n u e v e

2.5K 106 29
                                    

— Rzygać mi się chce, jak widzę na Tobie to, coś czerwonego. — powiedziałam do Brazylijczyka,  wychodząc z nim z klubu. Na zewnątrz było już całkowicie ciemno, a na niebie brakowało gwiazd, jedyne co oswietlało ulice Barcelony, to lampy. — Ty w ogóle nie masz gustu. —

— Odezwała się ta co ma go ma więcej. — przewrócił na moje słowa oczami.

Zmierzyłam go od góry do dołu, a następnie siebie. Nie było opcji, żebym wyglądała gorzej od tego idioty, dlatego parsknęłam perlistym śmiechem, na co ten przystał obok swojego auta i zgromił mnie swoim wzrokiem.

— Zamknij się albo będziesz wracała z buta. — wsiadł do pojazdu.

W sumie, jakby nie patrzeć, to był bardzo dobry pomysł. Nie musiałabym wtedy spędzić z nim tych 30 minut z mojego życia, dlatego przez chwilę zastanawiałam się nad jego propozycją. 

— Kurwa, Angeles ruszaj się. — warknął uderzając w kierownice.

— Zamówię taksówkę. — poinformowałam,  wyjmując z torebki telefon. Naprawdę wieczór z nim nie zmęczył, więc dla mnie wracanie z powrotem do domu taksowką, bylo spełnieniem marzeń.

Marzeń, które sie nie spełniły.

— Jaka Ty kurwa jesteś pojebana. — wysiadł z pojazdu i zaczął kierować się w moją stronę, nie wiedzieć nawet czemu, zabrał mi komórkę z dłoni i schował ją do kieszeni swoich spodni.

— Co Ty robisz? — zapytałam, podnosząc jedną brew do góry. Ten nic nie odpowiedział. — Neymar, oddaj mi komórkę i sobie jedź. Już nie jestem Ci nic winna! — krzyknęłam za nim, ale zupełnie to olał, nawet nie zauważył tego, że tupnełam nogą, jak małe dziecko, ponieważ w takim wypadku zaczął by się śmiać, a na jego twarzy nie malował się żaden uśmiech,  nawet ten najmniejszy.

Wydawało mi się, że był zły.
Zły, ale nie na mnie, co widziałam pierwszy raz w swoim 25 letnim życiu.
Nie wiedziałam, jak się zachować w takiej sytuacji.
Wsiadłam do tego auta, zapięłam pasy i na niego spojrzałam.
Chciałam coś powiedzieć, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, jeśli coś go gryzie, to zwierzy się Rafaelli.
Mnie nawet jego samopoczucie nie obchodziło, dlatego włączyłam radio by chociaż ono zakłócało tą ciszę panującą w środku, ale zostało ono wyłączone przez napastnika.

— Nie dotykaj nic w tym samochodzie. — warknął zły, zrzucając moją dłoń z urządzenia.

— Boże, spokojnie. — powiedziałam, co chyba go jeszcze bardziej rozswcieczyło, ponieważ przycisnął padał gazu.
Jechał z ogromnie wielką szybkością.

— Nie wytrzymam z Tobą w tym samochodzie. — rzekł do siebie.
Prychnęłam na jego słowa, ponieważ gdyby nie to, że sam zabrał mi telefon, pojechałabym pieprzoną taksówką.

— Przypominam Ci, że nie prosiłam Cię o transport. — syknęłam.

— Jasne, miałem Cię zostawić pod tym klubem, żeby ktoś mógł Cię zgwałcić. Wiesz mogłaś mi powiedzieć, skoro to lubisz. — odbił piłeczkę czym wprawił mnie w zupełne oszołomienie.
Musiała minąć chwila, żeby dotarły do mnie jego słowa.
Słowa, które cholernie mocno mnie zabolały. Myślałam, że wydorośliśmy z takich zagrywek, ale najwyraźniej się myliłam.

Neymar Junior da Silva Santos był po prostu dupkiem bez uczuć, a ja bez wątpienia jego ulubionym workiem treningowym, na którym się wyżywał.

Przymknęłam oczy by się uspokoić i otworzyłam je, gdy byliśmy już pod naszymi domami. Bez słowa wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami i ruszyłam w stronę swojej posesji.
Miałam ochotę wziąść zimny prysznic, zasnąć i zapomnieć o dzisiejszym wieczorze i kawałku nocy.

Zostałam nazwana dziwką może nie bezpośrednio, ale jednak ta świadomość powodowała u mnie drgawki. Gdyby te słowa padły w momencie, podczas którego popchnęłam Neymara za nic w świecie nie poszłabym go przeprosić. W sumie żałuję, że to zrobiłam, bo on nie zasługuje na nic, co związane jest z człowieczeństwem.

Neymar Junior da Silva Santos był marną karykaturą człowieka.

Jemu nie powinno się okazywać żadnych pozytywnych uczuć.
Jego powinno się deptać, jak muchomory.

Wypuściłam powietrze z ust kładąc się na wielkim łożu.

— Co za palant. — przetarłam zmęczoną twarz, którą później schowałam w poduszkę. — Palant do potęgi entej! — powtarzałam do momentu, w którym nie zasnęłam. 

~*~

Obudziły mnie promienie słońca muskające moją spoconą od gorąca twarz. Wytarłam ją o koszulę nocną, w której spałam, a następnie postawiłam bose stopy na podłogę. Podeszłam do okna by je otworzyć się się przeciągnąć.
Miałam to nieszczęście, że z okna mojej sypialni miałam widok na sypialnię tego idioty Neymara, więc chcąc nie chcąc napotkałam tego ranka jego fałszywą twarz.

Zignorowałam jego osobę i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam się i pojechałam do pracy.

Zamierzałam dziś przeprowadzić krótkie rozmowy z chłopakami.
Nie obchodziło mnie to, że być może tego nie będą chcieli. Niedługo mają bardzo ważny mecz, więc muszą przyjść.

Poinformowałam o tym Dylana.
On jest ich mentorem, dlatego wpływa na ich decyzje w dużym stopniu. Miałam nadzieję, że mi pomoże.
Zrobił to, wzamian za co umówiłam się z nim na kawę.

Siedzieliśmy w jednej z barcelońskich knajpek, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, żartowaliśmy.
Była naprawdę cudowna atmosfera do momentu, w którym konwersacja nie zeszła na temat pracy.

Te dzieciaki rzeczywiście mnie nie polubiły i powiedziałam to Dylanowi, ale on mnie wysmiał.

— Polubiły. — zapewniał, w co nie wierzyłam.

— Doprawdy? — skrzyżowałam ręce na piersiach. — Podaj przykład. —

— Simon Cię lubi, powiedział mi to, powiedział też, że inni też to zrobili. Lubią twoje poczucie humoru. — odparł.

— Moje poczucie humoru? — zdziwiłam się. — Przecież ja z nimi nie żartuje. Oni są bardziej poważniejsi ode mnie. — poprawiłam swoją kitke.

Pracowałam z nimi od tygodnia i od tego tygodnia nie usłyszałam z ich ust ani jednego dobrego słowa skierowanego w moją stronę.
Prawda była taka, że nie nazywałam się Vanessa Ortega, nie miałam długich blond włosów, nie miałam 32 lat i nie ważyłam 60 kg.

To był powód, dla którego Ci mali piłkarze nie pałali do mnie sympatią.

— Vanessa była po prostu inna. — powiedział. — Ty jesteś żywa, zabawna, a ona była zupełnym przeciwieństwem Ciebie. Kochała te dzieciaki, jak swoje. —

— Skoro je tak kochała, to czemu odeszła? — machnęłam rękoma z niezrozumieniem.

Może moja reakcja była zbyt emocjonalna, ale byłam sfrustrowana tym, że nie potrafiłam dotrzeć do dziecka, chociaż byłam psychologiem.

Najwyraźniej bardzo słabym.

— Ona umarła. Zginęła w wypadku autobusu, w którym swoją drogą brali też udział Ci chłopcy. — wytłumaczył Dylan.

Słysząc jego wypowiedź rozchyliłam usta.

Byłam w szoku.

— Jakim prawem zatailiście przede mną tak ważną informację? — warknęłam zła.

Spowodowałam tym małe poruszenie w knajpce, no ale halo, to ważne.

— Ponieważ wszyscy chceliśmy o tym zapomnieć. — mówiąc to, schował twarz w dłoniach. — Naprawdę tak będzie lepiej. —

Mylne myślenie.

Love ❤❤

NEIGHBORS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz