Rozdział 2

12 6 0
                                    

-Jak długo jeszcze mam leżeć w tym łóżku.Czuję się bardzo dobrze.Chciała bym wstać.

Galeon spojrzał z troską na mnie .

-Przykro mi zalecenie lekarza.Jesteś jeszcze osłabiona.

Byłam naprawdę znudzona i zdenerwowana.Miałam dosyć leżenia. Nosiło mnie. Czułam w środku tyle energii .Chciałam wstać i poszukać mojego anioła.Bardzo chciałam z nim porozmawiać.Podziękować za uratowanie mi życia a przede wszystkim spojrzeć znowu w te przepastne oczy.

-Zaraz zaraz czy przypadkiem to nie ty jesteś tym lekarzem?

Zapytałam ostrym tonem.Galeon oderwał się od dokumentacji medycznej którą przeglądał. Spojrzał na mnie zdziwiony.

-Jestem lekarzem ale wszelkie decyzje podejmuje ktoś inny.

No teraz to się naprawdę wpieniłam.

-Niby kto do cholery.

Prawie to wysyczałam.

-Chce natychmiast wstać i wrócić do domu. Podejdź tutaj i odłącz to ustrojstwo bo za chwilę sama to zrobię.

Byłam naprawdę zła.Nie mogą mnie tu trzymać wbrew mojej woli.Nagle drzwi do sali otworzyły się i do środka pewnym krokiem wmaszerował on.Wielki,anielsko przystojny i tajemniczy.Robił porażające wrażenie.Moja złość nagle gdzieś wyparowała i nie mogłam oderwać od niego oczu.

-Galeonie zostaw nas proszę.

Zagrzmiał tubalnym barytonem od którego ciarki przebiegły po całym moim ciele.Lekarz ukłonił się co było dosyć dziwne i bez słowa opuścił sale zamykając za sobą drzwi.

-Należą ci się wyjaśnienia Pani.Pozwolisz że się przedstawię.Jestem Ian Magnus Morisson. Jestem przywódcą mojego klanu.Znajdujesz się w prywatnej klinice w naszej kwaterze głównej.

Patrzyłam na tego pięknego mężczyznę i zastanawiałam się z jakiej epoki on się urwał.Nie bardzo docierał do mnie sens jego słów.

-Przepraszam.-Wyjąkałam.-Jakiego klanu?

Wpatrywał się we mnie intensywnie tymi swoimi nieziemskimi oczami a ja nie potrafiłam zebrać myśli.

-Co pamiętasz z ataku na ciebie Pani?

Zapytał nie odrywając ode mnie spojrzenia. Hipnotyzował mnie ,czarował.Całą siłą woli odwróciłam wzrok i spuściłam głowę wpatrując się w swoje ręce.Nagle wspomnienia wypłynęły z zakamarków mojego umysłu.Słowa same wyrwały się z moich ust.

-Wielkie psy i ich żółte, świecące ślepia.Ociekające śliną pyski z których wystawały ogromne kły.Gryzły mnie i szarpały moje ciało.Ból tak ogromny iż straciłam nadzieję ze wyjdę z tego żywa.Wtedy pojawił się ktoś i je odpędzał.Walczył z nimi.Słyszałam skowyt i pisk a potem ciszę.

Dalej wpatrywałam się w dłonie bojąc się spojrzeć na mojego anioła.Wspomnienia były tak żywe że poczułam ból rozrywanego ciała.Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową aby się ich pozbyć.

-Wiesz dlaczego zostałaś zaatakowana?

Otworzyłam oczy ale nadal wpatrywałam się we własne dłonie.

-Nie mam bladego pojęcia.Nie zrobiłam im nic złego. Nie skrzywdziła bym żadnej żyjącej istoty.

-To nie były psy ale wilkołaki.

-Że co?

Usłyszawszy słowo wilkołaki nie powstrzymałam odruchu i spojrzałam na niego prosto w te obsydianowe oczy.Cała krew odpłynęła mi z twarzy i zrobiło mi się strasznie zimno.Jego twarz wyrażała zaniepokojenie. Zrobił dwa kroki w moim kierunku.Przecież to nie możliwe.Takie stwory nie istnieją w realnym świecie.Kiedy się zbliżył poczułam zapach piżma i goździków który wypełnił moje płuca.

Obietnica wiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz