Rozdział 3

5 5 0
                                    


Ana była sfrustrowana. Ian wyraźnie jej unikał tylko z jakiego powodu.Przecież ją uratował razem z Martinem któremu już podziękowała ze sto razy.Martin był bardzo miłym facetem a do tego przystojnym ale nie w jej typie.Nie pociągał jej tak jak Ian.Mroczny anioł tak określała go w swoich myślach.A myślała o nim bez przerwy.Do tego w nocy śniła o nim jak ją całuje i przytula.Jak szepcze jej czule do ucha.To naprawdę zaczynało ją przerażać.Czyżby popadała w  obsesje na punkcie tego faceta.Przecież był wampirem powinna się go bać i unikać a nie śnić o nim i szukać go po całej posiadłości.Muszę z tym skończyć i przestać o nim myśleć ale jak to zrobić do cholery.Nie, potrzebuję to wyjaśnić,dowiedzieć się dlaczego mnie unika może w tedy łatwiej będzie mi trzymać się od niego z daleka.Niech mi powie prosto w oczy ze mnie nie lubi ,nie cierpi lub coś podobnego w tedy będę mogła go także znielubić.Zatrzymała się pośrodku swojego pokoju i rozejrzała dookoła. Gdzie się znowu podział tan futrzak.Ostatnio ciągle gdzieś znika.Ruszyła do drzwi na korytarz w poszukiwaniu kota.

Przez ostatnie dni obserwował jak Ana zwiedzała posiadłość i poznawała nasze zwyczaje.Wiedział dokładnie gdzie jest i dzięki tamu udawało mu się ją unikać.Tak będzie lepiej.Postanowił pozbyć się powiązania przez rytuał.Nie mógł tego dłużej wytrzymać.Bez przerwy myślał o niej.Nie potrafił na niczym się skupić.A sytuacja była poważna. Likantropy nie odpuszczali i wciąż żądali wydania im Any. To się skończy rozlewem krwi.Musimy się przygotować na atak.Nagle usłyszał mruczenie.Podniósł głowę z nad dokumentów i jego oczom ukazał się Blisski który wmaszerował jak gdyby nigdy nic do gabinetu przez uchylone drzwi.Zatrzymał się spojrzał mi w oczy swoimi zielonymi ślepiami i głośno miałknął. Po czym usiadł na środku gabinetu i rozglądał się dookoła. Przyglądałem mu się przez chwilę.

-Przyszedłeś w odwiedziny?

Zapytałem sierściucha z uśmiechem i w tym momencie usłyszałem nawoływanie Any i szybkie kroki na korytarzu.Ana szukała swojego zwierzaka.Kierowała się w tę stronę.Nie miałem wyjścia nie mogłem uciec.Wpadła zdyszana do gabinetu z rozwianymi włosami i uśmiechem na twarzy.Ubrana w czerwoną koszulkę na ramiączkach i niebieskie jeansy.

-Tutaj jesteś łajzo.Wszędzie cie szukałam.

Kiedy mnie zauważyła zesztywniała a jej uśmiech zniknął z jej twarzy.Wyprostowała się .

-Bardzo przepraszam nie wiedziałam że ktoś tu jest .Drzwi były otwarte dlatego nie zapukałam.Przepraszam.

Widać było że zachowuje rezerwę. Była sztywna i oficjalna. Podeszła do kota i wzięła go na ręce. Odwróciła się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.Tak bardzo chciałem żeby została.

-Nie wychodź proszę.

Powiedziałem łagodnie do jej pleców.Zatrzymała się i po chwili wahania odwróciła w moją stronę. Blisski wtulał się w jej piersi a ja poczułem napływającą zazdrość ze to nią ja jestem na miejscu tego futrzaka.

-Powinnam ci podziękować za uratowanie mi życia.Więc dziękuję.Dziękuję też za opiekę i ochronę.

Głos miała wyprany z wszelkich emocji.

-Za uratowanie cię powinnaś podziękować Martinowi.To on z narażenie życia ocalił cię przez wilkami.

Spojrzała w dywan tak jakby by celowo nie chciała spojrzeć mi w oczy.

-Już to zrobiłam.Dlaczego mnie unikasz?Mieliśmy dokończyć rozmowę.

Wypowiedziawszy te słowa podniosła wzrok i spojrzała wprost w moje oczy a ja poczułem fale gorąca kumulującą się w najintymniejszych zakamarkach mojego ciała.Boże wystarczyło że na mnie spojrzała a ja już byłem gotowy.Poczułem rozpieranie w moich spodniach i dziękowałem stwórcy że siedziałem za biurkiem więc Ana niczego nie zauważyła.Jej oczy wwiercały się w moje ale w nich także dostrzegłem pożądanie które potwierdzał jej zapach.Była podniecona.Odezwałem się nieco ochrypłym głosem.

Obietnica wiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz