5

1 0 0
                                    

Właśnie nie dawno zabiła dwie osoby choć w planach miałam jedną. I jeszcze nikt mnie o to nie podejrzewa. Życie jest piękne, prawda?
Żart mi się udał nie ma co. Życie nie jest piękne, jak już ładne. Zawsze każdy choć raz się potknął i myślał, że to koniec jego kariery. Ja akurat jeszcze tak nie miałam, ale postanowiłam być bardzo ostrożna bo w gazetach zaczęto pisać o zaginionych dwóch osobach. Tak tych martwych co leżą w opuszczonej nigdy nie uczęszczanej alejce. Ciekawe kiedy ich znajdą.
Kiedy w sobotę byłam na jednym z pierwszych lekcji jazdy na motorze, zauważyłam demona. Podczas nudnego wykładu Daisy odpaliła czarny tryb. W klasie ani jeden z uczniów nie był demonem. Jednak kiedy spojrzałam za okno zauważyłam menela, który grzebał w pobliskim koszu na śmieci. Menelem to on był dla ludzi. Jako demon, długie pazury dzięki którym grzebał w śmieciach. Przednie kły wielkości zwykłego buta. Długi i podwójny język. I jeszcze rozcięty brzuch. Przez parę tygodni go śledziłam. Zawsze kiedy miałam wykłady on zawsze grzebał w tym samym koszu na śmieci. Akurat kiedy ja kończyła zajęcia on szedł gdzieś indziej. Z tego kosza na śmieci szedł do parku i tam grzebał w śmieciach. Później szedł do jakiegoś budynku i sprzedawał swoje puszki. Następnie szedł na swoją meline, mieszkał jeszcze z dwoma pijakami ale ich często nie było. Wyczaiłam, że koło okna z tej meliny jest drabina więc mam jak uciec. Powoli zbliżał się zajęcia na motorze więc musiałam się go pozbyć czym prędzej. Była sobota, jak zwykle. Słuchałam wykładu patrząc za okno, czekając na tego menela. Wykładowca od czasu do czasu mnie pytał o coś, ale tylko po to aby sprawdzić czy go słucham. Oczywiście, że go słuchałam. W torbie miałam nóż i rękawiczki przykryte bluzą. Moja ofiara odeszła od tamtego kosza 10 minut szybciej niż zazwyczaj, trochę się zdenerwowałam, ale Daisy uspokoiła mnie, że jeśli nie dziś to za tydzień. Na szczęście wykładowca puścił nas 5 minut wsześniej. Znalazłam menela w parku, powoli szedł do tego budynku gdzie sprzedawał puszki. Szłam ostrożnie za nim. Wszedł do budynku, poczekałam parę metrów dalej od wejścia i czekałam. W między czasie zadzwoniłam do brata, że wrócę później niż zazwyczaj. Nic nie powiedział. Chowałam telefon i spojrzałam na drzwi od budynku. Za zakrętem znikał demon. Szybciej poszłam za nim. Dogoniłam go na światłach. Później wszedł na teren tych biedniejszych i patologicznych budynków. Nigdy nie byłam w tych strefach, więc dziwnie się czuję widząc te dzieci grające na podwórku. Wiedząc, że zaraz ja zabije jednego mieszkańca tej dzielnicy. Powoli robiło się ciemno, dzieci szły do swoich domów a ja schowałam się między koszami. Nie wparuje mu do domu głównymi drzwiami. Zaczekałam aż będzie tak całkowicie ciemno. Ubrałam czarną bluzę, rękawiczki oraz moją maskę. Torbę zostawiłam, wzięłam tylko nóż. Powoli weszłam po drabinie do jego okna. Nie było akurat go w tym pokoju. Okno samo mi się otworzyło jakby czekało na mnie. Pokój był pełen materacy, różnorakich kocy i poduszek. Możliwe, że była to ich sypialna. Schowałam się za drzwiami i czekałam, międzyczasie założyłam swoją maskę lisa. Słyszałam jak ten koleś wymiotuje, pije coś i znowu wymiotuję. Chwila ciszy, usłyszałam kroki. Coraz bardziej stawały się glosniejsze, co oznacza że ofiara się zbliżała. Drzwi lekko mnie przycisneły.
-Kurwa stary wiem, że tam jesteś. Wyłaź. - powiedział i poszedł w głąb pokoju.
Zamknełam z trzaskiem drzwi. Nawet się nie odwrócił. Robił coś przy kocach. Specjalnie tupałam idąc do niego. Chciałam aby się odwrócił. W końcu mu coś zaświtało, że coś jest nie tak i się odwrócił w moją stronę. Byłam pół metra od niego, idealnie. Uśmiechnęłam się i go zaatakowałam w brzuch. W ostatniej chwili odskoczył i tylko trochę go zraniłam. Wyminął mnie i próbował dostać się do drzwi. Rzuciłam nożem w jego stronę. Trafiłam w jego udo. Szedł już powoli, prawie się czołgając. Na luzie do niego podeszłam, jednym szybkim ruchem wyjełam nóż i trafiłam w szyję.
"Ktoś chyba idzie, zapisz szybko datę" kazała mi Daisy.
Wyjełam swój pędzel i za drzwiami napisałam datę i godzinie. Sprawdziłam czy menel aby napewno jest martwy. Po tym ostatnim ciosie to był by cud gdyby przeżył. Usłyszałam jak dwójka pijaków otwiera drzwi i woła tego trupa. Podbiegłam do okna, oni w tym czasie siłowali się z drzwiami. Złapałam się drabinki i zjeżdzałam w dół. Ostatnią rzeczą jaką widziałam to otwierające się drzwi. Później słyszałam przekleństwa pijaków. Za kontenerem szybko przebrałam się z ciuchów bródnych od krwi. Później pognałam do domu.

W tajemnicy przed bratem ostatnio  kupiłam małe nadajniki, które będą lokalizowały moją ofiarę. Jest to nie większe niż guzik wrzucam to do kieszeni albo torebki ofiary i później ją śledzę na innym urządzeniu. Będzie mi trochę lepiej i łatwiej namierzyć ofiarę i zobaczyć gdzie najwięcej przebywa. Ten dzień minął mi normalnie, Daisy ani razu się nie odezwała i nie szukałam z nią demonów. Stwierdziłam, że pewnie chce mi dać czas abym mogła trochę ochłonąć po tych zabójstwach. Dzisiaj wracała do Londynu Elizabeth. Mamy tyle do omówienia. Zabrałam ją taksówką do mojego mieszkania aby tam  zostawiła rzeczy. Kiedy nie pracuje albo gdzieś w Londynie mieszka ze mną. Motorem pojechałyśmy do naszej ulubionej kawiarni. Na początku Elizabeth nie chciała jechać motorem, ale udało mi się ją przekonać. W końcu nie dawno dostałam prawo jazdy na motor. Zgodziła się, miałam drugi kask więc jej dałam. Plus jazdy na motorze jest taki, że nawet jak są korki to ty możesz jechać między samochodami omijając je. Tak więc nawet szybko dotarłyśmy do owej kawiarni, głównie to ona opowiadała co robiła za granicą w Polsce.
-Znowu ściełaś włosy-zauważyłam
-Tak i przefarbowałam na ciemniejszy kolor. - powiedziała Lizzy głaszcząc się po fioletowych włosach.
Jej piwne oczy mocno odbijały słońce, tak jakbyś lusterkiem odbijałabyś światło.
-A kolczyki jakieś nowe? - zapytałam
-Nie, i raczej nie będę miała nowych te mi wystarczą. - powiedziała.
Miała normalnie kolczyki oraz na lewym uchu na samej górze srebrne małe kółeczko. Była zawodowym fotografem dlatego tak często jej nie było, ale jej zdjęcia były na okładkach różnych magazynów.
-Co tam porabiasz w tej Warsawie? - zapytałam
-Warszawie. Trochę pozwiedzałam, odwiedziłam stare miejsca z dzieciństwa. Kupiłam parę niepotrzebnych ciuchów i... właśnie mam dla ciebie prezent. Byłam akurat nad polskim morzem, tego akurat mają mnóstwo-nawijała Lizzy a ja nadal nie wiedziałam o co jej chodzi-bursztyny są śliczne, a biżuteria z nich jest cudna. Proszę.
Podała mi niewielkie pudełko. Otworzyłam je, w nim był naszyjnik. Był to prosty srebrny łańcuszek i wielkości paznokcia kciuka parę większych i mniejszych bursztynów.
-Łał śliczny. Będę nosić go do pracy.-powiedziałam wkładając pudełko do torebki.
Niestety miałam już na sobie jeden naszyjnik. Od mamy, bardziej kiedyś go ukradłam mamie ale nie zauważyła nawet.
-W jakimś bagażu mam trochę też polskiej wódki. Podobno mocna jest. Jak wrócimy możemy się napić. Zwłaszcza, że jutro sobota i masz wolne co nie?-podsumowała Elizabeth
-Tak. - napiłam się swojej kawy.
Nastała chwila ciszy. Wiedziałam, że Lizzy przygotowywuje się aby zadać mi pewne pytanie.
-Jak byłam już w Warszawie i znałam swój plan pracy, zadzwoniłam do ciebie. Mówiłaś o pewnym nieprzyjemnym wydarzeniu...
-Dobra, ale mogę Ci je opowiedzieć w domu? Boję się, że jeszcze się rozkleje. A przy wódce będzie mi się lepiej rozmawiało.-Lizzy skineła głową-to co jedziemy?
-Dobra tylko tak nie pędz jak wsześniej.-zaśmiała się nerwowo  Lizzy.
-Jasne dla ciebie będę pędzić do maksymalnej prędkości-uśmiechnęłam się wstając z miejsca.
Zapłaciłyśmy i poszłyśmy po motor.

Polowanie na demony [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz