#1

5 1 0
                                    

-To nie tak, że jestem uzależniony. - odpaliłem papierosa. - Tak wiem, że te szlugi to tylko jakieś gówno bez nikotyny i tego całego shitu w środku. Nie jestem głupi. Jestem całkowicie świadomy tego, że na odwyku nie dają nam "gówna w gównie", ale ktoś kogo opinie szanuje, powiedział mi kiedyś, że zajebiście wyglądam z papierosem. Zgadzam się z nim i podążam za jego.radami.

-Hm... Widzę, że jesteś wyjątkowo samoświadomy, a przynajmniej tak ci się wydaje. - psychiatra pomimo lekkiej uszczypliwości w głosie, zachował kamienną twarz.

-Jestem, podobno dlatego właśnie coś osiągnąłem, tak mówili mi Ci wszyscy psycholodzy i psychiatrzy,  których przysłała Ruby i Angel. Mam tak na drugie imię. - uśmiechnąłem się złośliwie po czym zaciągnęłem się, a moje płuca po raz kolejny zaczęły się domagać podwyżek ilości dostarcznej nikotyny i wyższych płac. No i płatnego urlopu.

-Hhmm... -lekarz cicho prychnął. - Ale jednak tu jesteś, rzadko ktoś trafia tu przez przypadek i jak na moje nie jesteś wyjątkiem... To normalne, że uzależnieni wypierają  oczywiste fakty i to, że potrzebują pomocy, wyśmiewają lekarzy. Więc na twoje nieszczęście jestem stary i już uodporniony na żarty o mojej matce, spokojnie.

Wypuściłem dym przez nos i przez chwilę wpatrywałem się w  doktora Richarda. Tak mi się przedstawił kilka minut wcześniej gdy mnie tu przyprowadzili. Łysy, biały, praworęczny mężczyzna napewno po pięćdziesiątce, trochę niższy odemnie (na oko metr osiemdziesiąt), człowiek z wykształceniem, który miał mnie "wyleczyć". Jasne światło jarzeniówek podkreślało niedoskonałości jego twarzy i dodawało mu lat. Mimo to miałem wrażenie, że Richard nie pasuje tu za grosz. Przypominał bardziej poczciwego wujka Bena, który na święta przebiera się za Świętego Mikołaja i rozdaje prezenty dzieciom w centrum handlowym niż  profesjonalistę za jakiego się podaje.

-Nie będę obrażać pańskiej matki, która zapewne jest niesamowita, ale czy ja powiedziałem, że nie potrzebuję pomocy?  Chodzi mi bardziej o to, że ja jej nie chcę. - to ich zawsze wytrącało z równowagi.

-No to chyba mamy zong.

-Co?

-Mamy problem. Bo ty nie wyjdziesz stąd dopóki nie otrzymasz pomocy i z niej nie skorzystasz, a ja nie będę mógł powiedzieć, że Ci pomogłem dopóki to się nie stanie i tego nie potwierdzisz.

-I tak nie będziesz mógł tego powiedzieć, chyba nie muszę  tłumaczyć Ci jak działa tajemnica lekarska?

-Po 10 latach medycyny? Nie dziekuję.- zaczął coś notować w swoim grubym, czarnym notatniku,  który leżał grzecznie na jego kolanach od samego początku.

-Jak to jest leczyć takiego kogoś jak ja?
Tak z czystej ciekawości... Ostrzegali Pana przed paparazzi?- miałem nadzieję, że go zniechęce do siebie, tak jak trzech poprzednich w tym ośrodku i wielu innych przedtem.

-Szczerze?

-Szczerze.

-Nijak.- podniósł wzrok, przestał notować i utkwił swoje niebieskie gały we mnie. Stwierdziłem nagle, że nie może mieć pięćdziesięciu lat, jego oczy były za niebieskie. Może to wina światła? -Nie jesteś nikim takim znowu wyjątkowym.

-Nie o to mi chodziło.- odparłem nagle całkowicie pozbawiony tropu. To po co on tu był? Po co tu być i ze mną rozmawiać jak nie dla sensacji?- Po prostu to chyba dosyć duże osiągnięcie, leczyć rozwydrzoną gwiazdkę. Chwilowa sensacja i jej pseudodepresja, hm? Nie?-  dla podkreślenia wyrazu "pseudodepresja" nakreśliłem w powietrzu prawą ręką znak cudzysłowia.

-Po pierwsze; widzę, że jesteś bardziej samokrytyczny niż samoświadomy, to niezdrowe. Po drugie; różnica pomiędzy depresją a szukaniem atencji czy jak tam chcesz i tobą jest taka, że ty próbowałeś ze sobą skończyć i to bez żartów.

LyricsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz