Rozdział 8: Zaginiony wuj

1.1K 110 111
                                    

     Następnego dnia po powrocie ze szkoły zastałem dom zamknięty na cztery spusty. Ojciec i Ellie wciąż przebywali w „uzdrowisku", za to matka nie wróciła jeszcze z pracy. Znudzony cisnąłem plecak w kąt obok schodów i wszedłem do salonu. Rozwaliłem się na kanapie i włączyłem telewizję. Jeśli już chciałem ją oglądać, wolałem robić to w samotności.

Przez jakiś czas skakałem po kanałach, aż w końcu natrafiłem na końcówkę wiadomości. Zainteresowany podniosłem się i w skupieniu wsłuchałem w słowa dziennikarza:

...grupa trafiła dziś w nocy do szpitala, większość odniosła rany szarpane. Na szczęście nie stwierdzono ofiar śmiertelnych — informował poważnym tonem. — Czy Vancouver powinno przygotować się na regularne tajemnicze ataki? Jak długo potrwają poszukiwania sprawcy? Z czym w ogóle mamy do czynienia?

Zastygłem w miejscu. Jedna myśl nie dawała mi spokoju — wszystko zaczęło się dokładnie w tym samym czasie, co pierwszy wyjazd ojca i Ellie do uzdrowiska. Teraz kiedy znów nie było ich w domu, doszło do kolejnej napaści. I ta cała zagadkowa otoczka, którą wraz z matką budowali wokół swoich wypadów. Jawnie mnie okłamywali, ale w jakim celu?

Chociaż nie cieszyło mnie to w najmniejszym ułamku, puzzle zdawały się powoli do siebie pasować. Pozostawało tylko pytanie — jak, do cholery, mogli być zamieszani w ataki stwora rodem z horrorów?!

     Znają go. Przecież sam słyszałeś.
     Jak można „znać" coś takiego?
     Nie wszystko, co kluczowe, widać na pierwszym planie...

Z nadmiaru sprzecznych, nieraz absurdalnych myśli, rozbolała mnie głowa. Z braku sensownych poszlak wolałem na razie dać sobie spokój z układaniem teorii spiskowych.

Wkrótce mama wróciła do domu, więc oddaliłem się na piętro i zaszyłem w swoim pokoju. Dwie godziny później usłyszałem wołanie. Zszedłem na dół, gdzie wspólnie zasiedliśmy do posiłku.

W milczeniu pochylałem się nad swoim talerzem, całkowicie ignorując mamę, która nieudolnie próbowała rozpocząć rozmowę. Zaczęła od nowinek na temat jakichś wydarzeń w mieście, a kiedy to nie zadziałało, próbowała nawiązać do muzyki. Nie byłem zainteresowany głupią gadką-szmatką.

Kiedy jednak matka wspomniała o telefonie i pozdrowieniach od babci Anne, coś niespodziewanie przyszło mi na myśl. Uniosłem głowę i posłałem mamie niewzruszone spojrzenie.

— Kim jest Bastian? — zapytałem bez ogródek, bezczelnie patrząc prosto w matczyne oczy.

Jej reakcja w postaci chwilowej przerwy w przeżuwaniu i dwukrotnego mrugnięcia oznaczała tylko jedno — zmieszanie. Możliwe, że nawet lekki stres.

— Czemu pytasz? — odparła i chrząknęła cicho.

— Z ciekawości — odpowiedziałem szczerze.

Przez dłuższą chwilę obserwowałem walkę z jej własnymi myślami. Nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w ziemniaki na swoim talerzu, a dla mnie to kilkusekundowe zawahanie było wystarczające, by skonstruować kolejną hipotezę.

Matka wypowiada przez sen imię jakiegoś faceta... Ojciec znika co miesiąc na trzy noce, a ona nie ma nic przeciwko temu i udaje, że łyka kłamstwa o pracy w warsztacie... A co, jeśli nie tylko ojciec prowadził podwójne życie?

— Bastian to twój wuj — odezwała się w końcu i uniosła wzrok znad obiadu. — To brat twojego taty.

Prawie bym zapomniał o jego istnieniu. Faktycznie, dawno temu ktoś gdzieś wspomniał o rodzeństwie ojca. Nigdy jednak ów człowiek nie pojawił się w progach naszego domu. Nie przypominam sobie nawet, bym kiedykolwiek usłyszał jego imię.

Ten drugi ja ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz