serce
wyżarłoOd dziecka nie miałam nic.
Mama uciekła.
Nie miałam prawdziwego domu. Musiałam patrzeć, jak ojciec przyprowadza do domu swoich kolegów, którzy pili wódkę, awanturowali się i chcieli mnie dotykać. Płakałam. Krzyczałam. Nikt nigdy mnie nie usłyszał.
Musiałam patrzeć, jak ojciec rozbija butelki, kaleczy się i głośno krzyczy.
Musiałam sprzątać jego wymiociny, zdejmować mu buty i okrywać kocem.
Musiałam nauczyć się rozumieć, dlaczego mama nie zabrała mnie ze sobą. Dlaczego pozwoliła mi zgnić, cierpieć, być odrzutkiem.
Musiałam patrzeć, mimo że bardzo tego nie chciałam.
Mój młodszy braciszek zmarł, gdy miał zaledwie dwa lata. Pamiętam jego śmierć.
Musiałam chodzić do podstawówki i znosić upokorzenia, choć nigdy nikogo nie obwiniałam, musiałam to udźwignąć sama.Marzyłam. O normalnej rodzinie. Obserwowałam dzieci na placu zabaw z okna kamienicy, które biegały wokół uśmiechniętych rodziców. Oddałabym wtedy wszystko, by być jedną z nich.
Musiałam patrzeć, jak mój ojciec umiera. Odebrał sobie życie. Wisiał na żyrandolu, gdy wróciłam ze szkoły. Nie zrobiłam nic. Po prostu patrzyłam. Później chyba zemdlałam. Gdy otworzyłam oczy, już nigdy nie zobaczyłam taty.
Mama mnie nie chciała. Tak mi powiedziano - zostałam u ciotki, która mnie wychowała i próbowała dać choć odrobinę miłości. Nie chciałam jej.
Chciałam umrzeć, tak jak mój ojciec. Chodziłam na terapię.
Myśli o śmierci nie odeszły.Teraz jestem dwudziestoletnią dziewczyną, która nigdy nie zapomni o tym, co było. Ciotka umarła, zostawiając mi dach nad głową. Miejsce, w którym mogłam spokojnie się wyspać i poczuć choć trochę bezpiecznie.
Wciąż zastanawiałam się, dlaczego nie potrafię ułożyć sobie życia.