Rozdział 13: Oblicza patologii

984 104 105
                                    

— Leo? Leo! Co to ma znaczyć?!

Głos matki brutalnie wyrwał mnie ze snu. Już wiedziałem, że to będzie zły dzień. Nie dość, że nie mogłem zasnąć, to jeszcze po przebudzeniu od razu rozbolała mnie głowa, a na twarzy czułem nieprzyjemne pulsowanie. W dodatku cholernie chciało mi się pić.

Huk otwieranych drzwi wbił się w moje uszy niczym szpila, ale to nie był koniec atrakcji.

— Jezu Chryste, jak ty wyglądasz?!

— Ćśś...

— Co się stało? Kto cię tak urządził?!

— Lili, nie krzycz tak, chłopak ma kaca — wtrącił się nagle głos ojca.

— Co? Piłeś alkohol?!

Stary nie mógł powstrzymać cichego śmiechu. Mnie w ogóle nie było wesoło. Zebrałem się w sobie i uniosłem powieki. Na szczęście zasłony wciąż pozostawały zaciągnięte i światło nie poraziło mnie w oczy.

Rodzice stali przy moim łóżku, a matka trzymała w dłoniach moją wybrudzoną trawą i krwią bluzę. Ojciec był wyraźnie rozbawiony, a na twarzy mamy malowało się istne przerażenie.

— Zarobić w pysk na swojej pierwszej imprezie to niezły wyczyn, Leo — skomentował stary.

— Nie ma się z czego śmiać, spójrz, jak on wygląda!

— Nic mi nie jest — wychrypiałem, chcąc, żeby wreszcie dali mi spokój.

— Nie? A widziałeś się w lustrze? — Uniosła brwi, robiąc tę swoją minę pod tytułem: „jestem starsza i mądrzejsza".

Poirytowany i obolały podniosłem się na łokciach i wychyliłem w stronę szafy. W pierwszej chwili byłem przekonany, że ktoś obcy leżał w moich pościelach. Nic dziwnego, że matka tak na mnie patrzyła.

Lewa strona twarzy sprawiała wrażenie napompowanej i pomalowanej fioletowo-czerwoną farbą. Oko okalała sina plama i napuchnięte powieki, spierzchnięte usta znaczyło zaklejone obrzydliwym strupem rozcięcie, a miejsce, gdzie powinna być kość policzkowa, przybrało niemal czarny odcień.

Mimowolnie się skrzywiłem, co skończyło się jedynie jękiem bólu. Wyglądałem jak karykatura.

— Zbieraj się, Leo, jedziemy do szpitala — zarządziła mama i wciąż w nerwach wyszła z pokoju.

— Co? Po co? — rzuciłem za nią, ale już mnie nie słyszała. Zauważyłem, że mówienie przychodziło mi z trudem.

Ojciec nadal stał obok mnie i z dłońmi w kieszeniach zerkał na moje odbicie w lustrze.

— Wygrałeś? — zapytał cicho i uśmiechnął się szerzej.

— Zremisowałem — odburknąłem ponuro i właśnie wtedy przypominałem sobie o ojcowskim „żarciku". — A numer z prezer...

— Nathaniel!!! — dobiegł nas wrzask matki. — Ten chłopak wpędzi mnie do grobu!!!

Ech... Znalazła je.



Mamę tak bardzo oburzyło, że miałem przy sobie kondomy na imprezie, że z początku nie docierało do niej, że to właśnie ojciec po kryjomu wsunął je do mojej kieszeni. Cała sytuacja dosłownie wytrąciła ją z równowagi.

Koniec końców to stary zabrał mnie do szpitala, a matka została w domu, żeby się uspokoić. Wiedziałem, że protesty były daremne i chociaż nie widziałem sensu w szlajaniu się po lekarzach, ustąpiłem.

Ten drugi ja ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz