gdybym była na siłach powiedziałabym, żeby nie był tego taki pewien, pokłociłabym się z nim, powyzywała. Byłabym wtedy taką szczęśliwa.

Jednak nie miałam siły.
I tak z ledwoscią kontaktowałam.

— Może połóż się u mnie w sypialni? — zaproponowała przyjaciółka.
Gdyby mieszkała sama bez wahania bym się na tą propozycję zgodziła, ale nie mieszkała, a mi nie marzyło się przebywanie pod jednym domem z człowiekiem, który jest dla mnie jedną wielką zagadką.

Ja nawet wciąż nie wiem, jakim cudem się tu znalazłam.

— Nie Raf, pójdę do już siebie. Dziękuję za wszystko. — wstałam i chyba zrobiłam to zbyt gwałtownie, ponieważ z sekundę wróciłam na miejsce.

Tak zakręciło mi się w głowie, że szok.

Widząc moją rekacje, rodzeństwo wymieniło się porozumiewawczo swoimi spojrzeniami, a potem jedno z nich płci męskiej wzięło mnie na ręce i bez słowa udało się do jednej z  sypialni.

Neymar położył mnie na łóżku Rafaelli, a  następnie przykrył kocem.

— Jakim cudem... — chciałam coś powiedzieć, gdy wychodził, ale mi przerwał.

— Wczoraj Dylan Cię odwiozl. Czekałem na Ciebie, więc kiedy przyjechałaś pijana w trzy trupy, to powiedziałem mu, że się Tobą zajmę i w ten sposób trafiłaś tutaj. Na prawdę nic nie pamiętasz? — wrócił do mnie, siadając na skraju łóżka.

I zrobiło mi się trochę smutno, bo zapytał o to z takim żalem w głosie...

Pokreciłam przecząco głową na jego pytanie.

— Nie pamiętam. Dlaczego to zrobiłeś? — próbowałam się oprzeć, ale nie dałam rady. — Przecież Dylan by mi pomógł. —

— Nie ufam mu. Co jakby Cię wykorzystał? — podniósł trochę głos, ale go ściszył,  kiedy zorientował się, że ze mną nie jest ok.

Wyśmiałabym go, gdybym była w stanie, bo jego argument był tak irracjonalny, tak bezsensowny, że aż to boli.

— On nie jest taki. — broniłam go, co nie spodobało się napastnikowi. 

Wyszedł on z pokoju zostawiając mnie nieco zszokowaną.

Dlaczego ten człowiek, aż tak się zdenerwował na mnie, na moje słowa?
Zupełnie jakby był zazdrosny.

Ale nie był zazdrosny.
Nie miał ku temu podstaw, nie miał ku temu prawa, bo kim ja dla niego byłam?

Byłam zwykłą sąsiadką, do której nie żywił przyjaznych uczuć.

Swoim zachowaniem mieszał mi w głowie. Burzył mi całe spostrzeżenie na temat jego osoby.

Nienawidziłam go za to, ale czasami kiedy z nim rozmawiałam chciałam, żeby ta rozmowa się nie kończyła.

Naprawdę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.

Czy ja zaczynałam lubić Neymara Juniora da Silve Santosa?
Największego samoluba na tej ziemii?
Największego gbura?

Boże nie nie nie. 

Na szczęście te nieprzyjemne myśli przerwało pojawienie się Rafaelli z dwoma talerzami szamy.

— Masz ochotę na wspólny posiłek i serial z netfliksa? — poruszyła zabawnie brwiami.

Nie odmówiła jej, dlatego poklepałam miejsce obok siebie z wielkim uśmiechem na twarzy.

Rafaella uratowała mi życie.

— Więc co proponujesz? — zapytała biorąc do ust spagethi.

— Hmm.. — udałam, że się zastanawiam. — Może Dom z Papieru? — odparłam na co ta aprobatą pokiwała głową.

Więc tak spędziłam cały dzień w domu swojego największego wroga z jego najukochańszą siostrą. 

Żyć nie umierać.

Love❤❤

NEIGHBORS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz