004. i'm scatterbrained, man

365 19 17
                                    


Wiele razy wyobrażałem sobie, jakby moje życie wyglądało, gdybym jednak został w Polsce. Pewnie unikalibyśmy się z Dawidem nawzajem, ja bym znalazł jakąś średnio płatną pracę i już nigdy więcej nie wrócił do grania muzyki, głównie ze wstydu i poczucia życiowej porażki. Z drugiej strony coś uparcie próbowało mnie przekonać, że prędzej czy później byśmy się zeszli. Że to, co nas łączyło, było w gruncie rzeczy tak silne, że nawet obustronna zdrada (chociaż w innych tego słowa znaczeniach) nie potrafiła tego zniszczyć. Dotychczas uciekałem od tych myśli jak tylko mogłem, teraz jednak, leżąc w swoim mieszkaniu z Dawidem w ramionach i obserwując wschód słońca za oknem, ta myśl powróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Jego ciężar na moim ramieniu był tak znajomy i naturalny, że aż zapomniałem, jak to jest leżeć w łóżku samemu. Dlaczego obaj do tego doprowadziliśmy? Przecież byliśmy dla siebie stworzeni...

Przeczesałem krótkie włosy Dawida palcami, wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do ich długości. Pamiętałem, jak miękkie były jego loki, jak cudownie przepływały przez palce. Z cichym westchnięciem pocałowałem go w czubek głowy i powoli podniosłem się z łóżka. Poranne, kalifornijskie słońce pięknie oświetlało pomieszczenie, aż żałowałem, że częściej nie wstawałem przed jego wschodem. Chciałem zrobić coś do jedzenia, ale nie potrafiłem się zmusić do wyjścia z pokoju. Zamiast tego stałem w progu i patrzyłem na śpiącego Dawida. Matko, dlaczego zmarnowaliśmy tyle czasu...?

Kilka minut później chłopak w końcu zaczął się wybudzać. Przetarł oczy dłonią i zamrugał ze zdziwieniem, nie widząc mnie obok siebie. Kiedy podniósł głowę w moją stronę, na jego twarzy dało wyczytać się ulgę.

– Hej.

– Hej.

Odwzajemnił mój uśmiech, chociaż było widać, że ciągle trwa w półśnie. Powoli podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju, gapiąc się na niego jak ciele w malowane wrota.

– Ciekawe czy cała Polska się zastanawia, gdzie cię do cholery wywiało.

Wzruszył ramionami, odrzucając kołdrę na bok.

– Nie udzielam się za bardzo w internecie, więc pewnie nikt nawet nie zauważył, że nie ma mnie w kraju.

Pokiwałem głową i po chwili zastanowienia sięgnąłem dłonią, aby ponownie przeczesać palcami jego włosy. Uroczo odstawały na wszystkie strony. Boże, ale ja za nim tęskniłem.

– Dziękuję, że przyjechałeś.

Zareagował nieśmiałym uśmiechem i westchnął cicho, prawie niedosłyszalnie. Lubił mój dotyk, nie raz mi to mówił. I najwidoczniej to się nie zmieniło. Podrapałem go delikatnie za uchem i mruknąłem:

– Nie tylko dlatego, że zwróciłeś mi album. Tęskniłem za tobą.

Po paru sekundach chwycił delikatnie moją dłoń i odsunął ją powoli od siebie, po czym sięgnął po swoją koszulę, rzuconą gdzieś niedbale ostatniego wieczora.

– Będę musiał się niedługo zbierać, wieczorem mam lot do Warszawy.

Och, no tak. Przecież nie mogłem od niego oczekiwać, że zostanie tutaj dla mnie przez najbliższe miesiące... Bardzo nie chciałem dać tego po sobie poznać, ale pewnie i tak wyglądałem na rozczarowanego i zatroskanego, bo Dawid w pewnym momencie przerwał zapinanie koszuli i sięgnął po moje dłonie.

– Obiecaj, że kiedyś wrócisz do Warszawy... do Polski. Wszyscy za tobą tęsknimy, naprawdę.

Powoli podniosłem na niego wzrok, przeklinając w duszy na jego piękne oczy i dar przekonywania. Nie chciałem tego, za żadne skarby świata, ale w takich warunkach nie potrafiłem mu odmówić. Wziąłem głęboki oddech i pokiwałem nieśmiało głową.

s w e e t [taco hemingway x dawid podsiadło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz