Rozdział 4: Wodnik i Ryba

1.3K 115 92
                                    

     Dziwnie się czułem, przemierzając miasto u boku Camilli. W zasadzie nie pamiętałem, kiedy ostatni raz pchała mnie tak wielka ciekawość. Od pierwszego momentu zetknięcia się ze szkołą zawsze otaczali mnie ludzie nudni i zupełnie przewidywalni. Przywykłem do tego, że nie warto poświęcać nikomu większej uwagi, bo niemal na pewno okaże się to stratą czasu. Musiało minąć wiele lat, by ktoś wreszcie obudził we mnie jakiekolwiek zainteresowanie.

     Nie rozumiem. Przecież nie zrobiła niczego wyjątkowego.
     Co masz na myśli?
     Czym przykuła twoją uwagę? Ledwo wybija się z tłumu.
     Tych, co kochają być w centrum zainteresowania, omijam szerokim łukiem.
     Tych, co unikają rozgłosu, też omijasz.
     Fakt.
     Więc?
     ...nie wiem. Po prostu nie wiem, gdzie ją zaszufladkować. Męczy mnie to.
     Kiedy wreszcie się dowiesz, dasz sobie spokój?
     Tylko na to czekam.

Przez całą drogę Camilla milczała i w pewnym pośpiechu prowadziła mnie w jedynie sobie znanym kierunku. Nie zapytałem nawet dokąd się kierujemy. Po prostu szedłem odrobinę w tyle i również nie odzywałem się słowem.

Wreszcie minęliśmy dworzec, gdzie zeszliśmy z chodnika i weszliśmy w zarośla tuż obok. Zatrzymałem się i z wahaniem spojrzałem na pokonującą krzaki dziewczynę. W jej ruchach widać było zdecydowanie, więc to nie mogła być jej pierwsza wycieczka w te strony.

Nie dając sobie czasu na wyszukiwanie „za" i „przeciw", podążyłem za nią. Okazało się, że gęstwina ciągnęła się przez zaledwie kilka metrów, bo po krótkiej chwili znaleźliśmy się na porośniętym trawą zboczu. Ale to wciąż nie był koniec naszej wędrówki.

Dopiero kiedy weszliśmy na samą górę wzniesienia, zorientowałem się, że tak naprawdę znajdowaliśmy się na wale, u którego podnóża ciągnęły się tory kolejowe. Ruszyliśmy szczytem nasypu, a po kilkunastu minutach dotarliśmy w pobliże niewielkiego drzewa.

Camilla rzuciła swój plecak na ziemię, a potem sama usiadła na trawie i skrzyżowała nogi. Zadarła głowę i spojrzała na mnie dokładnie w momencie, w którym nie potrafiłem dłużej powstrzymywać zaintrygowania pewną kwestią. Bo w końcu mogła wybrać się na wagary z kimkolwiek. Wciąż nie wierzyłem w to, że akurat ja okazałem się najlepszym wyborem.

— Po co... — Ledwo otworzyłem usta, gdy dziewczyna przerwała mi w pół słowa.

— Żeby sobie wspólnie pomilczeć — odpowiedziała na pytanie, które chyba bardzo wyraźnie malowało się na mojej twarzy.

Cam poklepała miejsce obok siebie. Z wahaniem ściągnąłem plecak i usadowiłem się trochę dalej niż proponowała. Coraz mocniej doskwierało mi uczucie zakłopotania. Nie wiedziałem czego oczekiwać w tej niecodziennej sytuacji.

Tak, jak zapowiedziała, trwaliśmy w milczeniu i paliliśmy papierosy. Otaczała nas cisza wypełniona jedynie szumem drzew i krzaków. Nie docierał tam zgiełk miasta czy warkot setek samochodów.

Chociaż siedzieliśmy ramię w ramię, czasem pozwalałem sobie zerknąć na swoją towarzyszkę. Jej twarz przez większość czasu zwrócona była ku niebu, w którego kierunku wypuszczała papierosowy dym, a potem spod półprzymkniętych powiek wpatrywała się w znikające szare kształty.

Zauważyłem, że nerwowość, którą wcześniej w niej dostrzegłem, trochę straciła na sile. Kiedy zaciągała się papierosem, jej dłonie nie drżały już tak mocno. To „wspólne milczenie" musiało jej faktycznie pomagać.

I chyba miałem rację, bo już po chwili Camilla chyba zapomniała o tym, co mówiła.

— Leo to lew — zaczęła, po czym z wolna zwróciła twarz w moją stronę. Na jej ustach cały czas gościł lekki uśmiech. — To twój znak zodiaku?

Ten drugi ja ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz